przez Daesha'Rha » 2 Cze 2018, o 23:17
Kiedy usłyszała słowa Majora, schowała twarz w dłoniach i odeszła kawałek. Musiała wziąć kilka głębokich oddechów i pomyśleć trochę.
Mieli wszyscy uciekać. Tak po prostu? Zostawić dotychczasowe życie i co? Może jeszcze odlecieć na inną planetę? Jak mogła wpakować się w takie szambo...
Dobra, po kolei. Nie mogła tak po prostu wrócić do domu, bo tam pewnie czekają na nią imperialni. To znaczy, że przez jakiś czas będzie zmuszona się gdzieś zadekować. Trzeba będzie też szybko zabrać rodziców, bo z pewnością ISB ich odwiedzi i, jeśli już tego nie zrobili, aresztuje i przesłucha. Nie miała pojęcia, jak im się przyznać do całej sytuacji i jak powiedzieć, że muszą razem z nią uciekać. W końcu nie byli niczemu winni, a w swoim życiu zaznali już dostatecznie dużo strachu przed pościgiem.
Będzie musiała im to jakoś wytłumaczyć, nie był innego wyjścia. Jednak zanim po nich wyruszą, musiała chociaż na chwilę wrócić na swoją farmę. Coś trzeba zrobić ze zwierzętami i zabrać z domu niezbędne rzeczy.
Gdy tak stała, odwrócona plecami do reszty, podszedł do niej Tobler.
- Daesha, trzeba szybko decydować - powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wiem - odparła, odwracając się - Rozumiem, że musimy się gdzieś ukryć - powiedziała do mężczyzn - ale najpierw muszę wrócić do domu po parę rzeczy, a potem jeszcze zabrać rodziców. Toblerze, co ty zrobisz?
- Ja jestem bezpieczny w swoim mieście - stwierdził Gunganin, gładząc się po wąsach - Ale wy już nie. Nie będę się nigdzie z wami ukrywał, nie mam zamiaru wszystkiego porzucać, ale mogę pomóc. Mam znajomego, który mieszka dostatecznie daleko od Krainy Jezior, może zgodzi się was ukryć u siebie.
- Toblerze, mam jeszcze jedną prośbę - powiedziała Daesha'Rha - Ktoś będzie musiał zając się moimi i moich rodziców falumpasetami...
- Wypuść je na razie wolno, za jakiś czas przyślę kogoś, żeby je znalazł i zabrał w bezpieczne miejsce.
- Dziękuję. Chyba właśnie zaciągnęłam u ciebie dług życia.
- Zrobiłaś to już dzisiaj rano.
- Rozumiem - wtrącił się Karl - że możemy się stąd już zbierać?
- Tak - odparła zdecydowanie - Ale najpierw lecimy na moją farmę, a potem do rodziców. I tak, zdaję sobie sprawę, że to niebezpieczne, ryzykowne i tak dalej. Ale jak nie będę miała na pokładzie własnych rodziców i mojego kalikori, to równie dobrze mogę na nas wszystkich donieść Imperium, bo mnie już będzie wszystko jedno.
Może uniosła głos trochę bardziej, niż trzeba było, ale widocznie to podziałało. Major tylko kiwnął w milczeniu głową, po czym wszyscy weszli na pokład promu.
Mężczyźni stłoczyli się w kokpicie i rozmawiali o czymś, gestykulując gorączkowo. Daesha'Rha i Tobler usiedli w przedziale pasażerskim. Musieli jeszcze raz ogłuszyć pilota, bo ten zaczął odzyskiwać przytomność i nieco panikować, gdy poczuł, że jest związany.
- Kim jest ten twój znajomy? - zapytała.
- Przewoźnikiem przez jądro planety - odparł spokojnie - Ale nie martw się, przewozi legalne towary.
No to teraz i jemu zaburzymy życie - pomyślała.
Z każdą chwilą czuła, że własne życie wymyka jej się z rąk. Jeszcze nie bardzo doszły do niej wydarzenia tego dnia, a najmniej fakt, że właśnie miała uciekać ze swojego domu. Wydawało jej się, że to jest po prostu sen, a ona za chwilę się obudzi i wróci do codziennych zajęć. Jednak "sen" jak na złość nie chciał się skończyć i powoli przeradzał w koszmar.
Na jej farmę dotarli jeszcze szybciej, niż kiedy z niej odlatywali. Karl posadził statek w pewnej odległości od domu, tak by nikt go nie zauważył. Daesha'Rha poszła sama, zabierając ze sobą tylko komunikator.
Na miejscu nie zastała nikogo. Widocznie skończyli przeszukiwanie i wszystko inne, co się tam robiło w domach podejrzanych. Zostawili za to trochę porozrzucanych rzeczy i ogólny nieład.
Pierwszym, co zrobiła, było wejście do sypialni i pieczołowite schowanie kalikori na samo dno plecaka. Dopiero wtedy zaczęła pakować pozostały dobytek. Do plecaka trafiły wszystkie papierowe książki oraz własnoręcznie zrobiony atlas botaniczny. Za nimi poszło nieco dodatkowych ubrań, datapad, pozostałe opatrunki dla zwierząt. Uświadomiła sobie, że te kilka rzeczy w zasadzie stanowiło jej największy majątek, nie licząc zabranych kredytów.
Potem pobiegła do stajni. Tam otworzyła wszystkie boksy i zagoniła zwierzęta na padok. Otworzyła bramkę, wyłączyła zabezpieczenia ogrodzeń i dosłownie wygnała falumpasety z pastwiska. Zwierzęta zatrzymały się blisko, ale Twi'lekanka wiedziała, że nie można było nawiązywać więzi z tyloma osobnikami, toteż podejrzewała, że po jakimś czasie same się sobą zajmą. W okolicy nie brakowało im pożywienia i wody, dlatego nie martwiła się, że pozdychają z głodu. Nie mogła jednak powstrzymać samotnej łzy na myśl, że zostawia te piękne i mądre stworzenia bez opieki.
Upewniła się ponownie, czy zabrała wszystko co chciała i wróciła na statek. Wskazała Karlowi drogę na farmę swoich rodziców, po czym usiadła na swoim miejscu i wywołała przez komunikator swoją matkę.
- Cześć, córuś. Co u ciebie słychać?
Jak jej to teraz powiedzieć?
- Mamo, mamy ogromny problem.
- Oj, co się takiego stało?
- Możliwe, że... no, jakby to powiedzieć... możliwe, że ściga nas ISB. Właśnie zabrałam swoje rzeczy, lecimy teraz po was. Musicie się szybko spakować, Tobler pomoże nam się ukryć.
- Dziecko drogie, o czym ty mówisz? Jak to "ściga nas"?
- Mamo, to naprawdę nie jest żaden żart. Proszę cię, spakujcie się z tatą i bądźcie gotowi, zaraz będziemy.
Zakończyła połączenie, czując jak ze wstydu i stresu drgają jej głowoogony. Cieszyła się, że nie rumieni się jak ludzie, a nikt z tu obecnych nie rozumie ruchu lekku. Chociaż co do Toblera, to miała wątpliwości.