przez Lilith Blindshoter » 23 Kwi 2019, o 00:41
Aaraya westchnęła ciężko. Wiedziała ze Olo wyruszył ledwie kilka dni wcześniej i praktycznie całą trasę, która oni mieli pokonać speederem, on miał pokonać pieszo, teoretycznie nie było czym się martwić. Jednak czuła się nieswojo posyłając towarzysza w nieznane, na dodatek bez broni, wprost w łapy jakiegoś fanatyka. Ponadto milczenie gunganina, nie była jedynym co ją martwiło. Już sam fakt, że znowu musiała dowodzić przytłaczał ją niewyobrażalnym wprost ciężarem. Na miłość Mandy, ona nie powinna była dowodzić, każdy jej błąd jej towarzysze mogli przypłacić życiem. Przecież jak do tej pory jej ludzie już 3 razy o mało przez nią nie zginęli. To nie była rola dla niej i po cichu w głębi duszy liczyła, iż teraz to Garis przejmie na siebie podejmowanie decyzji i planowanie, a ona wróci do wykonywania rozkazów bardziej doświadczonych od siebie.
Jakby tego było mało wciąż jeszcze nie całkiem pewnie czuła się w nowym pancerzu, choć ostatnie kilka dni poświęciła na intensywne ćwiczenia i zapoznawanie się ze wszystkimi systemami nowej zbroi to nadal wydawało jej się tego za dużo. Na spokojnie umiała już ogarnąć natłok informacji, ale co będzie w ogniu walki?
Aaraya opadła ciężko na jedno z siedzeń w speederze i spojrzała na błaznujących Adena i Gall, jednocześnie starając się ignorować Drattina, i mając nadzieję, iż nie przyjdzie mu do głowy znów nazywać jej „wodzem”. Nie rozumiała czemu się tak zachowywał. Trzymał się blisko niej i starał się ją chronić, czasem zdawało jej się, iż troszczy się o nią niemal tak mocno jak ona o Gal i zupełnie nie rozumiała, dlaczego. To było frustrujące. O co chodzi Adenowi i Gal? Oboje wciąż błaznowali jak młode strile. Odreagowywali? A może chodzi o coś jeszcze? Potrzasnęła głową. Nie, nie, to nie tak. Ani to jej sprawa, ani to właściwy moment. Musiała skupić się na zadaniu, wszyscy musieli.
Speeder ruszył w kierunku krainy bagien z takim przytupem, iż Aaraya aż musiała złapać się mocniej swojego fotela.
- Aden, spieszy nam się, ale nie w zaświaty – rzuciła do pilotującego towarzysza, usłyszała wewnątrz hełmu śmiech Adena rozbawionego jej czerstwym dowcipem. Właściwie tylko Verd zdawał się być równie nie w humorze co sama Aaraya. Najmocniej zżył się z Olem i nieobecność gunganina bardzo dawała się młodemu wojownikowi we znaki. Aaraya też się martwiła o swego długouchego towarzysza.
Chyżo przemykali nad kolejnymi wzgórzami porośniętymi miękką zieloną trawą i pachnącym kwieciem. Lecieli przez przepiękną okolicę, mimo to Aaraya jedynie podświadomie notowała zmiany w wygładzie otoczenia z byt zatopiona w swych myślach. Gdy tak lecieli w milczeniu trawa pod nimi zrobiła się gęstsza i ciemniejsza, częściej przetykana roślinnością typową dla bardziej podmokłych terenów. Linia drzew zbliżała się nieubłaganie, a w raz z nią wszystkie niebezpieczeństwa nadchodzącej misji. W końcu speeder minął bagna i zapuścił się w las. Mandalorian ogarnął przyjemny cienisty chłód. Jednak nie dane im było się nim spokojnie nacieszyć. Usłyszeli bowiem, przerażający i dobrze znany dźwięk, lub raczej wizg, który sprawił, iż Aarayi zjeżyły się włosy na karku. Myśliwce Imperium … I jeszcze coś… Ten dudniący ryk innego typu silników. Aden instynktownie wykonał manewr unikowy. Aaraya ponownie mocniej złapała się swojego fotela, gdy speeder gwałtownie zmienił kierunek ruchu, skręcając i gnając ku linii drzew. Nad nimi przemknął jakiś frachtowiec, cel myśliwców TIE. A uszu Aarayi dobiegły podniecone głosy towarzyszy.
