Content

Archiwum

[Pas asteroid] Dziedzictwo Barona.

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Sskirt » 11 Mar 2017, o 21:03

Kod: Zaznacz wszystko
ROZUMIEM GO JAK TYLKO SKOŃCZĘ ZABIJE MNIE
PRZYJRZYJ SIĘ STYKOM
BOJE SIĘ

Myśli kołatały jak szalone w głowie Sskirta. Wiadomość odszyfrowana podporami zawierała prawdopodobnie informację o problemie, którego rozwiązanie mogło naprawić system maskowania statku. Z drugiej strony wskazywała jednak na prawdopodobny los, jaki spotkał twórce tego systemu. Zaczął chodzić po całym pomieszczeniu majstrując dosłownie przy wszystkim, dyskretnie omijając jednak miejsce, w którym styki mogły się znajdować. W międzyczasie, również dyskretnie obserwował rozstawienie droidów w pomieszczeniu oraz obecność ewentualnych kamer, ale żadnej nie zauważył, oprócz tego niezauważalnie przyglądał się również grubym wiązka kabli. W końcu dostrzegł styki, obecne na ich końcach, były rozłączone. Sskirt połączył je, a potem szybko wsunął się miedzy rozbudowane konsole, aby pozostać niezauważonym.

Polecam się na przyszłość
Image
This user in the most of time can't write on chat and see archive of chat
Awatar użytkownika
Sskirt
Mistrz Gry
 
Posty: 235
Rejestracja: 3 Sie 2016, o 21:59
Miejscowość: Kraków

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Caleb Quade » 14 Mar 2017, o 02:38

Nadszedł czas by ruszyć na misję. Stawką było zdobycie potencjalnej bazy dla będącej jeszcze w powijakach Rebelii. Quade nie zabierał ze sobą więcej niźli zwykle. WESTARy spoczywały w kaburach, miecze świetlne schowane były na swoich miejscach. Caleb w towarzystwie oddziału Brimlocków i Kersta z obstawą droidów BX zaokrętowali się na pokładzie niewielkiej Agavy. Ich pojawienie się na pokładzie jednostki wyczerpało całkowicie wolną przestrzeń, którą oferowała. Było ciasno dla wszystkich, jednakże podróż nie trwała aż tak długo ażeby niedostatek wolnej przestrzeni stał się znaczącym problemem.
Caleb na czas lotu w nadprzestrzeni postanowił zająć się czynnością, którą zaniedbywał od dłuższego czasu. Choć przy nadprogramowej ilości pasażerów, mężczyźnie udało się odnaleźć odrobinę wolnej przestrzeni. W pierwszej kolejności zajął się swoimi mieczami świetlnymi. Siedząc na zimnych płytach pokładu zajął się przeglądem obu mieczy. W pełnym skupieniu połączył się z Mocą, długie godziny medytując ażeby przez jego aurę nie przepływały żadne zakłócenia. Po kolei eliminował załamania w przepływie Mocy, wygładzał linie, prostował uskoki, rozplątywał skrępowane ścieżki. Gdy Moc przepływała przezeń bez żadnych zakłóceń, delikatną sugestią myśli sięgnął naprzód unosząc w powietrze dwa symbole Jedi, które miał ze sobą już dziesiątki lat. Oba miecze zawisły na wysokości twarzy byłego pirata. Nie patrzył a widział, nie dotykał a czuł. Z pietyzmem rozpoczął proces zwalniania kolejnych połączeń rękojeści, po kolei rozbierając na czynniki pierwsze miecze. Badał każdy element, jego strukturę, usuwał mikroskopijne zabrudzenia, szukał mikropęknięć. Po jakimś czasie wokół ciała mężczyzny lewitowały wszystkie części składowe jego broni z kryształami w centrum. Na nich właśnie skupiała się teraz cała uwaga Caleba. Podobnie jak wcześniej z Mocą, teraz z kryształami, na powrót synchronizował się Jedi. Kryształy wirowały raz wolniej, raz szybciej, niezależnie od siebie, by wreszcie zwalniać swój ruch, powoli, sukcesywnie, dopasowując się pierwszy do drugiego, drugi do pierwszego by wreszcie skomponować się z aurą Quade'a. Proces dobiegał końca. Milczący i pozostający od wielu godzin w bezruchu Caleb, poruszył się wreszcie - wyciągnął przed siebie ręce by oszczędnymi ruchami dłoni na powrót zacząć komponować swoją broń. Części składowe zawirowały wokół własnej osi by chwilę później zacząć łączyć się ze sobą. Pula części powoli acz sukcesywnie zaczęła się kurczyć łącząc w całość. Każda zbadana część wróciła na swoje miejsce, kryształy zajęły swoje miejsca w układance, całość została zamknięta w rękojeściach, by wylądować w dłoniach właściciela. Dopiero teraz Jedi pozwolił sobie na otwarcie oczu i głębszy oddech. Dla potencjalnego obserwatora, nic się nie zmieniło, dla Quade'a, zmieniło się wszystko. Kciuki wcisnęły aktywatory by uwolnić dwa słupy energii. Zielono-niebieska aura w połączeniu z delikatnym pomrukiem zalała niewielkie pomieszczenie. Jego miecze na powrót były w nienagannym stanie, na powrót zsynchronizowane z właścicielem.

***


Wiele godzin później Caleb stał na mostku Agavy. Gęste pole asteroidów uniemożliwiało skuteczną nawigację poprzez nadprzestrzeń, toteż ostatni etap podróży musieli pokonać na silnikach podświelnych. Niewielka jednostka sprawnie manewrowała z sukcesem unikając kolizji. Pilot był dobry, chociaż w jego aurze wyczuć można było napięcie. Caleb poprzez Moc przelał odrobinę swojego spokoju. Długo medytował ażeby być w pełni przygotowanym do misji. Teraz robił użytek z Mocy płynącej przezeń spokojnym potokiem. Lekki dotyk myśli dodał pewności w ruchy szypra okrętu. Były pirat asystował też nawigatorowi, wprowadzając drobne korekty kursu, wyznaczając bezpieczną ścieżkę poprzez gęstwinę asteroid, na równi czerpiąc ze swojej mapy jak i z podszeptów Mocy. Pilot raz po raz reagował na zmiany kursu, od czasu do czasu wykonując bardziej gwałtowny manewr ażeby uniknąć zderzenia i przedwczesnego zakończenia ich misji. Mistrz Jedi nie miał zamiaru do tego dopuścić. Sukcesywnie posuwali się do przodu, unikając tych dużych, rozbijając o tarcze te malutkie kosmiczne kamienie. Nie otrzymali raportu o osłabieniu tarcz czy przebiciach pancerza. Moc była z nimi. Przebijali się do serca pola, gdzie według danych Caleba powinni odnaleźć stocznie Barona.
- Sir, skanery odbierają słaby odczyt generatorów energii - zameldował operator czujników. To był dobry znak - oznaczało to, że na pewno coś odnajdą. Agava zbliżała się do swojego celu z każdą chwilą - przez iluminator, w gąszczu asteroid, wprawne oko mogło dostrzec zarysy kształtu, który wyróżniał się na tle przestrzeni. Obiekt ten rósł z każdą minutą, by dobrą godzinę później ukazać już więcej szczegółów. Nim jednak komukolwiek udało się przyjrzeć dokładniej stoczni ta zniknęła. Dosłownie.
- Sir! Stocznia... zniknęła! - krzyknął zdumiony operator czujników. Nie on jeden był zdziwiony.
- Silniki stop - mruknął Caleb. Chociaż nie był oficjalnym dowódca jednostki, pilot zastosował się do rozkazu. Agava wytraciła prędkość, nim to jednak nastąpiło Jedi rozszerzył swoje postrzeganie w Mocy. Nie był ekspertem, ale obstawiał zastosowanie jakiego urządzenia maskującego. Potwierdzało by to pobieżnie plotki o stygium. Stocznia nie mogła ot tak zniknąć - nie uległa destrukcji, tego można było być pewnym. Urządzenia maskujące mogły zmylić wzrok i czujniki. Jednak Caleb miał po swojej stronie najpotężniejszego sprzymierzeńca w galaktyce. Moc była z nim, a przed nią nie można było się tak łatwo ukryć. Badał przestrzeń wokół ich okrętu. Skoro stocznia zniknęła, ktoś musiał uruchomić systemy maskowania. I tego właśnie kogoś Mistrz Jedi szukał poprzez Moc. Wyizolował płomyki życia członków załogi Agavy i poszedł dalej. Ktoś tam musiał być. Wiedział to. Moc to wiedziała. Szukał w skupieniu przez długie minuty - jego myśli miały po pokonania dużą odległość. Wyczuwał konstrukcję zawieszoną w przestrzeni. Czuł jej ogrom, chłód. Podwoił wysiłek. W głowie budował obraz tego czego nie było widać, jednocześnie szukał drobnego płomyka życia. Musiał tam być. Ktoś. Ktokolwiek.

