przez Aleraa Rev » 3 Maj 2017, o 12:07
Kiedy szef wyszedł oraz tak krzyknął trzaskając drzwiami aż skrzywiła się, a jej lekku niespokojnie zagrały. Wiele razy szef miał takie fazy, ale dzisiaj już przebił samego siebie (z jej lekką pomocą). Wielokrotnie już odstawiał takie cyrki, a zwłaszcza kiedy Aleraa postanowiła wyrzeźbić portyk na wzór plemiennych. Nie wiedziała, że tak można szybko można obiec planetę. Wiedziała jednak, że tym razem szef nie żartuje w żadnym razie. Jej praca wisi na włosku.
Kiedy wyszła do sali, by sprawdzić co i jak, Rabahtli’havoru spojrzała się na nią zdziwiona. Aleraa dała znak, że jest na włosku, po czym wróciła do pracy. Lokal... Lokal był szczególny i nie chodzi tutaj tylko o specyficzne zapachy, ale również o szczególną atmosferę... Było jak w domu, ale również ma swój sposób dziko i nieokrzesanie... Lokal był dosyć duży, około 300 metrów kwadratowych. Podłoga była wykonana z swojego rodzaju klepiska, a raczej coś wyglądającego na klepisko, lecz nie będący nim, była to raczej taka posadzka. Było dwadzieścia okrągłych stolików wykonanych jakby niedokładnie, z pewnymi mankamentami oraz rzeźbieniami w stylu wzorowanymi na trandoshańskie, a dookoła tych stolików było od dwóch do ośmiu krzeseł jakby wyciosanymi w kawale drewna. Surowe, lecz jak praktyczne i nadające charakter. Przestrzeń była bardzo oświetlona głównie w związku z dużymi oknami z jakby błoną pławną. Zamiast grzejników było palenisko dające ciepło oraz dające widok na powoli wędzące się ryby i piekące się mięsa. Drzwi były wykonane z swoistych roślin, ale na noc były zamykane na klasyczne drzwi znane chociażby z okrętów, lecz nad nimi był portyk wykonany metodą plemienną przedstawiającą polowanie na akula, namalowaną na kamieniu
Jeśli natomiast chodzi o ukształtowanie i dodatki... Drzwi wchodziły lekko na lewo, a przy wejściu było malowanie niczym na totemie plemiennym. Lada wraz z kasą znajdowały się lekko po prawe stronie w stosunku do drzwi, a drzwi na zaplecze znajdowały się za ladą. Był to jedyny element na ścianach niepasujący do ogólnego wystroju, bo z wielkim znakiem informującym, że to dla personelu. Na stolikach jednak świeczniki i na serwetki to kłuły w oczy...
Musiała jednak wziąć się w garść i wziąć niektórych za twarze, bo inaczej będzie krucho ze wszystkimi. Najpierw jednak wzięła Chewie'go na zaplecze w związku z jego dosyć rzucającym się w oczy gabarytem. Chyba Wookie nie był zachwycony, ale taki los. Najtrudniejszą sprawą była chyba wzajemne porozumienie oraz wyjaśnienie, że awanturującym się gościom nie można wyrywać kończyn ani ich w żaden inny sposób za mocno krzywdzić. Oraz znalezienie dla niego odpowiedniego oznaczenia (i rozmiaru). Po piętnaście minut zajęło mu wyjaśnienie zasad bezpieczeństwa i znalezienie odpowiedniego ubrania... Ale na głębokim zapleczu przez przypadek znalazła coś akurat... Strój wojownika Wookie, który kurzył się niewiadomo po co, ale już chyba wiadomo... Chewie był chyba zachwycony, bo w takiej dziurze znajduje oznaki wojownika swojej kultury... Ale z Verpinem... Wogóle jej zajęło pół godziny wytłumaczenie, że musi się przebrać, bo inaczej szef wyleje całą trójkę. Trochę zajęło jej znalezienie odpowiedniej tuniki oraz ozdób, by pasował. A wiadomo, jak to trudno o insektoidów... Jednak w końcu udało mu się w miarę wtopić w tło, gdyż jednak jest to wyzwanie...
Praca w niektórych momentach robi się nudna i to straszliwie, a tak podobnie było w tym momencie, tylko Verpin wnikliwie wpatrywał się w kasę i sprawdzał jej stan i z każdą chwilą coraz bardziej rozszerzały mu się źrenice. Aleraa po chwili takiej obserwacji sprawdziła, co się działo. Jeśli się nie myli, zmodyfikował system liczenia bezgotówkowego obrotu finansowego oraz sposób liczenia gotówki w kasie. Przy okazji wykrył także kilka wirusów, co tłumaczyłoby zawieszanie się systemu oraz znikanie gotówki z transakcji... Chewie z kolei co kilka minut znikał na zapleczu, ale jak wychodził po około 10 minutach, zawsze przynosił świeżo wyrzeźbione (albo miał to pod futrem, nie wiadomo) świeczniki, które stopniowo się zamieniały na miejscach sztuczne. Powoli dało się czuć prawdziwą atmosferę plemienności...
Praca była jaka była. Muunowie coś za długo przebywali, ale co ona może wiedzieć... Jej większą uwagę przyciągała trójka Weequayów, którzy się przysiedli do stolika przy ścianie... Wyraźnie chcieli, by tylko jedna kelnerka ich obsługiwała i to taka młoda, bez doświadczenia. Była bezradna, a sama nie miała odwagi. Odstawiali różne numery, od szyderczych śmiechów i żartów. Na początku Aleraa wstrzymywała ochroniarza. To Weequaie, nie wiadomo, co zrobią. Kazała obserwować, sama też patrzyła. Po chwili zrobiło się nieprzyjemnie, bo zaczęli ją klepać po tyłku i podstawiać jej nogi. Ledwo wtedy wytrzymywała, ale kiedy ją kopnęli w brzuch i tak niefortunnie poleciała, że rozcięła sobie całą rękę, nie wytrzymała i zaczęła do nich iść z żądzą mordu w oczach. Nie byli jesnak zbut zaaferowani, a jej prośbę, by "wypierdalali, bo to restauracja, a nie burdel" skwitowali śmiechem i gdyby nie Chewie, byłoby źle... Udało jej się mu wspoić, by w takich sytuacjach reagował bez wahania. Wspólnymi siłami udało sił ich obezwładnić i związać, a kelnerka ofiarna została zaprowadzona na zaplecze w celu opatrzenia ran. Stamtąd też zadzwoniono na policję i od razu zabezpieczono nagrania. Aleraa podeszła do Chewiego i klepnęła go w rękę.
-Dziękuję... Nie wiadomo, jak to by się rozwinęło...
Ilość Sprzedań w niewolę - 2
Ilość ucieczki z niewoli - 2.
Ilość wkrzonych właścicieli i oficjeli Imperium - 3.