Michael skupił całą swoją wole i spokój i zapragnął przekazać je dzieciom zgromadzonym wokół. Cała trójka, dwóch chłopców i dziewczynka, zostali otoczeni falami ciepła i spokoju. Symbolu Jasnej Strony Mocy. Wysiłek był ogromny i Stardust czuł, że jego zadanie nie będzie łatwe, ale chciał uratować całą trójkę.
W końcu, po kilku sekundach, które jemu zdawały się niekończącą wiecznością, poczuł, jak mrok ustępuje. Dzieci zaczęły się rozluźniać, ich umysły rozjaśniać. I wtedy "to coś", ta emanacja Ciemnej Strony spróbowała zaatakować po raz ostatni, rozpaczliwie broniąc się przed wygnaniem. Czuł strach, ból i wściekłość. Istota uderzyła w niego ze wszystkich sił... a raczej próbowała. Fale Jasnej Strony, które ją owijały, były tak silne i tak przeciwstawne jej odczuciom, ze odbijała się od nich niczym od ściany. W końcu osłabła i zniknęła na dobre. Jej niematerialne ziarna zasiane w umysłach dzieci zniknęły razem z nią i jej więźniowie byli wolni. Stardust czuł, jak pierwszy raz od dawna u całej trójki zapanował spokój. Ostatnim wysiłkiem woli, nakazał ich umysłom zasnąć i odpocząć. Dość wycierpiały na teraz. Były bezpieczne, ale przed nimi jeszcze ciężkie życie ze świadomością tego, co tutaj się stało. Spojrzał jeszcze na Opliko, który w tej samej chwili otworzył oczy.
Opliko szedł powoli w stronę dziecka, czując się jakby poruszał się w gęstym, parnym powietrzu. Chłopiec wciąż siedział na środku sali więziennej, prawie bezgłośnie wymawiając jedynie jedno słowo: "Pomocy". W końcu chiss dotarł do dzieciaka i i pchany jakimś wewnętrznym instynktem, po prostu go przytulił. Dziecko w pierwszej chwili zamarło, a potem poczuł, jak rozluźnia się i przestaje wołać, chwytając go mocno za koszulę. Poczuł falę ulgi i spokoju, dla tego chłopca prawdopodobnie pierwszą od dawna. Wiedział, że czuje się bezpiecznie.
Niemal w tym samym momencie za plecami, poczuł jakąś zawieruchę. Światło, które widział na końcu drugiego tunelu rozwidlenia zniknęło, a zastąpiła je potężna burza i chmura czarnego dymu. Opliko wyczuwał bijące od niej zło. Tylko tak dało się to określić. To... coś było wściekłe, ale Opliko domyślał się, że wściekłość, ból i strach, jakich zaznał w tym miejscu, to jedyne, co ta istota tak naprawdę odczuwa. Teraz odchodziła i uwalniała ich spod swojej władzy. Przegrała.
Kiedy otworzył oczy, niewyraźnym jeszcze wzrokiem zobaczył nad sobą Michaela. Ten siedział i wyglądał jak ktoś, kto właśnie wykonał tytaniczny wysiłek i ma osunąć się ze zmęczenia zaraz obok niego. Wtedy jako drugi dotarł do niego huk, hałas i krzyki. Ludzie wokół wrzeszczeli, biegali i cierpieli. Gdzieś pod tymi odgłosami słyszał cichy płacz dziecka, ale tylko przez chwilę. Miał mętlik w głowie. Spróbował wstać, ale wtedy poczuł, że ręce i nogi ma jak z waty, jak po bardzo długim biegu. ktoś podniósł go i wyprowadził z pogorzeliska, które rozpościerało się w dawnej sali szpitalnej Stardusta i dzieciaki chyba też. "Dobrze, niech odpoczną, są bezpieczni. A teraz czas samemu się zdrzemnąć."
***
PO kilkunastu godzinach solidnego snu w końcu się obudzili. Rebelianci dali im nowe ubrania i nakarmili. Byli jednak bardzo skąpi w informacje, kiedy chiss i człowiek pytali o to, co z dziećmi i rannymi. Nie chcieli nic ukrywać, ale z łatwością można było dostrzec, że są niemal w szoku po wydarzeniach dzisiejszego dnia. To byli jednak w większości zwykli ludzie, a scena, która się rozegrała była jak z koszmaru. Dopiero po jakimś czasie przyszedł do nich major, by z nimi porozmawiać. Wyglądał na wyczerpanego, prawdopodobnie nie spal od tamtej chwili i jeszcze dużo pracy przed nim czekało. Jego mundur nosił jeszcze ślady brudu i krwi po próbie ratowania ludzi z sali szpitalnej.
- Dzieciaki mają się dobrze - zaczął zmęczonym głosem - ale cała reszta... Siedmiu zabitych w wybuchu, czwórka ciężko rannych. Nie wiem, czy przeżyją. Został nam tylko jeden lekarz. Ale w każdym razie, muszę wam podziękować. Tak mi się wydaje, że wam, ale chyba ty - zwrócił się do Stardusta - wykonałeś całą robotę tymi swoimi sztuczkami. Nie wiem jak i co się stało, ale rozumiem, że to te dzieciaki i to co z nim zrobili spowodowało ten wypadek. Wystarczy popatrzeć, w jakim stanie były, by zrozumieć, że coś z nimi było nie tak. Staramy się, by nie dotarło do nich, ze pozabijali własnych rodziców... Ech, jeden chłopiec i tak jest już sierotą...
Głos mu się załamał. Zmęczenie i niepokój spowodowane sytuacją, która nie mógł umieścić w żadnych znanych sobie ramach były już zbyt duże.
- W każdym razie, jak tylko będziecie mogli, zgadzam się na twój plan. Jeers już przygotowuje ludzi i sprzęt i czekamy, jakie działania będziesz chciał podjąć. Teraz rozumiem, że sprawa nas przerosła...