Silna jest Moc, Mocą jestem silny. Przepływająca przez Stardusta Moc była czymś niesamowitym. Siła, która spajała wszechświat, siła tworząca wszystko i mogąca wszystko zniszczyć. Coś wykraczającego poza zwyczajny, rzeczywisty obraz. Dotknąć Mocy, to jak doznać całego życia naraz. Samotny człowiek szedł przez więzienie na Naboo, a każdy jego krok odbijał się falą przez delikatne struny świata. Galaktyka grała cicho nuty dawno zapomnianej melodii. Każdy oddech, każdy ruch wibrował zapomnianą przez ludzi siłą. Każda cząstka we wszechświecie zdawała się przekazywać sobie z radością długo wyczekiwaną wiadomość. Jasna Strona jeszcze ten jeden raz rzuciła wyzwanie Mrokowi. Niewinni znów mogli liczyć na pomoc. Znalazł się ktoś gotowy dla nich do poświęcenia.
Stardust stał skupiony, będąc centrum tego wszystkiego. Ściany więzienia, które widział wcześniej dawno już odpłynęły. Wokół niego szalała czarna burza złości, nienawiści, strachu i gniewu. Coś złego, coś potwornego trzymało w swojej mocy dzieci. Przez chwile myślał, że one same, doprowadzone do szaleństwa wytworzyły tą istotę. Ale nie. Wyczuł, że była stara. Wyczuł ją, tak jak czuł ją jeszcze w bazie rebeliantów, kiedy z nią wygrał. Mógł wygrać i tym razem. Była teraz w pełni swej potęgi, ale on za sprzymierzeńca miał Moc.
Przed sobą widział umysły przerażonych dzieci. Spętane, zniewolone, trzymane w uwięzi. Wiezienie było teraz kłębowiskiem czarnego dymu, wypełniającego każdą niemal przestrzeń. Każdą, poza jasnym punktem, w którym stał Michael. Był niczym latarnia w ciemną noc, zwiastująca ratunek i odpoczynek. Dym kłębił się coraz bardziej, dzieciaki szamotały się wśród niego.
Kim jesteś...? Nikim... Echa rozbrzmiewały wokół niego. Skupił się na tej sile, na istocie, kierując uspokajającego fale Mocy w jej stronę. Czuł, jak słabnie, jak jego spokój zwycięża złą wolę tej istoty. Wysłał kolejną, jeszcze silniejsza falę Mocy. Aż wszystko ogarnęła jasność, a w tle słychać było jedynie potępieńczy wrzask bólu tej istoty. Dzieci.... dzieci były wolne. Czarny dym cofnął się i zamknął w czarnym krysztale, lewitującym teraz pośrodku więzienia. Wciąż jednak umysły jego podopiecznych były niespokojne. Czuł, jak dzięki kolejnym falom Mocy otacza ich umysły ochronną barierą, w której trzymał je w ciszy i spokoju, bezpieczne przed kolejnymi wybuchami.
- To prawda, to wszystko...
Były to pierwsze słowa, które usłyszał po powrocie do rzeczywistości. Czuł się wyczerpany, ale Moc pozwalała mu wykonywać większość ruchów wciąż utrzymując potężną falę uspokajania, którą trzymał dzieci w ryzach. Głowa bolała go jakby ktoś przyłożył mu w czoło metalową rurką, ale zdołał otworzyć oczy. Szef naukowców stał za nim przy drzwiach i ze zdumieniem patrzył na to, co przed chwilą zrobił Stardust. Naukowcy mieli na co dzień do czynienia z wrażliwymi na Moc. Dokonując potwornych rzeczy, musieli widzieć mnóstwo jej niekontrolowanych wybuchów, jednak mimo to byli pod wrażeniem umiejętności Stardusta. Uwierzyli, że z nim mogą zdołać ocalić i swoje życie.
- Wstawaj, biegniemy na koniec - zawołał jeden z naukowców - Mamy prom i jak będziesz pilotował, damy radę.
Stardust jednak zbył jego słowa. Podniósł się na nogi i rozejrzał po efektach swoich działań. Kilkoro dzieci stało o własnych siłach, reszta była nieprzytomna. Wszystkie jednak żyły i oddychały jakby spokojniej. Szóstka, która była przytomna, patrzyła przestraszonym, ale i pełnym nadziei wzrokiem na swojego wybawcę. Wśród nich był syn Jeersa. Na środku pomieszczenia leżał natomiast czarny kryształ, ten sam, który pojawił się w dziwnej wizji, teraz wyglądający całkiem niepozornie, jednak kiedy Stardaust na niego spojrzał, pulsujący z wysiłku ból głowy jeszcze się wzmógł. Stardust rozkazał naukowcom przenieść dzieci na prom typu lambda ukryty w hangarze za więzieniem. Po pokazie jego zdolności naukowcy, choć robili to niechętnie, nie ośmielili się mu sprzeciwić. Sam zabrał leżący na środku czarny kryształ, przedtem owinąwszy go w znalezioną w jednej z celi szmatę i zaprowadził dzieci, które miały siły iść samemu. Już na statku szef jajogłowych wręczył mu zebrane datakryształy i kody startowe. Spojrzał jeszcze przez ramię na stłoczone w statku dzieci, które jedynie Stardust utrzymywał bezpieczne dla reszty.