- Ruszajmy dalej, zanim zawrócą. – odparła zaczynało jej się zdawać, iż od dołączenia do Garisa wszyscy nagle zapomnieli jak niebezpieczna jest sytuacja w jakiej się znaleźli. Cieszyła ją nadzieja jaka wstąpiła w jej towarzyszy i sama czułą się pewniej, odkąd znaleźli wykwalifikowanego dowódcę, ale przecież… Do licha przecież utknęli na Imperialnej planecie. W każdej chwili mogli zostać wykryci. Mamy zadanie do wykonania.
- Racja – poparł ją Drattin – Ale tak swoją drogą sądzicie ze go dorwali?
- Nawet jeśli nie to w końcu im się uda – ponuro odparł Verd
- Oby słono za to zapłacili dodała Gal a Aaraya odpowiedziała jej skinięciem głową.
Przez kilka godzin przemierzali obrzeże lasu licząc na wiadomość od wysłanego przodem gunganina. W końcu zatrzymali się by rozejrzeć się nieco dokładniej w śród drzew, wciaż oczekując jakiejkolwiek wiadomości. Jednak Olo milczał. Verd dreptał w tę i z powrotem nieco nerwowo. Gall wpatrywała się w gęstwinę. Drattin wciąż rozmyślał nad losem widzianego kilka godzin wcześniej frachtowca. Aden robił małe wypady to za jedna to za drugą kępę krzaków, ewidentnie chciał iść dalej, zresztą jak chyba każdy z nich, jednak Aaraya zakazał wszystkim dalszej wyprawy w gęstwinę drzew. Bez przewodnika to jak samobójstwo, mogli by zabłądzić na wiele dni, wpaść na wroga, całkowicie nieświadomi jego bliskości. Za duże ryzyko. Nie mogli też wywoływać Ola przez komunikator, nie wiedzieli nawet czy Gunganin nadal ma go ze sobą.
- Zbieramy się. -rzucił Aaraya - nie możemy tu tkwić bez końca.
- Olo może odezwać się w każdej chwili – zaczął Verd
- Może się też w ogóle nie odezwać – odparła, może trochę za ostro – Niestety nie wiemy. A nie możemy siedzieć bez czynni lub przeszukiwać lasu licząc na łud szczęścia. Nie mamy na to czasu…Tym bardziej, jeśli Olo potrzebował by naszej pomocy. – dodała - Musimy zabrać się do tego metodycznie.
- CO proponujesz Alor? – zapytała Drattin
- Żebyś przestał mnie tak w końcu nazywać – odparła już niemal machinalnie – Przeniesiemy się do tego pałacyku, który jest na północ stąd, przeszukamy go i jeśli będzie się nadawał rozbijemy tam obóz. Jeśli Olo się odezwie, dostosujemy się do podanych informacji. Ale jeśli nie, podzielimy obszar poszukiwań na sektory i będziemy przetrząsać go kawałek po kawałku. Postaramy się namierzyć jakiś oddział tych gungańskich radykałów. Gdy tylko ich znajdziemy to w zależności od liczebności albo będziemy ich śledzić albo „zaciągniemy języka”. – wyjaśniła – I za wszelką cenę unikamy Imperialnych. Jak zarazy. Zrozumiano? – Gal, Dratin, Aden i Verd, cztery kiwnięcia głową. – Dobrze wiec ładować się od speedera i ruszamy.
Jak powiedział atak uczyniła zajmując swoje stałe miejsce.
- A, i Aden, bez szaleństw, jeśli można prosić. – rzuciła od niechcenia
Aden odburknął coś w odpowiedzi, ale ruszył znacznie łagodniej niż poprzednim razem. Ruszyli W stronę pałacyku.