Miał rację. Nikt nie trafił w pędzący ścigacz. Manewr chissa był na tyle zaskakujący, że większość laserowych boltów przemknęła mu za plecami, a reszta teafiła gdzieś w podłoże obok niego. Ruszył przed siebie, o mały włos nie rozjeżdżając oficera, który tu dowodził. Jednak kiedy już miał wykonać skręt i pognać prosto w którymkolwiek kierunku, zobaczył lecący w jego stronę termodetonator. Z góry. Nie rzucił go żaden z ostrzeliwujących go szturmowców. Czasu na reakcję miał jedynie tyle, by skręcić gdzieś w bok.
Dokładnie w tym momencie, gdy wykonywał ten manewr nastąpiła eksplozja ładunku. Podwozie ścigacza przyjęło na siebie siłę wybuchu, ale odrzut rzucił nim w tył, razem z odłamkami drogi i ziemii. Z dużą siłą wpadł na jeden z wozów teansportowych. W uszach mu dzwoniło i kręciło się w głowie. Zamglonym wzrokiem próbował zrozumieć, co się dzieje.
Z góry ktoś strzelał. Cała seria boltów mknęła w odsłoniętych szturmowców. Padali jak muchy, będąc na odsłoniętych pozycjach. Ktoś coś krzyczał, ale ciągle był ogłuszony i dźwięki rozmywały się w przestrzeni wokół niego. Kątem oka dostrzegł chyba Maurica. Leżał przy swoim ścigaczu. Nie ruszał się. Opliko spróbował się rusxyć i znaleźć jakąkolwiek osłonę, ale nogi ogmówiły mu posłuszeństwa. Zemdlał.
***
Obudził się z potwornym bólem głowy. Chyba wszystko miał na swoim miejscu. O wóz uderzył głównie głową i drugim bokiem. Dobrze, że oszczędziło jego niedawno ranną rękę i stłuczone kości. Mimo wszystko jednak znowu był porządnie poobijany.
Wymacał miejsce, na którym leżał. Materac był całkiem miękki i wygodny, ale łóżko, na którym leżał na pewno nie było szpitalne. Przypominało bardziej pryczę. Lewa ręka, która dotykała ściany czuła chropowatości jakiejś skały. Otworzył oczy. Znajdował się w celi. Pręty energetyczne odgradzały małą jaskinię od reszty jakiegoś kamiennego korytarza. Niemal w tym samym momencie usłyszał dochodzące z niego odgłosy.
- Dubi dubi duba, dubi dubi duba... Ach, nasz gość się obudził.
W polu widzenia za prętami energetycznymi pojawił się starszy mężczyzna ubrany w oficjalny mundur, chyba dawnej armii z Naboo za czasów Republiki. Jego broda była już siwa, a krótkie włosy miał skryte pod kapeluszem. W jego oczach dostrzegał więcej energii niż sugerował wiek, a na ustach gościł uśmiech.
- Witamy w kwaterach rebeliantów. Jestem major Mon'ogram. Bardzo się zastanawiamy, czemu imperialni strzelali do swojego. A i jeszcze jedno. Twojego kumpla też tutaj ściągneliśmy, ale jeszcze się nie obudził.