Był.


- Panie Kerst, proszę przygotować się do desantu. Wchodzimy razem z Brimlockami - mruknął do Paula nadal badając ciemną przestrzeń kosmosu. Nadal starając się zobrazować w myślach niewidzialną stocznię podszedł do fotela pilota.
- Przesiądź się synu, teraz ja poprowadzę - rzucił do pilota. To wykraczało poza zdolności szypra. Z resztą, czy podejście do czegoś czego nie widać nie wykraczało poza umiejętności jego samego? Nie dopuszczał takiej myśli do siebie. Zasiadł w fotelu pilota, uruchomił silniki, rozpoczął podejście.

Moc jest z nim. Moc jest nim. Niemożliwe jest niczym.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 18 Mar 2017, o 00:29

Całe wnętrze okrętu zadrgało, gdy wyszedł on z nadprzestrzeni. Uroki podróży kosmicznych, które u jednych wywołują dreszcz rozkoszy, a u drugich skręt żołądka. Kerst zaliczał się raczej do tej pierwszej kategorii, jednakże cały ten lot zbył jedynie obojętnym wzruszeniem ramion. Czegoś mu tutaj brakowało. Przestrzeni osobistej? Za najemnika było nieraz gorzej, więc to nie o to chodzi. Powietrza? Co prawda bryzy oceanów Korelii tutaj nie uświadczył, lecz i odór potu miał stosunkowo niskie stężenie. Poczucia wspólnoty. Tak. Obecni dookoła ludzie byli dla niego obcy. Niby również żołnierze Rebelii, ale nie mógł określić co nimi kieruje. W grupach najemników nie było takich problemów. Albo chodziło o pieniądze, albo o adrenalinę. A tutaj mężczyzna nie miał jakiegoś punktu odniesienia. Mają wejść do tej stoczni. No i fajnie, tylko nie mają żadnego pojęcia co jest w środku. Improwizacja. Pewnie to ona odegra ważną rolę obok blasterów i mieczy świetlnych Mocowładnego.
Paul jeszcze przez chwilę był jakby w półśnie, gdy przypomniał sobie o zaproszeniu na mostek. I wzdrygnął się przeczuwając co go czeka. Mozolne przetransportowanie wszystkich atomów swojego ciała do miejsca docelowego zajęło mu trochę czasu z powodów zatorów na trasie przesyłu. Od razu po wejściu w oczy rzucił mu się obraz obiektu kosmicznego przed nimi. Tajemniczy i przyciągający mimowolnie wzrok. Idealne miejsce na jakiś holohorror z grupą nastolatków i psychopatą. W tym problem, że teraz Kerst i Rebelianci wcielą się w tych nastolatków.
Nagle stocznia zniknęła, co już się Paulowi zupełnie nie spodobało. I tylko dlatego nie wydał zdziwionego okrzyku, bo jakiś kamulec o centymetry minął iluminator okrętu, przez co głos zamarł mężczyźnie w gardle. Latanie w tym pasie asteroid to karkołomne, ba niemalże samobójcze zadanie, a dokowanie do niewidzialnej stoczni to już absurd. Ale to nie Kerst tu dowodził i dlatego cały czas milczał, spoglądając to na ruchy Caleba, to na swój karabin. Tym dwóm siłom ufał. Z czego karabinowi ufał bezgranicznie, a Quadowi dlatego, iż od niego zależało życie byłego najemnika. Oby Jedi wiedział co robi bo inaczej...
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Mistrz Gry » 18 Mar 2017, o 08:28

Korweta prowadzona sprawną ręką jedi powoli dokowała w jedynym dostępnym miejscu. Caleb skupiony i zjednoczony z mocą ociekał potem. Zasięg jego rozszerzonych zmysłów nie był może imponujący w skali kosmicznej jednak wystarczał dla w miarę bezpiecznego manewrowania niemal dwustu metrowym okrętem. Załoga nie podzielała ślepej wiary w umiejętności Jedi. Większość marynarzy dziwnym trafem znajdowała się o kilka sekund od najbliższej kapsuły. Mimo to dokonał tego. Głuchy stuk śluzy dokującej zaanonsował przybycie na stocznię kolejnych białkowców...

Jedi był wycieńczony, to czego dokonał przekraczało możliwości zwykłego człowieka, ba przekraczało możliwości wielu jedi. Kiedy wstawał powoli z fotela widział spojrzenia załogi. Pełne szacunku ale również strachu. Bali się tego czego nie rozumieli. Nie chcieli zrozumieć. Pozbieranie się zajmie mu trochę czasu, jednak nie można zbyt długo czekać z desantem. Sensory wyraźnie wykazały brak powietrza na stacji. w najbliższych sekcjach panowała dość niska temperatura. Ktokolwiek był przywódcą tej stacji nie życzył sobie gości.

***

Sskirt wciśnięty między konsole czekał, gdy tylko naprawiony system obudził się do jego uszu doszło rytmiczne dudnienie. Generator pola maskującego odpalił ukrywając stację przed wzrokiem i sensorami. Wraz z aktywacją systemu do pomieszczenia weszła czwórka droidów. B1 były uzbrojone i najwyraźniej przeszukiwały pomieszczenie wypatrując mechanika. Na szczęście dla gada generator wydzielał pewną ilość ciepła podobnie jak pracujące konsole, co ograniczało zdolności detekcji zwykłych droidów. Sytuacja była patowa, maszyny nie widziały gada, gad nie mógł opuścić schronienia będąc niezauważonym. Pytanie brzmiało komu pierwszemu skończą się baterie, lub tlen.
Nie musiał być naukowcem, żeby zauważyć że coraz ciężej mu się oddycha. Rozejrzał się po swojje kryjówce. Za konsolami widniały standardowe wiązki kabli zasilających zaś na samym końcu pomieszczenia znajdowała się kratka wentylacyjna. By do niej dotrzeć musiałby co prawda przejść kilka metrów po otwartej przestrzeni. Generator i konsole zamaskowały by jego ruchy przez część trasy. Nagle ni stąd ni zowąd rozległo się donośne dźwięczne uderzenie. Krótko po nim zabrzmiała prawdziwa kanonada połączona ze stukotem dziesiątek metalicznych stóp. Droidy ruszyły powoli w kierunku konsol i generatora...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Caleb Quade » 21 Mar 2017, o 02:05

Caleb oddychał ciężko, z wyraźnym trudem. Cóż, starość nie radość - pomyślał cierpko i dźwignął się z fotela. Udało mu się. Zadokował Agavą w niewidzialnym doku, niewidzialnej stacji. Był zadowolony, choć sukces okupiony był sporym wysiłkiem, nawet jak na poziom Mistrza Jedi. Stał jeszcze chwilę ze spuszczoną głową starając się wrócić do siebie. Niestety nie miał czasu na pełną regenerację. Dotarli do celu ale misja trwała nadal.
- Kapitanie, nie opuszczajcie stanowisk. Gdyby coś zaczęło iść niezgodnie z planem, wydam rozkaz do waszego wycofania się - powiedział wolno. Nim ruszył na spotkanie drużyny abordażowej rozejrzał się jeszcze po mostku. Strach i niedowierzanie - mieszanina tych uczuć wyczuwalna był w aurze obsady mostka. Trudno się temu dziwić - zapewnił im jazdę życia. Czas naglił.

Po kilku minutach dotarł do na pokład cumowniczy. Drużyna Brimlocków była już gotowa od dawna, Kerst również, tak samo jak jego BX'y. Caleb nim dotarł na miejsce zdążył uspokoić oddech, co prawda daleko było mu jeszcze do odzyskania pełnej sprawności, chociaż Moc i geny Firrerreanina robiły swoje. Ciało regenerowało się szybciej.
- Panowie dotarliśmy do celu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że na stacji nie ma powietrza, panuje tam również dosyć niska temperatura, wymagane użycie masek tlenowych. Wchodzimy za 120 sekund, ja pierwszy, oddział Brimlock za mną, Kerst z BX'ami zamyka i osłania tył - wydał rozkazy i sam wykonał własne polecenie. Założył urządzenie na twarz i na od razu zmodyfikował mieszankę. Na te kilkadziesiąt sekund zwiększył dopływ czystego do maksimum, dając jeszcze jednego kopa organizmowi, celem szybszej regeneracji. Raz po raz dotleniał organizm głębokimi wdechami. Jednocześnie odliczał w myślach od 120 do zera. Będąc przy 30, przywrócił standardowe ustawienia maski. Stanął przed śluzą cumowniczą, dobył miecza świetlnego i ponownie szerzej otworzył się na Moc. Śluza z sykiem otworzyła się ukazując drużynie abordażowej wnętrze hangaru. Quade ruszył przed siebie i aktywował broń. Lodowobłękitna klinga obudziła się do życia by kilka chwil później zakreślić świetlisty krąg przed Mistrzem Jedi i odbić nadlatujące świetliste bolty. Mężczyzna odbił strzały w płyty pokładu - ogniem odpowiedzieli jego żołnierze. Za huczne powitanie odpowiedzialny był mały oddział składający się z droidów bojowych B1, reliktu z czasów Wojen Klonów. Dawało to niejako obraz tego co mogą zastać podczas dalszej eksploracji instalacji. Odpowiedź Brimlocków była zabójczo precyzyjna i skuteczna. Opór obrońców został stłamszony, choć Jedi był pewien, że to tylko rozgrzewka.
- Sprawdzić i zabezpieczyć teren - mruknął nie opuszczając gardy. Sam rozglądał się po pomieszczeniu szukając terminalu. Chciał uzyskać jakiekolwiek dane na temat przejmowanego obiektu - przydatne w podróży do serca stacji. Jeśli nie uda im się uzyskać żadnych danych z systemu miał zamiar wykorzystać Moc w celu wytyczenia dalszej ścieżki. Wsłuchiwał się w jej podszepty wypatrując kolejnych zagrożeń i jednocześnie starając się zlokalizować osobę, którą wyczuł wcześniej.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Sskirt » 21 Mar 2017, o 17:07

