Kiedy jeszcze w jej domu rebeliant mówił o tych dzieciach, nie bardzo w nie wierzyła. Jednak teraz, po wysłuchaniu Majora, dotarło do niej, że historia nie jest w żaden sposób przekoloryzowana. Chociaż nie lubiła dzieci, wywarło to na niej ogromne wrażenie. Teraz miała prawdziwy dowód na to, że wszystko, co złego mówiło się o Imperium, było prawdą.
Widziała, jak zareagowali jej rodzice. Alema'Rha zawsze lubiła dzieci, nawet te ludzkie, dlatego była równie wstrząśnięta, co córka. Nabat'Rha zamyślił się, ale Daesha'Rha wiedziała, że jej ojciec wyobraża sobie właśnie, do czego zdolni są imperialni, skoro nie wahają się krzywdzić nawet dzieci.
Gdy skończyli rozmawiać, Twi'lekanka dalej nie mogła się otrząsnąć. Czuła się niemal jak przedszkolak wyrwany ze świata pełnego kolorowych zabawek i wrzucony w błoto slumsów. Przez całe życie nie miała nawet pojęcia, ile okrucieństwa jest nawet na jej ukochanej, pozornie spokojnej planecie.
Imperium okazało się być rakiem, a właściwie bezwzględnym pasożytem. Jak czerw wgryzało się w Naboo i żerowało na spokoju i szczęściu mieszkańców. Spasło się i dalej żywiło okrucieństwem. Takie pasożyty trzeba było jak najszybciej usuwać, wiedziała o tym choćby z racji zawodu.
Tylko dlaczego wszyscy o tym wiedzą i nic nie robią? Tyle istot, tylu mieszkańców na planecie, wszyscy wycierpieli swoje, ale nikt nie chce nic z tym zrobić! Jakby mieli zaślepki na oczach! Ilu z nich musi jeszcze stracić tyle, co ona i jej rodzice, żeby zrozumieć?
Czy tylko ta garstka rebeliantów była gotowa się przeciwstawić? Czy tylko oni wiedzieli, co trzeba zrobić?
W tym momencie Daesha'Rha zrozumiała sens tej rebelii. Zawsze uważała, że Imperium nie należy się przeciwstawiać, że trzeba je po prostu znieść. Ale wyglądało na to, że takie przyzwolenie tylko rozjuszało bestię dalej. Zrobienie czegoś na skalę Galaktyki, jak mówił Major, nie miało za bardzo racji bytu. Ale Naboo było jak najbardziej w zasięgu.
Czuła się związana z tą planetą. W końcu to na niej jej rodzice znaleźli dom, a ona się wychowała. Alema'Rha nauczyła ją miłości i szacunku do natury. A Naboo było jak Matka Natura, stanowiło ostoję i podporę dla wszystkich mieszkańców, od najmniejszego zwierzęcia, do największej istoty. I właśnie dlatego nie można było pozwolić, żeby ten nowotwór w postaci Imperium, drążył niczemu niewinną planetę.
Przez resztę dnia Daesha'Rha chodziła nabuzowana, jak jaboon podczas rui. Kręciła się w tę i we w tę, jakoś nie mogła znaleźć sobie miejsca. Dopiero po kilku godzinach zdołała się uspokoić.
Nabat'Rha znalazł gdzieś jakieś części, chyba mechaniczne. Daesha'Rha podeszła do niego i zerknęła mu nad ramieniem.
- Co tam masz? - zapytała. Nowa rzecz pozwoliła jej odwrócić na chwilę uwagę od złości. Przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu nie działało na nią dobrze.
- Znalazłem jakiś odbiornik. Chyba. Wygląda mi to na stacjonarne radio, czy coś w tym rodzaju. Taki komunikator, tylko większy. Podłubię w tym, może zdołam to uruchomić.
- Pokażesz mi, jak to się robi?
- Pewnie. Niewiele tu narzędzi, więc pokażę ci alternatywną medycynę sprzętów mechanicznych. Podaj mi tamten drucik.
Usiadła razem z ojcem i zaczęli rozkręcać mechanizm.
- Co o nich sądzisz? - zapytała - O rebeliantach i tej całej rebelii?
- Nigdy nie podobały mi się takie akcje - odparł od razu - Narwane dzieciaki próbują zmieniać świat. Tak w każdym razie zawsze sądziłem. Teraz, jak na nich patrzę, myślę, że mogą mieć trochę racji.
Daesha'Rha pokiwała głową, nie chcąc mu przerywać.
- Tylko dlaczego musiało się to odbić na nas? - mówił dalej - Mogliby przecież zabijać się i rujnować sobie nawzajem życia bez udziału postronnych. Na razie niewiele chcę o tym myśleć. Wolałbym wrócić na farmę, do codziennej rutyny, po prostu do życia. - podniósł głowę i poruszył ramionami - Dalej mam wrażenie, że to jakiś dziwny sen, że zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy. Tylko jakoś nie mogę się wybudzić.
Dalej pracowali w milczeniu. Twi'lekanka musiała przetrawić sobie te słowa i wszystko, co dzisiaj usłyszała.
Zanim się obejrzeli, zbliżył się wieczór, a tym samym pora, żeby wrócił Monab.