Oby Obi-Wan Kenobi mylił się tylko w tej jednej kwestii, bo łut szczęścia przyda się Calebowi bardziej niżby się tego spodziewał.
- Myślę, że przygotować się już tego statku nie da. - Har uśmiechnął się z politowaniem - Jeśli jakimś cudem uda Ci się opuścić Kashykkk, to kieruj się na najbliższą planetę. - pokręcił gwałtownie i przecząco głową - Więcej ten frachtowiec nie wytrzyma.
Kiedy Caleb stanął przed statkiem zrozumiał pełną politowania minę i ostrzeżenia, których nigdy aż tylu nie słyszał od przyjaciela. Miał on rdzawy kolor, który co jakiś czas łamały czarne zabrudzenia. Nie pomalował go żaden mechanik, ani wykwalifikowany lakiernik, lecz największy artysta znany wszystkim... czas.
Był to koreliański YT-2400, który wiele przeszedł i brał udział w niejednej potyczce oraz pościgu, co w razie problemów Quade dawało nadzieję na odkopanie drzemiącego potencjału starego emeryta.
- Teraz nawet wyglądasz jak człowiek! - Zarechotał i poklepał krzepiąco Caleba po plecach, tak mocno, że ten stracił na chwilę równowagę - Niech Moc będzie z Tobą.
Pogoda jakby z litości chciała pomóc w ucieczce byłemu Kapitanowi, chowając słońce i spowijając planetę chmurami i gęstą mgłą. Były to wręcz idealne warunki na ciche wymknięcie się i ukrycie w czasie lotu, przynajmniej wizualne.
Zanim przycisk zapłonu został wciśnięty, trzy patrolowe myśliwce typu Tie zakłóciły spokój w okolicy, niosąc za sobą niemiłosierny huk, świadczący o niskim pułapie jaki utrzymywały. Warunki zdecydowanie utrudniały pilotom rutynowe czynności, lecz dla osoby władającej mocą nie powinno stanowić to najmniejszego problemu... w teorii.
Po kilku gwizdnięciach, rzężeniu i dźwięku trącego metalu o metal frachtowiec odżył i z niemałym wysiłkiem wzbił się w powietrze.