Sskirt doskonale słyszał głośny klekot maszerujących droidów w pomieszczeniu z generatorem systemu maskującego, wtem jednak z dolnych poziomów stacji, prawdopodobnie hangarowych, doleciał odgłos silnego uderzenia oraz jeszcze więcej stukotu kroków droidów. Gad rozejrzał się po pomieszczeniu, na ile pozwalały mu na to konsole i grube wiązki kabli, wystarczyło to jednak, by dostrzec kratkę szybu wentylacyjnego w ścianie, przy podłodze. Droga do tej kratki wydawała się względnie bezpieczna, jednak prowadziła częściowo przez otwartą przestrzeń, której wolał unikać.
Podniósł leżący w okolicy klucz pneumatyczny, który maszyny zostawiły mu wcześniej do napraw i ruszył do krawędzi konsoli.

Trandoshanin wyskoczył na otwartą przestrzeń, w kierunku kratki wentylacyjnej, wbił miedzy klepki kratki klucz, wyłamał je zasadą dźwigni i wślizgnął się do środka. Wbrew jego przypuszczeniom szyb wentylacyjny nie prowadził poziomo, ale biegł jak równia pochyła pod dość dużym kątem, co spowodowało zsuniecie się Sskirta i wprawienie go w ruch przyśpieszony, względnie prostoliniowy ze stałym przyspieszeniu. Po chwili gad wpadł na kratkę, która nie wytrzymała jego pędu i wpadła do pomieszczenia wraz z Trandoshaninem. Jako, że kratka znajdowała się przy suficie, spadł on z dwóch i pół metra do niewielkiego pomieszczenia. Spadł na ugięte dolne kończyny, wstał i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Była to niewielka, kwadratowa klitka metr na dwa metry. Przy ścianie, z której wypadł, znajdowało się kilka gniazd mause droidów, w których około połowie droidy te były zadokowane. Przy prawej, prostopadłej ścianie do ściany z wentylacją znajdowała się ażurowa, duraluminiowa wielopoziomowa szafka. Na niej, na drugim poziomie znajdowało się wcześniejsze wyposażenie Sskirta, to jest blaster E-11, wibroostrze i blaster jonizujący Jawów. Sskirt podniósł swój dobytek, część przyczepił do pasa, blaster E-11 wziął w łapy. Podszedł do jedynych w pomieszczeniu, jednoskrzydłowych drzwi były dość solidne, i miały równie solidny zamek elektroniczny. Gad strzelił w niego z broni jonizującej, a następnie uderzył włączonym wibroostrzem. Zamek ustąpił. Trandoshanin wziął głęboki wdech, potem drugi, potem trzeci, potem czwarty, w końcu z frustracją kopnął z całej siły w drzwi.

Drzwi otworzyły się z hukiem, zamiatając po drodze droida B1, którego gad dobił blasterem konwencjonalnym. Po czym stanął na korytarzu i zaczął nasłuchiwać odgłosów dobiegających ze stacji. Miał zamiar udać się z powrotem do statku i przynajmniej zaopatrzyć się tam w nowy tlen, jednak to z tamtych okolic dochodziły najgłośniejsze dźwięki, przede wszystkim stukotu maszerujących droidów, a niekiedy blasterowych strzałów. Sskirt ruszył żwawym krokiem, ale w lekko przeciwnym kierunku, zamierzał tym sposobem ominąć przesuwające się źródło odgłosów, w trakcie marszu na pokład hangarowy.
Image
This user in the most of time can't write on chat and see archive of chat
Awatar użytkownika
Sskirt
Mistrz Gry
 
Posty: 235
Rejestracja: 3 Sie 2016, o 21:59
Miejscowość: Kraków

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 22 Mar 2017, o 01:08

Siódemka postaci odliczała właśnie ostatnie sekundy. Każdy z nich był inny, a jednak razem stanowili zwarty zespół. Nie było słabego ogniwa, tylko same mocne punkty, hartowane niczym stal mandaloriańska. W każdej chwili do powietrza na pokładzie korwety dołączały kolejne cząsteczki dwutlenku węgla. Jeszcze na razie organizmy członków oddziału abordażowego nie musiały się przejmować ograniczeniem dostarczania tlenu, gdyż tego nie brakowało. Lecz sekunda po sekundzie nieubłagalnie zbliżał się ten moment, gdy życiodajnego pierwiastka zabraknie i jedyną nadzieją pozostanie zbroja.
Paul powoli wypuścił powietrze i mrugnięciem przywołał na HUD opcje zarządzania systemami podrzymywania życia w zbroi.

Zostało dziesięć sekund.

Kontrolka zajaśniła zielonym światłem i po chwili Kerst przestał przyjmować powietrze z zewnątrz, posiłkując się zapasami tlenu zawartymi w pancerzu.

Pięć sekund.

Karabin był gotowy do użycia. Ciężki, nieporęczny, ale w dobrych rękach mogący urządzić żniwa godne tych na największych planetach rolniczych. Niestety zapowiadało się, że na starcie Paul się nie wykaże, bo LS-150 swoją morderczą stronę ujawniała przy walce z celami organicznymi. Droidy i automatyczne wieżyczki mogły swoimi pancerzami zatrzymać cząsteczki ACP Repeatera znacznie lepiej niż bolty blasterowe. Mężczyzna miał jednak nadzieję, iż później trafią się jakieś lepsze warunki do zroszenia okolicy ostrzałem maszynowym.

Sekunda.

Bxy posłusznie trzymały się swojego właściciela, dzierżąc standardowe karabinki E-5. Antyczna broń jeszcze z czasów wojen klonów, lecz zadbana i nieco zmodernizowana. Co nie zmienia faktu, że odstaje od znacznie nowszych modeli i nadrabia to tylko siłą przebicia bolta, oraz tym, że dzierżą ją nie szeregowe B1, lecz droidy-komandosi.

Teraz.

Śluza otworzyła się z sykiem, od razu ukazując w pełnej krasie komitet powitalny... czyli dziesiątkę bejedynek! Wszystko jakby zwolniło. Kerst jak na dłoni widział ruch błękitnej klingi, która przez ułamek sekundy zetknęła się z krwistoczerwonymi boltami wystrzelonymi przez droidy i zmieniła ich tor lotu. Teraz. Jest okazja do szybkiego zneutralizowania celu.
Błysnęły karabiny brimlocków. Niczym w Zatoce Damoklesa śmiertelna prezycja żołnierzy i perfekcyjność ich broni zapewniły reliktom z wojen klonów szybką eksterminacją. Pół tuzina metalowych ciał bezgłośnie uniosło się w próżnię z przestrzelonymi korpusami, wypalonymi przez pociski brimlocków dziurami w głowach i wypatroszonymi elektronicznymi bebechami. Wystarczył ułamek sekundy, by pozbawić droidy możliwości egzystencji. To niemalże wyglądało na egzekucję, ukazującą jak zmieniła się technologia wojenna na przestrzeni lat. Nawet w swoich czasach bejedynki nie były szczytem możliwości i nie imponowały umiejętnościami. A teraz? Ponad sto lat później? Były jedynie łatwymi celami. Do odstrzału i zapomnienia, że miało się z czymś takim do czynienia. Karmazynowy bolt przeszedł obok ramienia Paula i trafił jednego z pozostałych B1 prosto między oczy. Pojedynek reliktów – 1:0 dla droidów-komandosów. Kolejna salwa zmiotła ostatnich ocalałych i oczyściła hangar z wrogów. Droga była wolna.
Cała drużyna powoli przemieszczała się do przodu, gdy osłaniający plecy kompanów Kerst dostrzegł ruch zaledwie kilkadziesiąt centymetrów po swojej lewej. Jeden z lżej postrzelonych droidów postanowił pomścić swoich braci i drżącą kończyną podnosił swój blaster. Z uszkodzonego miejsca posypały się iskry i to one zaalarmowały mężczyznę. Nie było czasu na rozmyślania, więc Paul postawił na brutalną siłę.
Cała siła mięśni byłego najemnika została zmagazynowana na końcu bagnetu zamieszczonego przy LS-150. Jedyne czego Kerst żałował, to tego, że nie mógł usłyszeć jęku metalu ustępującego przed ostrzem. Szyja bejedynki ustąpiła i zaczęła żyć własnym życiem, odlatując w swoją stronę po jej oddzieniu od korpusu droida.
- Czysto – mógł w końcu powiedzieć Paul, zastanawiając się, czy ubicie B1 zalicza się jako pierwszy zastrzelony w szeregach Rebelii. Ale to nie to było najważniejsze, tylko wypełnienie misji. Oby dalej były jakieś organiczne cele, bo inaczej zostaje albo bagnet, albo DL-18.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Mistrz Gry » 26 Mar 2017, o 18:48

