- Chyba już nie ma specjalnie czym się zajmować. Załatwiliśmy statek, a także kila innych rzeczy. Głównie musimy się więc przygotować mentalnie.
Kiedy nastał dzień, rebelianci zaczęli się zbierać na misję. Czas grał tu ważną rolę, bo liczyło się tu życie. Nie tylko Toblera, ale także ich - gdyby Imperium jakoś dowiedziało się co jest planowane, cała misja była by skończona zanim się zacznie... Każdy dzień i każda godzina zwiększała to ryzyko.
Alfa opuściła sklep pierwsza. Mieli zbadać teren, a do tego jako jedyni byli gotowi do walki na miejscu. 20 minut od ich wyjazdu do sygnału komunikatora (i następującej krótkiej wymiany zdań w której poinformowali, że droga była czysta), były dość stresujące.
Samo opuszczenie "bazy" z resztą grupy uderzeniowej nie było dla Daeshy znacznie lepsze. Tym razem nie jechali ciężarówką, a dwoma bardziej normalnymi, osobowymi pojazdami repulsorowymi.
Droga była jednak spokojna i wszystko odbyło się bez problemów. Choć kilka razy mignął im jakiś biały pancerz, nikt ich nie zatrzymywał.
Przybyli do niewielkiego magazynu daleko od centrum miasta. Wysiedli z pojazdów i skierowali się do środka. Tam najpewniej był ich transport.
Wchodząc zobaczyli dwie rzeczy. Po pierwsze - pojazd. Kanonierkę policyjną, która choć miała kilka widocznych zadrapań i osmaleń, wyglądała na w pełni sprawną.
Z pewnością zaskoczeniem było to, że był to pojazd uzbrojony. W razie, gdyby coś nie poszło, mogli by więc przynajmniej próbować walki... Z ucieczką niestety było by trudniej, bo LAAT/le nie wydawała się zdolna do lotu poza atmosferą. A przynajmniej do lotu poza atmosferą, który nie doprowadził by do śmierci wszystkich pasażerów...
No cóż, ważne, że mieli sposób na dostanie się blisko celu. Do tego dzięki temu, że pojazd był najpewniej kiedyś Imperialny - możliwe nawet, że dość niedawno, choć jeśli w obliczu braku opcji udało się ukraść coś takiego, to było to więcej niż imponujące - więc była szansa, że Imperialni będą mniej zwracali na nich uwagę... W końcu "to tylko policja", nie?
Ale drugie, co zobaczyli, zwróciło uwagę Daeshy chyba jeszcze bardziej od niecodziennego transportu. Przy stole w rogu magazynu siedziały dwie osoby i grały w karty. Twi'lekanka rozpoznała tylko jedną z nich. Był to Montgomery Mon'ogram. Dalej w swoim imperialnym uniformie.
Nie miał jednak broni. Czego nie można było powiedzieć o drugiej osobie przy stole. Ta miała w zasięgu ręki nie tylko blaster, ale też coś wyglądającego na pałkę ogłuszającą.
Czyli to był ten oficer, który był taki pomocny... Osoba, która przecież dowodziła całą sprawą ze strony Imperium!
Kiedy grupa uderzeniowa się zbliżyła do graczy, Monty zaczął powoli wstawać, wyraźnie unikając gwałtownych ruchów i postanowił się przywitać z przynajmniej jedną z nadchodzących osób.
- Cześć ojcze. Kto by się spodziewał, że spotkamy się w takich okolicznościach. No cóż, chyba nie będzie innej okazji by cię... - nie dokończył, bo przerwał mu Major.
- Nie próbuj mi tu słodzić Monty. Wiem, że robisz to wszystko tylko dla siebie i wcale się nie zmieniłeś. Naprawdę chciałbym móc ci zaufać, ale już raz popełniłem ten błąd i nie odesłaliśmy cię do "twoich" tylko dlatego, że możesz nam pomóc. I jeśli cokolwiek się stanie, jeśli zdecydujesz się nas zdradzić, pamiętaj, że zrobię wszystko by uratować misję, nie biorąc pod uwagę tego kim dla mnie jesteś.
- Mogłem się domyślać, twardy jak zawsze. Taki pewny, że jest tylko czarne i białe, bez żadnych odcieni szarości. No, ale tak pewnie żyło się w Republice. Więc niech będzie, zagram w twoją grę... Czy gwarantujesz, że jeśli wasza misja się powiedzie i wykonam to co obiecałem, nie robiąc nic przeciw wam, ukryjesz mnie przed Imperium?
- Tak, jeśli wszystko się uda, dostaniesz to, o co prosisz.
- Świetnie więc, pojazd już macie, więc teraz podam wam kody bezpieczeństwa. Jeśli zapytają was o pozwolenie, podajcie jeden z nich i nie powinno być problemu: 078...
- znów Major mu przerwał
- O nie, lecisz z nami
- Co? - odpowiedział zdziwiony oficer - Tego nie było w umowie.
- Chcesz iść do sądu? Na pewno przychylnie spojrzą na złamanie umowy wymagającej od ciebie zdrady...
- Ale...
- Nie mamy tylu ludzi, by tracić kogoś na pilnowanie ciebie. A to, jak bardzo ci ufam, dobrze wiesz. Chyba, że masz inny pomysł na zagwarantowanie, że twoje kody nie oznaczają "chcemy się włamać, zestrzelcie nas"?
- Nie, ale...
- Jakie ale?
- Ech... Wracają wspomnienia, znowu nie wiem, jak cię przegadać...
- Nie próbuj, nie zmienisz tak mojego zdania.
- Dobra, dobra. Zrobię co chcesz.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryEch... Masz czasami coś takiego, że tworzysz kilka wersji jednej rzeczy, by zdecydować, że pierwsza była najlepsza? To był właśnie ten post, a to jest dokończona pierwsza wersja.
Wciąż nie jestem pewien, czy w dobrym momencie kończę, ale przynajmniej teraz jak chcesz możesz się wtrącić w dramat rodzinny, czy coś