Poczuł wibracje startującego statku. Jeden z naukowców zdalnie otworzył górny właz i powoli wznieśli się ponad kompleksem. Niemal od razu przykuli uwagę atakujących sił. Kilku szturmowców z plecakami odrzutowymi pognało w ich stronę. Stardust nie tracił czasu. Wcisnął gaz do dechy, wgniatając siedzących w fotele, a stojących przewracając po pokładzie. Przerażeni bliskością dzieci naukowcy próbowali się od nich odsunąć, jakby parzyły, ale w promie było ich na tyle dużo, że nie mieli za bardzo gdzie się przemieścić. Na szczęście nikt nie ucierpiał a Stardust nie musiał wkładać dodatkowych sił w opanowanie dzieciaków. Na szczęście, bo już i tak utrzymywanie nadal tego stanu było niemożliwie wyczerpujące. Pozostałe resztki uwagi musiał skupić na pilotowaniu.
Wystrzelił w górę, oddalając się od ścigających ich szturmowców. Ciąg plecaków odrzutowych nie mógł dorównać silnikom promu, a kilka strzałów rozbiło się nieszkodliwie o pancerz. Liczyła się każda sekunda, by uciec poza zasięg broni przeciwlotniczej, którą mogły posiadać oddziały naziemne. Gdy dotarli do poziomu chmur, z prawej wyskoczyły na nich trzy myśliwce tie. Zbliżały się szybko, po kursie kolizyjnym. Stardust wykonał zwrot, próbując ich uniknąć, ale wiedział, że nie ma większych szans. Jeden z myśliwców wyróżniał się. Dowódca eskadry miał plan i czekał na jakiś statek, który będzie próbował wydostać się z bazy. To od początku była kolejna pułapka. Padły pierwsze strzały. Stardust musiał radzić sobie bez Mocy w unikach, nie mogąc wypuścić z jej uścisku dzieciaków. Seria uników, jaką wykonał, była zbyt prosta by oszukać ścigających. Kilka strzałów musnęło ich zaledwie o milimetry. Następna salwa, gdy podlecą chociaż trochę bliżej, będzie ich ostatnią. Wydawało się, że tym razem już mu się nie uda...
Nagle ze skanerów zniknął jeden ze ścigających ich myśliwców. Po chwili druga kropka także mignęła i niespodziewanie zniknęła. Stardust, wykonując kolejną akrobację, by uniknąć ostrzału ostatniego, tego wyróżniającego się myśliwca, ze zdumieniem odkrył, co się stało. Kiedy przez chwilę kokpit statku objął widok za ich plecami, ujrzał dwa myśliwce spadające w płomieniach na ziemię. W ich miejsce natomiast pojawiły się trzy inne, typu T-wing i raczej na pewno nie z sił Imperium, które przemknęły po niebie, ścigając dowódcę eskadry Imperialnych. Ten widząc przewagę liczebną całkiem umiejętnych pilotów, zawrócił, ostatecznie zostawiając Stardusta w spokoju.
W tej samej chwili z pulpitu przed Michaelem pojawił się hologram kel dora, siedzącego za sterami jednego z nowych myśliwców.
- Pozdrowienia od Jainy. A teraz spierdalaj, tylko uważaj na niszczyciel na orbicie. My odwrócimy ich uwagę.
Hologram jak się pojawił, tak zniknął. Sygnały wysyłane przez Michaela przez Moc do Jainy, okazały się zbawienne. Moc była razem z nim. Myśliwce odeskortowały ich prom na orbitę, gdzie od razu odbiły w prawo, w stronę nadlatującej od strony niszczyciela kolejnej eskadry myśliwców tie. Stardust przed sobą miał czystą drogę do wejścia w nadprzestrzeń.
***
Opliko i dowódca atakujących sił stali wpatrzeni w powietrzną walkę, dopóki statki nie odleciały zbyt wysoko, by mogli je zobaczyć. Już mieli odwrócić głowy, czekając na meldunek ze strony lecącego już wsparcia kolejnej eskadry, gdy zobaczyli, że dwa imperialne myśliwce spadają w płomieniach na ziemię. Chwilę później, w ślad za nimi pojawił się tie dowódcy eskadry. Do dowódcy przyszły kolejne meldunki. Z tego, co zrozumiał Opliko, w uciekającym promie znajdowali się uciekinierzy z bazy i za wszelką cenę rozkazano ich zestrzelić. Eskadra, która nadlatywała z bazy obok nie miała szans zdążyć, więc wezwano posiłki z niszczyciela na orbicie Naboo.
W tym czasie wyróżniający się myśliwiec dowódcy eskadry, który wrócił z pościgu, skierował się w ich stronę. Po chwili wylądował niedaleko i wysiadł z niego togrutanin, od razu kierując swoje kroki w ich stronę. Sądząc po minach okolicznych oficerów i samego dowódcy sił naziemnych, oto właśnie zmierzał w ich stronę Inkwizytor. Ubrany w czarny kombinezon pilota z wściekłą miną był niemal zwiastunem awantury.
- Do cholery! Dorwać mi tych rebeliantów! Jakim prawem uciekli ci, poruczniku?! - zwracając się w stronę dowódcy rzucił trzymanym hełmem o ziemię. Wściekłość aż się z niego wylewała. - Co to za wsparcie, które otrzymali? Nic nie było o nich w raporcie. To nie były zwykłe ciecie jak cała reszta tej bandy! Macie ich dorwać! Ty! - wrzasnął w stronę Opliko - Kim był ten cholerny pilot?! Wywiad twierdzi, że z nim przebywałeś!
Wszyscy wokół próbowali wyglądać na małych i nieznaczących, korzystając, że inkwizytor skupił swoją uwagę na dwóch tylko nieszczęśnikach. Wszyscy jakby pochowali się po kątach. Dowódca, który dowodził natarciem wyglądał jak sto nieszczęść. Musiał mieć już wcześniej do czynienia ze swoim przełożonym i dobrze wiedział, czym może grozić porażka w wykonywaniu jego rozkazów.