Korytarz na którym znajdował się Sskirt był pusty, idąc ostrożnie nasłuchiwał kroków, nawet jego wyczulone zmysły łowcy, nie były w stanie wskazać dokąd udają się właściciele stóp dudniących w okolicy. Dość niespodziewanie poczuł że idzie mu się coraz lżej, zdecydowanie zbyt lekko. Rozejrzał się zaskoczony i wtedy... Blaster jonowy eksplodował. Na szczęście nie trzymał go w dłoniach. Mimo to siła eksplozji rzuciła nim o ścianę. Broń jawów nie miała zbyt dużej mocy, dlatego pułapka którą zastawiły droidy wymagała nieco czasu między wystrzałem a przeładowaniem ogniwa. Efekt został osiągnięty po kilku minutach. Sskirt opadł powoli na podłogę po czym delikatnie się wzniósł, coś było bardzo nie tak.

- Czysto, korytarze zabezpieczone. Słychać zmierzającego przeciw... Achuta.
<skrr> Blaszaki wyłączyły grawitację, aktywować zestawy do walki w 0G.<skkr>
<skrr> Tak jest sir<skrr>
<skrr> Polz ma własną grawitację <skrr>
<skrr> Macie zadanie do wykonania <skrr>
<skrr> tak strzelanina z antykami<skrr>
<skrr> Obrabianie muzeów wchodzi w krew <skrr>

Na szczęście zarówno kapitan jak i Jedi nie słyszeli dalszej części rozmowy, toczącej się na prywatnym kanale łączności Brimlocków. Szybko jednak wykryli zmieniającą się grawitację. Komputer stacji najwyraźniej wyłączył systemy odpowiedzialne za podtrzymywanie życia i kompensatory grawitacyjne. W górę uniosła się cała masa nieprzytwierdzonych do podłoża przedmiotów, w tym szczątków droidów. Na powierzchni pozostali jedynie Brimlocki i droidy należące do Kersta.

Jak by tego było mało w calej stacji zgasło światło. Z mroku korytarza z głuchym łoskotem wytoczyła się para droidek. Jedna z nich zdołała nawet postawić tarczę, Druga została trafiona z działka Papy zanim zdążyła się rozwinąć. Grad karmazynowych boltów zasypał pozycje brimlocków. Z głebi korytarza prowadzącego do wnętrza stacji dobiegał miarowy stukot, to battledroidy zmierzały do miejsca desantu...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Caleb Quade » 4 Kwi 2017, o 15:37

Likwidacja celów w hangarze przebiegła szybko i sprawnie, na dodatek bez strat własnych. To co jednak wydarzyło się później było już niepokojące. Głęboka ciemność na powrót zapanowała w całej stacji. Wyczulone zmysły Jedi Caleba wyczuły również powolny spadek temperatury. W połączeniu z dezaktywacją sztucznej grawitacji grupa abordażowa dostała nie zły miks. Caleb i Paul, razem z okolicznym złomem zostali uniesieni w powietrze. Tylko Brimlocki i droidy Kersta pozostały na płytach pokładu. Quade sięgnął po Moc i ustabilizował swoją pozycję. Dodatkowo otoczył się opoką Mocy starając się zatrzymać wewnątrz jak najwięcej ciepła. Spadająca temperatura na dłuższą metę mogła być niebezpieczna. Kerst wirował w niewielkiej odległości od Mistrza Jedi. W porównaniu do byłego pirata był w gorszej sytuacji. Wymachiwał kończynami walcząc z brakiem grawitacji. Ruchem ręki i uściskiem Mocy Caleb złapał kapitana by chwilę później pchnąć go lekko ku parze BX-ów. Opancerzony mężczyzna poleciał po linii prostej ku swoim wiernym, metalowym kompanom.
Złowrogi stukot zwiastował kolejne kłopoty. Dwa, a w zasadzie już jeden droid niszczyciel wtoczył się do hangaru i rozpoczął ostrzał. Postawiona tarcza osobista wytrzymywała niestety odpowiedź oddziału komandosów. Jedi znów musiał wziąć sprawy swoje ręce. Wciąż unoszą się nad płytami pokładu, w jednej ręce dzierżąc miecz świetlny drugą uniósł w górę. Niezliczony przedmioty wcześniej walające się w pomieszczeniu, a teraz fruwające tu i tam, zastygły w miejscu trzymane wolą Mistrza. Hangar był ciemny - ale prujące raz po raz karmazynowym ogniem lufy działek Droideka stanowiły wystarczający punkt odniesienia co do celu. Caleb zamaszystym ruchem opuścił rękę i posłał grad złomo-pocisków nadlatujących każdym z innego kierunku, po innej trajektorii. Przedmioty małe i duże raz po raz waliły w słabnącą tarczę droida. Napór był zbyt silny i w końcu tarcza padła - złom walił raz po raz w metalowe ciało, wpierw uszkadzając by po kliku chwilach ostatecznie dezaktywować niszczyciela.
Miarowy stukot dobiegający z korytarza zwiastował nadejście kolejnej fali przeciwników.
- Zająć pozycję przy wlocie korytarza! Potrzebuję dwa granaty jonowe! - krzyknął Caleb i zmienił swoją pozycję. Komandosi ustawili się po obu stronach wejścia do hangaru i przygotowali do kolejnego starcia. Jeden z nich odczepił od pasa dwa granaty i wypuścił z dłoni. Caleb zmienił swoją pozycję - korzystając z Mocy zbliżył się do dwójki komandosów czających się po lewej stronie wejścia. Myślami pokierował lotem granatów tak, że pofrunęły one wgłąb korytarza. Metaliczny stukot narastał z każdą sekundą - droidy były już blisko. Jedi odbezpieczył granaty i nadał im jeszcze większy pęd. Dwa głuche uderzenia świadczyły o uderzeniu w przeszkodę, dwa nietypowe huki dały pewność, że ładunki uwolniły swoją niszczycielską moc. Komandosi nie potrzebowali polecenia do otwarcia ognia - wychylili się zza osłon i rozpoczęli ostrzał. Caleb natomiast ostawił się w centrum, ściągając ewentualny ogień na siebie. Miecz świetlny błyskał w jego dłoni, raz po raz odbijając kolejne blasterowe bolty, których z każdą chwilą było mniej. Po chwili ostrzał ustał zupełnie - na jakiś czas mieli spokój.
- Dowódco, ruszamy wgłąb stacji. Musimy odnaleźć centrum dowodzenia i aktywować na powrót grawitację i systemy podtrzymywania życia. I odnaleźć tego kogoś, który posyła na nas ten antyczny komitet powitalny - mruknął dezaktywując chwilowo miecz świetlny - Przydało by się też trochę światła - dodał. Czas naglił. Quade na powrót rozszerzył swoje zmysły szukając osobnika, którego wyczuł wcześniej. Musiał dowiedzieć się z kim ma do czynienia. Przyjaciel czy wróg? Oddział ruszył naprzód - komandosi aktywowali oświetlenie, którym dysponowali a Caleb nadal unosząc się nad pokładem frunął na nimi, szukając tej jednej iskierki życia na stacji.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Sskirt » 4 Kwi 2017, o 18:59

Sskirt był lekko, no może trochę więcej niż lekko, wstrząśnięty tym, co się wydarzyło. Wpadł w pułapkę, jak dzika bantha w paszczę Sarlacca na Tatooine. Nie miał jednak nadmiaru czasu na rozmyślania, bo zaczął unosić się w przestrzeni przez brak sztucznej grawitacji.
- A mogłem zacząć pracować dla konkurencyjnej organizacji i utrzeć nosa huttowi Zordo - mruknął gad, sprawdzając, czy jego blaster również nie ma aspiracji wybuchnąć. Prędko rozmontował obudowę blastera, wyciągnął nadmiarowe elementy i złożył go z powrotem. Po tym procesie wokół Trandoshanina zebrała się niewielka grupa lewitujących elementów. Odbił się stopami od ściany, niestety poślizgnął się przy tym i osiągnął lipną prędkość około 17 km/h. w międzyczasie słyszał, że zbliża się do źródła dźwięków, wskazujących na solidną rozróbę. Na załomie korytarza wybił się, dość znacznie zwiększając swoja energię kinetyczną. W ten sposób, klucząc korytarzami dotarł nareszcie do wrót pokładu hangarowego, tam, zgodnie z jego wyliczeniami, powinno znajdować się to, co zostało z jego statku. Wejście było oczywiście zamknięte, a nic nie wskazywało, by elektryczność miała wrócić, a tym bardziej mu otworzyć. Na tyle, na ile było to możliwe, Sskirt zaparł się o podłoże i naparł na szczelinę między płytą drzwi a ścianą ostrzem noża. Drzwi powoli ustąpiły, a Sskirt wsunął się/wleciał do hangaru, poruszając się ruchem prostoliniowym mniej więcej opóźnionym.
Co zastanawiające, pomieszczenie było puste, zostały tylko złom jego statku i część pakunków. Przy odrobinie machania kończynami Trandoshaninowi udało się dolecieć do wejścia statku, które nawet udało mu się względnie łatwo otworzyć. Tam też naładował baterię blastera uzupełnił zapas tlenu i wyruszył ponownie w stronę wyjścia z hangaru, niełatwo mu było zmniejszyć swoją wysokość, ale w końcu mu się udało i wyleciał przez wejście hangaru. Sskirt zaczął podążać w kierunku, dobywającego się z jednego z okolicznych hangarów, rabanu. W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, a prawdopodobieństwo na to, że Marauder został bez ochrony było raczej minimalne. Samemu raczej nie uda mu się opuszczenie tego miejsca, chyba że... - pomyślał gad.
Image
This user in the most of time can't write on chat and see archive of chat
Awatar użytkownika
Sskirt
Mistrz Gry
 
Posty: 235
Rejestracja: 3 Sie 2016, o 21:59
Miejscowość: Kraków

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 7 Kwi 2017, o 00:02

Paul przez chwilę czuł rewolucje żołądkowe, gdy jego ciało zostało uwolnione od ucisku grawitacji. Jednakże pozbawienie stacji źródeł zasilania Paul okrasił siarczystą wiązanką. I doprawił szczyptą złorzeczeń na separatystyczny szmelc. Takie wulgarne danie podał przy akompaniamencie lekkiego syku bólu, jaki wydobył się z jego gardła, gdy przygrzmocił w coś metalowego. Zaletą czerni przed oczyma, był brak zawrotów głowy przy niekontrolowanych zmianach położenia. Dopiero pomoc Jedi coś zaradziła.
Już po chwili Kerst siedział na karku swojego BXa w dogodnej i wygodnej pozycji. Był gotów na gorące przyjęcie kolejnych partii blaszaków.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Mistrz Gry » 8 Kwi 2017, o 23:44

Eksplozja rzuciła maszynami o ściany, brak grawitacji zwiększał siłę rażenia odłamków. Minęła prawie cała sekunda kiedy ucichły odgłosy ostatnich rykoszetów.
- Czysto,
- <skrr>A miało być tak pięknie<skrr>
- <skrr> Skup się bo odstrzelą ci tą tłusta dupę<skrr>
- <skrr> nie odstrzelą <skrr>
- <skrr> Papa ma satelitę <skrr>

Ark w przypływie radosnej twórczości podczepił jeden z magnesów do dokowania dronów do głowy B1 zaś drugi do plecaka strzelca. W efekcie głowa droida podążała za olbrzymim Papadopulosem niczym sztuczny satelita. W innej sytuacji wywoływała by zapewne niezłe przerażenie u przeciwników, droidy chyba niezbyt się nią przejmowały. Za to poprawiała morale oddziału od kilkunastu minut systematycznie oczyszczającego stocznie. Obecność jedi pomagała znacząco, zaś jego towarzysz dosiadający Droida, z pewnością będzie źródłem opowieści w niejednej kantynie. Zniszczenie kolejnych maszyn przyszło stanowczo za łatwo. Mistrz Caleb miał złe przeczucia. I słusznie.

***

Sskirta nikt nie próbował zatrzymać, gad wrócił do frachtowca, spędził w nim kilkanaście minut i jakby nigdy nic udał się na spacer po stacji. Nadal nikt go nie atakował, więc z godnością i powoli lewitował w kierunku przemieszczających się odgłosów walki. Z resztą miał wrażenie, że owe odgłosy zbliżają się właśnie w jego kierunku. Niebawem musiało nastąpić spotkanie. Pobliska eksplozja rzuciła o ścianę przed Sskirtem droidem bojowym, odłamki śmignęły rykoszetując od ściany, lecz szczęśliwie mijając witalne orgamy Trandoshanina. Parę blizn na nogach nie zrobi większej róznicy. I tak był brzydki. Z za zakrętu korytarza zbliżały się snopy światła i jakiś głos powiedział

- czysto

***

Kerst siedział na swoim droidzie niczym na wiernym wierzchowcu i praktycznie nie brał udziału w walce, szczerze mówiąc nie musiał. Brimlocki i Jedi radzili sobie zaskakująco dobrze a szlak wiodący do hangaru zasłany był mniej lub bardziej rozpoznawalnym złomem. dotarli do kolejnego pomieszczenia oczyszczonego przez komandosów. W świetle latarek spostrzegł że w pomieszczeniu jest sporo kości, z całą pewnością nie należały do droidów, na niektórych nadal były mundury czy strzępy ubrania. Najwyraźniej pomieszczenie służyło za coś w rodzaju kostnicy. Mężczyźni ruszyli powoli w stronę zakrętu korytarza nieświadomi, że śledzi ich oko kamery. Ubezpieczający tyły Paul, zauważył nagle dziwne zachowanie BXów, maszyny podniosły broń i wymierzyły ją w plecy idącego przed nimi Caleba. Sekundę później wszystkie światła rozbłysły ponownie i rozpętało się piekło.

Za Skirtem eksplodowała stalowa gródź. Osłaniając oczy przed rażącym jaskrawym światłem dostrzegł kroczące potężne Super Battle Droidy otoczone wianuszkiem B1. Z korytarza którym przybył dobiegał dźwięk toczących się droidek zaś od strony nadchodzących ludzi odgłos gwałtownej strzelaniny. Stacja rzuciła do walki wszystko co miała.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Sskirt » 12 Kwi 2017, o 23:34

To, co się dalej wydarzyła, wydało się Sskirtowi dziać w zwolnionym tempie. Nagle zapaliło się jaskrawe światło, porażające, zbyt długo widzące w ciemności, oczy. Niemal w tym samym momencie gródź za gadem zniknęła wśród huku donośnej eksplozji. Nieliczne odłamki grodzi poleciały w jego stronę, nie docierając jednak skutecznie do celu. Fala uderzeniowa idąca od strony grodzi z pewnością uszkodziła by mu bębenki w uszach, ale gady ich nie posiadały. Za ścianą ognia i fali uderzeniowej, korytarzem, wmaszerowała grupa droidów bojowych B1, wśród nich, niczym granitowe głazy na piaszczystej pustyni, wyróżniały się beczkowate masywy korpusów B2. Z bocznej odnogi doszedł do Sskirta odgłos toczących się droidek, a z kierunku, do którego nominalnie zmierzał, dobiegały odgłosy solidnej rozróby.
Niewiele myśląc Trandoshanin wystrzelił w kierunku masy droidów przy wejściu do korytarza, najpierw pierwszy bolt, potem drugi. Nie zawracał sobie głowy nadmiernym wybieraniem celu strzałów, wśród takiej objętości celów, ciężko było spudłować. Sskirt odbił się od nawierzchni ściany korytarza i odleciał w stronę dziejącej się na końcu korytarza, za drzwiami, "imprezy", z dość słyszalnym udziałem blasterów. Przelatując obok odnogi, z której dochodził odgłos toczących się droidów, wystrzelił w kierunku źródła dźwięków, także dwa razy, leciał jednak zbyt szybko, żeby sprawdzić, czy strzały sięgnęły celu. Odbił się jeszcze raz od ściany, żeby zwiększyć swoją prędkość oddalania się od mas droidów. Gorsze było jednak to, co wydarzyło się później. Do odgłosu droidek i strzelaniny dołączył kolejny, a był to odgłos marszu, marszu wielu metalowych stóp po twardej, durastalowej nawierzchni stacji. Oto droidy B1 i B2 wyruszyły, aby dopaść szybko oddalającego się gada. Gad, żwawo się przemieszczając, dotarł do drzwi pomieszczenia, w którym rozgrywała się słyszalna strzelanina.
Ku jego zdziwieniu, drzwi rozsunęły się na oścież.

Jeżeli drzwi się nie zamkną z powrotem, to Sskirt zamierza, się przez nie dostać do pomieszczenia z Calebem i Rafaelem
Image
This user in the most of time can't write on chat and see archive of chat
Awatar użytkownika
Sskirt
Mistrz Gry
 
Posty: 235
Rejestracja: 3 Sie 2016, o 21:59
Miejscowość: Kraków

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 18 Kwi 2017, o 15:41

- Co robisz choooliro – Paul nieco się zdenerwował na swojego droida. Zdenerwował to nieco złe słowo. Jakby mógł toczyć pianę z ust, to pewnie cały korytarz byłby wymazany białawą substancją. W ułamku sekundy przyjazny wierzchowiec i towarzysz zmienił się w głównego wroga. To już nie był droid, jakiego pamiętał świeżo upieczony żołdak Rebelii. Wszystkie wspomnienia z różnych misji i zleceń wyparowały niczym bryłka lodu z Hoth wystawiona na dwa słońca Tatooine. Walki ramię w ramię. Koszenie fal wrogich najemników przy obronie willi jakieś grubej ryby podziemia na Valin. Spawanie oderwanej kończyny z metalowym korpusem pośrodku tajfunu odłamków, piachu i żwiru, gdy zostali ostrzelani przez bombowce pamiętające wojnę nadprzestrzenną Starka. Albo i jeszcze bardziej zamierzchłe czasy.
Kerst poczuł mrowienie w palcach. Tyle razy je przypiekał, przypalał, albo osmalał, bo dobre chęci nie szły z dobrymi umiejętnościami technicznymi i czasami przy „ulepszaniu” droida coś nie wychodziło. No dobra. Nie czasami. Zawsze. Potem Paul zrozumiał, że takimi rzeczami powinien zajmować się odpowiedni do tego człowiek.
Trzaski i chrupnięcia towarzyszące oddzielaniu głowy droida od reszty durastalowego ciała, brzmiały w uszach mężczyzny. Tak naprawdę byli w próżni, ale mózg doskonale podłożył dźwięk. Wymysł wyobraźni brzmiał jak żywy, a Kerstowi zdawało się jak rozrywa mu się coś w środku. BX wyszedł z ręki maszyny w jakieś fabryce. Może na Geononis, może na Cato Neimoidii. Ale teraz jest świadectwem wielu lat pracy dziadka. I wielu wspólnie spędzonych chwil. Dłonie Paula zaciśnięte w żelaznym uścisku na głowie droida drżały, lecz trzymały dalej. Wspomnienia, mogące przeszkodzić instynktowi i racjonalnemu myśleniu, zostały wyparte. Organizm odpalił mechanizmy obronne i odciął się od wszystkiego co utrudnia przeżycie.
Zimna pustka oplotła umysł Paula, usuwając moralne dewagacje nad niszczeniem dzieła pracy swego dziadka. Na to by zrozumieć, że w takiej sytuacji zniszczenie droida nie jest wcale zhańbieniem dobrego imienia przodku, potrzebował czasu. Nie miał go, dlatego ciało zastosowało mechanizm awaryjny. Teraz z zimną krwią i zaciętym wyrazem twarzy pociągnął z całych sił do tyłu.
Przewody puściły, krzesząc iskry. W przestrzeń uciekło parę szczątków metalu i elektroniki. Nie to było ważne. Droid przestał działać. Przestał bytować. To nie MagnaGuard, żeby nawet bez łepetyny stanowił zagrożenie. Kerst jeszcze miał zablokowany umysł i myślenie moralne. Nie miał nawet jak rozmyślać, co zrobi Caleb. W końcu oberwał od jego droida. Śmierć, życie. To pojęcia przeciwstawne. Paul na razie żył, pytanie co się stanie zaraz.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Caleb Quade » 20 Kwi 2017, o 23:30

Podróż wgłąb stoczni przebiegało nad wyraz sprawnie. Zbyt sprawnie. Złe przeczucia nie opuszczały Caleba. Moc drżała i falowała zwiastując nadchodzące niebezpieczeństwo. Nagle poczuł nagłe ukłucie ostrzeżenia. Nie dość szybko jednak, pewnie dlatego, że zza pleców, które osłaniać miał Kerst, nadszedł atak. W ciemności korytarza pozbawionego grawitacji padł strzał. Błysk i huk, a potem palący ból w ręce. Jedi odwrócił się o ułamek sekundy za późno i dostał w rękę. Syknął cicho i spojrzał na Paula, który... właśnie wyrwał głowę BX'owi, na którym siedział. Właśnie temu, który postrzelił Caleba. Mężczyzna w lot pojął, że to nie kapitan jest zagrożeniem, tylko droidy. Wszystkie z tej stacji. Nieuszkodzoną ręką wykonał zamach i cisnął mieczem świetlnym w drugiego droida. Musiał zneutralizować zagrożenie nim... no właśnie. Nim stanie się realne. Światło błysnęło nagle - pojawiło się w oka mgnieniu, tak samo szybko jak zgasło kilkanaście minut wcześniej. Dudnienie metalowych stup dobiegło do wyczulonych uszu byłego pirata. Nadciągała kolejna fala metalowych przeciwników. Nieuszkodzoną ręka dobył drugiego miecza i odwrócił się ku nadciągającemu zagrożeniu. Zdawać by się mogło, że stocznia rzuciła na nich wszystko co miała. Kim był prawdziwy przeciwnik? Czy był nim ten ktoś, kogo Jedi wyczuł wcześniej? To pytanie pozostawało na chwilę obecną bez odpowiedzi. Zbliżające się droidy bojowe stanowiły swoistą mieszankę. Jedno było pewne - będą mieli pełne ręce roboty. Oddział komandosów już się przegrupowywał - karabiny Brimlocków buchnęły ogniem, kolejne granaty poleciał w przestrzeń w zerowej grawitacji. Bitwa rozgorzała na dobre. Blasterowy ogień szalał wszędzie gdzie okiem sięgnąć a Caleb tańczył w jego centrum. Miecz świetlny dzierżony w zdrowej ręce Mistrza był niczym smuga światła. Wojownik pomimo tego, że był ranny starał się ściągać na siebie główny ogień. Nie chciał stracić nikogo podczas misji. Poza tym wiedział, że skupiając uwagę na sobie, zmaksymalizuje skuteczność ostrzału Brimlocków. Rozgrzane do czerwoności karabiny pruły raz po raz seriami blasterowych boltów, topiąc korpusy, wypalając dziury w pancerzach, pozbawiając maszyny ich cybernetycznego życia. Walczyli. Wciąż, z każdą chwilą napierając, do utraty tchu. Gdyby grawitacja działała, pot spływałby po czole Caleba, teraz po prostu odrywał się od skóry a jego krople leciały każda w innym kierunku. Jedi wirował, odbijał się od ścian, blokował i odbijał strzały przeciwników. Walczyli. Ale czy wygrają?
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Mistrz Gry » 22 Kwi 2017, o 20:23

Ostrzał BXów mógł być zabójczy w skutkach. Paul z całej siły szarpnął za głowę maszyny przez co jej seria jedynie drasnęła Caleba miast rozciąć jedi na pół. Skrząc iskrami korpus droida zaczął się bezsensownie miotać, posyłając dosiadającego go mężczyznę oraz głowę w stronę korytarza z którego przyszli. Tym razem Kerst mógł błogosławić nieważkość gdyż jedynie wycofał go z walki. Drugi z droidów zdążył strzelić w plecy Papy zanim zginał trafiony mieczem jedi. Rozpadł się na dwie części, zaś jego fotoreceptory zgasły. Seria którą posłał w plecy strzelca trafiła przynajmniej kilka razy olbrzymiego mężczyznę. Papadopulos zaklął. Jego plecak strzelał we wszystkich kierunkach dymem i iskrami, ograniczając nieco widoczność. Wykorzystał to Jedi świetnie orientujący się dzięki mocy, zranienie było zaledwie draśnięciem, które zagoi się w ciągu kilku dni. Wystarczało jednak by pobudzić chęć użycia ciemnej strony, ból i gniew były silne. Caleb czuł jak wzbiera w nim fala potężnej energii prosiła tylko aby ją wyzwolić.

Komunikator rozbrzmiewał przekleństwami i raportami o nadchodzących Droidach, Ferdek szybko wszedł na kanał swojego strzelca.
<skrr> Papa jaki status <skrr>
<skrr> oberwałem w baterię, rozjebał mi zasilanie, gnida <skrr>
<skrr> przełącz na awaryjne <skrr>
<skrr> to tylko pięćdziesiąt boltów <skrr>
<skrr> Musi wystarczyć<skrr>


Potężny mężczyzna zrzucał z siebie plecak ze strzelającą iskrami baterią zasilająca działko laserowe które nosił. Plecak pluł trującym dymem, który w innych warunkach byłby zabójczy, z racji ograniczonego dostępu powietrza wszyscy mieli mieli maski lub urządzenia wspomagające oddychanie. gorący dym jedynie zamaskował ruchy komandosów i Jedi przed sensorami droidów. Brimlocki błyskawicznie otworzyły ogień w kierunku maszerujących maszyn. Nagle nad ich głowami przemknął jakiś zielony kształt przebijając chmurę dymu.

Sskirt świetnie radził sobie z poruszaniem odbijając się od ścian. Żadna z wrogich maszyn nawet go nie drasnęła. Nie był pewien efektów swojego ataku, z pewnością jednak żył, i przebił się za bezpieczną linie organicznych. Leciał teraz dość szybko w kierunku lewitującego w korytarzu mężczyzny przyciskającego do piersi głowę droida. Równie zaskoczony musiał być Paul widząc wylatującego z chmury dymu trandoshanina, gad leciał wprost na niego trzymając w szponiastej łapie blaster. Obaj nagle poczuli aktywowaną grawitację. Spotkanie z podłogą było szybkie i nie należące do przyjemnych.

Komputerowi stacji skończyły się sztuczki. Główny mózg nie był przygotowany na taką skuteczność napastników. Białkowce powinny już nie żyć, w dodatku pojawiły się inne problemy. Sytuacja wymykała się spod kontroli, a rezerwa droidów była na wyczerpaniu, musiał szybko wdrożyć jeden z awaryjnych planów. Pytaniem pozostało który.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 24 Kwi 2017, o 18:22

Jeszcze chwilę temu w spokoju lewitował w powietrzu, starając się złapać na nowo kontakt z rzeczywistością i poznać swoją pozycję w czasoprzestrzeni. Miał tą chwilę dla siebie. A tutaj leci wprost na niego Trandoshanin, do tego z blasterem w łapie. Włosy na skórze mężczyzny zjeżyły się od napięcia, a mięśnie napięły, gotowe do odparcia ataku, lub pociągnięcia za sobą organów i kości podczas wykonywania manewru uchyleniowego.

Paul nagle poczuł, jak jego ciało odzyskuje dawną wagę. W porównaniu do niedawnego uczucia lekkości, teraz masa ciała stała się kotwicą. A potęgę uderzenia takiej kotwicy o dno Kerst poznał dosłownie sekundę później. Zbroja spełniła jednakże swoje zadanie i w przeciwieństwie do droidów nie zbuntowała się przeciwko właścicielowi. Stłuczeń po bolesnym przytuleniu z glebą raczej mieć nie powinien, chociaż jakiś siniak może się zdarzyć. Ale nie ma czasu na obdukcję. Trzeba zacisnąć zęby i iść dalej, zwłaszcza że cel wyprawy staje się coraz bliższy.

- Jak na Kain Prime – mruknął do siebie Paul, przypomniwszy mimo woli niechlubną wyprawę najemniczą na ten skalisty glob na skraju Zewnętrznych Rubieży. Jakiś idiota, którego dano mu jako przewodnika, a o planecie wiedział jeszcze mniej niż Kerst, postanowił sobie podrzeć mordę w górach, jak nabił się stopą na dwucentymetrowy cierń. No i zrobił raban, bo luźne skały się poluzowały i zablokowały najemnikowi wyjście. A jeden odłamek trafił go w pierś chronioną wtedy tylko przez grubą kamizelkę z durastalowymi płytkami. Skończyło się na obtłuczonych żebrach, a od śmierci uratowała go rodzinna wyprawa ratunkowa. Dziadek osobiście rozpichrzył ścianę kamieni blokującą przejście za pomocą precyzyjnego strzału wyrzutnią rakiet. Teoretycznie głupie zachowanie, ale Nolan to był fachowiec pełną gębą. I Jedi... Paul spojrzał mimo woli na Caleba, który nieustannie chronił oddział świetlistym ostrzem. Czy dziadek żołnierza Rebelii też tak potrafił? Tak tańczyć między energetycznymi boltami, wywijając jednocześnie świetlówką i do tego myśląc o misji. Quade zasługiwał na szacunek. Paul to czuł. Tak podskórnie. Ale dlaczego tak szybko rebeliancki Jedi został przez niego obdarzony szacunkiem? Inni pracowali na uznanie przez lata.

Kerst potrzasnął głową, wcześniej szybko zerwawszy się z podłogi. Myśli toczące się dookoła Caleba i Nolana nie przeszkodziły instynktowi weterana w zajęciu dogodnej pozycji, by zaszachować nieznanego Trandoshanina i zniechęcić go do jakieś próby strzelaniny, lub działania na ich szkodę. Znając naturę tej jaszczurowatej rasy z którą Paul miał niejednokrotnie do czynienia i nie darzył szczególną przyjaźnią, to pewnie obcy będzie chciał wywołać zadymę. Ale na to najemnik się przygotował, celując prosto w twarz Trandoshanina za pomocą swojej ciężkiej zabawki.

- Co tu robisz, Jaszczurze? - wylot lufy karabinu mierzył idealnie w środek czoła obcego. Paul miał zbroję i ciężką broń. Sskirt zapewne zwinność i drapieżność. Ale Kerst nie chciał rozlewu krwi. Przynajmniej nie, póki obcy nie sprawiał problemów. A jak będzie, to ręka się nie zawaha i palec pociągnie za spust.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Caleb Quade » 24 Kwi 2017, o 22:00

Jak się okazało, ostrzał BX-ów sięgnął nie tylko Caleba. Jedi otrzymał ledwo draśnięcie, Papa z oddziały Brimlocków całą serię w plecy. Gdyby nie zbroja i plecak, Caleb stracił by pierwszego członka swojej grupy. Nie chciał tego. Nie chciał stracić nikogo na tej wyprawie... Jednak stracił. Ale nie tu, nie na stacji, którą próbowali zdobyć a nie znana siła broniła jej z całych sił. Stracił kogoś gdzieś indziej, dalej, po drugiej stronie mrocznej galaktyki. Na ułamek sekundy, mrugnięcie okiem, czas krótszy niż ten między uderzeniem serca, świadomość Jedi przeniosła się do kokpitu myśliwca X-wing. To Lilith. Ti jego przybrana córka walczyła na śmierć i życie. Otoczona rojami myśliwców TIE napierała na drążek sterowniczy i dusiła z całych sił spust, posyłając krwistoczerwone bolty niszczycielskiej energii w przestrzeń. TIE eksplodowały jeden po drugim zamieniając się w mikroskopijne w skali galaktyki supernowe. Jednakże nawet Moc, która była tak silna w nastolatce nie mogła uchronić jej przed tym co miało nadejść. Jego przybrana córka dawała z siebie wszystko a nawet jeszcze więcej. Caleb nie wiedział za czyją sprawę walczyła. Nie wiedział za kogo oddaje życie. Ale wiedział ile kogoś kosztować będzie jej śmierć. Wrogich myśliwców było zbyt wiele. Niczym czarnoszara szarańcza dopadły walczącego z dziką furią X-skrzydłowca. Zielony ogień tak wielu sprzężonych działek laserowych spadł na tarcze niegdysiejszego symbolu floty Republiki. Tarcze pękły niczym bańka mydlana, maszyna eksplodowała sekundę później. Znowu to zrobili. Zabrali mu ostatnią ważną dla niego osobę. Imperium. Po raz kolejny. Zabrali mu Lilith.
Grawitacja powróciła zrzucając Caleba z niewielkiej wysokości. Wraz z powracającym ciążeniem, na pokład spadła pojedyncza łza. Łza ojca. Smok Ciemnej Strony Mocy mieszkający w sercu mężczyzny zawył. Zawył też Quade, zimna furia rozlała się po jego ciele. Fale Ciemnej Strony zalewały go. Dodawały sił, zagłuszały ból, wyostrzyły wzrok, przyspieszyły ruchu. Strzały oddawane przez Brimlocki zwolniły - wydawało się, że wydostają się z luf karabinów powolnie, wręcz ślamazarnie. Prawda była jednak inna - to Caleb przyspieszył. I to tak jak jeszcze nigdy dotąd. Mistrz Jedi wyrwał do przodu jak wystrzelony z procy. Ale czy teraz był Jedi? Sylwetka mężczyzny przebiła się przez dym, ciągnąc za sobą niczym długi płaszcz. Caleb spadł na droidy z prędkością gromu. Nim procesory pojedynczych bojowych maszyn z okresu Wojen Klonów, przetworzyły nowe dane, część z nich była już zniszczona. Miecz świetlny dzierżony przez byłego pirata, wcześniej przypominający smugę światła, teraz stał się nią całkowicie. Nie sposób było zarejestrować wzrokiem ruchy Jedi. Był rozmazaną smugą i tylko ciągnące się za nim światło dawało świadectwo tego gdzie był i siał zniszczenie. Mężczyzna rozcinał korpusy i pancerze droidów, odcinał głowy, ciął na pół, czasami kopnięciami ciężkich butów bojowych wyłączał z walki kolejnych metalowych przeciwników. Chociaż przewaga liczebności stała po stronie obrońców stoczni, nikt nie mógł dorównać pogrążonemu w bólu straty mężczyźnie. Powoli otaczali go, a on chłeptał Ciemną Stronę coraz większymi łykami. Na tym właśnie polegało Vaapad. Przekuć swój wewnętrzny mrok na narzędzie światła. To właśnie robił. Gorycz i wściekłość podsycały smoka ciemności weń mieszkającego - ale to Caleb siedział na jego grzbiecie. On trzymał za lejce. Wciąż walczył i podkręcał swoje tempo. Wiedział, że przyjdzie mu zapłacić za to cenę. Ale teraz nie zważał na koszty.
Mężczyzna nadal wirował - tym razem wokół własnej osi - odbijał wszystkie blasterowe bolty, skupionego tylko na nim ostrzału. Wszystkie droidy - nie zniszczone jeszcze droideki, potężne B2 i drobne B1 strzelały wciąż i wciąż kierowane programem, który kazał im zrobić tylko jedno - zabić psa Jedi. Ale Jedi był nie do powstrzymania. Nie było teraz nikogo, kto mógł by go pokonać. Nikogo. Dla potencjalnego obserwatora sytuacja Caleba mogła wydawać się przesądzona. Przeszedł z dzikiej szarży do dramatycznej defensywy. Dał się okrążyć, zapędzić w kozi róg, z którego nikt nie mógł go nikt wyciągnąć. Jego los mógł być już przesądzony.
Jednak on do tego dążył.

Jedi nadal wirował wokół siebie. Szybciej i szybciej. Gdyby ktoś mógł go teraz zobaczyć, oprócz wirującego ciała i zielonkawej smugi miecza świetlnego, dostrzegł by też drobne wyładowania elektryczne, które z każdą sekundą przybierał na intensywności i sile. Ciało mężczyzny sypało iskrami, wyładowania zaczynały lekko bić w pokład i sufit. Coraz jaśniejsze i mocniejsze. By nagle zniknąć. Czas zatrzymał się na krótką chwilę tak samo jak i Quade. Mistrz przyciągnął kończyny do siebie, wydawać by się mogło, że jego ciało zapadło się w sobie. Wyładowania wsiąknęły do wnętrza tak jak i Moc buzująca wokół i w nim samym. Cała przestrzeń zagięła się na ten krótki czas.
Z rykiem słyszalnym nawet w rzadkiej atmosferze stoczni Caleb wyrzucił na boki ręce. Uwolnił przy tym całą skumulowaną w sobie energię, wściekłość i ból straty, Ciemną i Jasną Moc, która mieszkała w nim od zawsze. Błysk i fala eksplozji energii rozeszła się z prędkością światła wokół Mistrza. Moc Wyzwolona rzuciła wrogami o ściany.

A w centrum stał on.
Sam.
Opuszczony.
W żałobie po stracie ostatniej osoby, na której na prawdę mu zależało.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Sskirt » 25 Kwi 2017, o 16:16

Nie tak to miało wyglądać, zdecydowanie nie tak. Pokład placówki zbliżył się z dużą prędkością, właściwie bez powodu. Ale powód był, a było nim nagłe zwiększenie się ilości obiektów przemieszczających się bez grawitacji. Sskirt przelatywał akurat nad grupą komandosów i mijał Mandalorianopodobną, również lecącą, istotę. Pokład przybliżył się szybko i był wyjątkowo twardy, a Sskirt wyjątkowo boleśnie się o tym przekonał. Zderzenie wycisnęło Sskirtowi powietrze z płuc. Nim podniósł się z pokładu, zobaczył, że domniemany mandalorianin, w istocie bardziej przypomina lżejszą wersję klona komandosa w III katarnie, niestety, w zestawie z nim był jednak blaster, który był teraz w Sskirta wycelowany.

- Co tu robisz, Jaszczurze? - rozległ się głos zza maski.

A Jaszczur zamierzał mu odpowiedzieć, jednak w tym momencie rozszedł się głośny ryk, zaraz po nim nadeszła fala uderzeniowa, która wytrąciła najemnika z równowagi. O ile Sskirt, nie zdążył jeszcze się podnieść po powrocie grawitacji, to opancerzony mężczyzna, pchnięty falą, potknął się o jakiś, bliżej niezidentyfikowany, solidnie nadtopiony, metalowy element, który mógł być kiedyś droidem, ale był w takim stanie, że równie dobrze mógł byś kiedyś spawarką.
Gad szybko poniósł się z posadzki, celując w najemnika z blastera.

- Lepsze pytanie, co ty tutaj robisz, ja tu byłem pierwszy - powiedział Sskirt - i co ten gościu tu wyprawia?

Co prawda gad wyrobił sobie już pewną opinie o tej biegającej, z zieloną, świetlistą bronią, osobowości. Hmm, pomyślał Sskirt, za tego gościa Imperium dałoby parę kredytów. Z drugiej strony prawdopodobnie to on spowodował tą "podmuch" który zbił z nóg najemnika i uderzył w leżącego wcześniej Sskirta. Jego sytuacja rysowała się niezbyt różowo, ale wyglądało na to, że ten "oddział uderzeniowy" zamierzał najpierw pytać, a dopiero potem strzelać. No chyba, że chodziło o droidy. Swoją drogą ciekawe, co działo się w tym czasie z jego droidem.
Image
This user in the most of time can't write on chat and see archive of chat
Awatar użytkownika
Sskirt
Mistrz Gry
 
Posty: 235
Rejestracja: 3 Sie 2016, o 21:59
Miejscowość: Kraków

Re: [pas asteroidów] Dziedzictwo Barona.

Postprzez Rafael Rexwent » 25 Kwi 2017, o 18:28

No i nie doczekał się odpowiedzi, bo niespodziewany wybuch złości u Jedi wywołał nieprzyjemną w skutkach falę uderzeniową. Prawa grawitacji są niezmienne, a przy pomocy zdradzieckiej spawarki, rozłożyły Paula na podłodze po raz kolejny. No normalnie idealny dzień na to, by nie tylko być nieprzydatnym na misji, ale i dwa razy zaliczyć kontakt z glebą. Czy naprawdę przyłączenie do Rebelii było dobrym wyborem, skoro tak to wygląda?

Gadzie spojówki uważnie się w niego wpatrywały i czekały na jego ruch. Tak samo jak trwający na spuście blastera palec obcego. Trandoshanin miał teraz przewagę sytuacji, ale mężczyzna wcale nie zamierzał tego okazywać. Emanowanie strachem w obliczu rasy naturalnych łowców nie jest może równie śmiertelne jak naprzeciwko Colicoidom, lecz pokazuje słabość i uświadomiłoby gada o przewadze psychologicznej.

- Strzelaj – głośniki hełmu celowo przefitrowały to zdanie tak, że zabrzmiało niczym rzucone z wokabulatora droida zabójcy. Kerst czekał i napawał wahaniem Trandoshanina. Tak. Niech straci pewność siebie.

- Nie potrzebuję widoku twojej krwi – przestrzeń znów przeszyła odarta z uczuć zbitka słów, jaka utworzyła zdanie godne jakiegoś poematu, albo włączenia do epopei imperialnej. Tylko ton się nie zgadzał, ale wprawny bard mógłby bez problemu przekuć to w genialną frazę.
Niebieskie tęczówki były utkwione w jednym punkcie, obserwując twarz obcego. Lecz myliłby się ten, kto oddałby za to rękę, bo wiele lat doświadczenia powodowało, że mimowolnie Kerst obserwował zarazem i całe ciało Trandoshanina, zwłaszcza prawą dłoń uzbrojoną w blaster.

Wierzył w zbroję, tak jak wierzył w dziadka. Przypomniał sobie jego twarz, z perfekcyjnie przystrzyżoną brodą i tym szelmowskim uśmiechem, godnym dwudziestoletniego zawadiaki, a nie starszego już człowieka. Przypomniał bijące od niego ciepło i spokój ducha. Przypomniał lata wspólnego latania Feniksem, ochrzaniania go za bardziej rażące błędy zagrażające całej trójce i pochwał za ściągnięcie dwóch nadlatujących Zebr jedną serią z wieżyczki. Duch Nolana przetrwał nie tylko w myślach. Nagle Kerst poczuł jakby jego zbroja zaczęła emanować dziwną energią, a dotychczas luźne cząski metalu złączać się ze sobą i wzmacniać, tworząc nieprzebijalną sieć połączeń. Tylko czyste serce wnuka mogło zrozumieć o co chodzi dziadkowi. I sławić jego imię.

- Nolan – szepnął, ale słowo nie opuściło wnętrza hełmu. Zostało w środku i tylko dla Paula. Nawet inni członkowie oddziału nic nie usłyszeli przez komunikatory. Bo to był zwrot nie do nich, a do ósmego członka oddziału. Nieznanego przez nikogo oprócz mężczyzny.

Teraz Trandoshanin mógl mieć i działko obrotowe w łapach. Paul już wiedział. Zaufał dziadkowi i jego zbroi. Nie potrzebował swojej zabawki w razie problemów. Wystarczą pięści. Wsparte intuicją i instynktem otrzymanym od przodków. Mężczyzna po prostu zaufał...
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron