przez Vestibor Rothal » 2 Gru 2016, o 23:18
Wiele dni upłynęło Rothalowi na niczym, może nie dosłownie, ale nic konkretnego nie miało miejsca. Okupowali dawną bazę szefa mafijnego, przygotowując się na odparcie potężnego ataku mandalorian, do którego jednak nie doszło. Doszło za coś do czegoś innego... do buntu.
Łowca Nagród zawsze śpi miękkim snem, gotowy w każdej chwili chwycić pod poduszkę, by wyciągnąć broń, nie inaczej miała się i sprawa z Rothalem. Wiadomość o buncie otrzeżwiła go w jednej chwili. Stanął na równe nogi i pośpiesznie się ubrał, szybko analizować otrzymane informacje. Z perspektywy osoby z zewnątrz jego sytuacja wydawała się beznadziejna. Jednak zebrak nie bez powodu przez tyle lat, nieprzerwanie utrzymywał swoją wysoką pozycje w tym zawodzie, był gotowy na bunt... nie na taką skalę, ale przecież to tylko parę łbów więcej do odstrzelenia.
- Wycofać wszystkich do tunelu, niech kierują się do punktu zbornego, punkt A2.3 - więzienie. Snajperzy mają utrzymać pozycję i próbować wyeliminować tych wrogich. Wy kupicie nam czas.
Na szczęście, w tej pechowej sytuacji był z nim jeden z braci tradoshian. -
- Spróbujecie dogadać się z tradoshianami, jeżeli nie jest to interwencja z zewnątrz powinni dać się skłonić tysiącom kredytów. W końcu to twoim współplemieńcy, ty zapewnisz mu wsparcie snajperskie, w razie braku zainteresowania natychmiast się wycofać, nie wiemy z czym mamy dokładnie do czynienia. A teraz... wyrównajmy szansę. - Półuśmiech zagościł na twarzy Rothala, który jeszcze nie założył hełmu, wyciągnięty przez niego detonator wyglądał wręcz archaicznie, jednak po naciśnięciu czerwonego guzika, nikt nie mógł myśleć, że coś z nim nie tak. Potężne trzęsienie ziemi wstrząsnęło placówkom. Towarzyszył mu ogromny huk zawalających się poszczególnych budynków, niegdyś potężnej placówki. Kolejno budynki, gdzie znajdywały się buntownicy zamieniały się w gruzy, 2, 3 i 4 był zniszczone.
Ogromna fala kurzu jaką wznieciły walące się budynki umożliwiło zabrakowi oraz siedmiu jego ludziom przebicie się do podziemi, nie ściągając na siebie zbytniej uwagi. W tunelach spotkał dwójkę, dawnych ochroniarzy robala, którzy prędzej przerażeni liczebnością, niż realną wiarą, dołączyli do drużyny. Najbardziej bolała strata energii, jednak jego komunikator wciąż działał.
- Uwaga, alarm, stopień pomarańczowy, sytuacja mocno wymknęła się spod kontroli. Natychmiast zbombardować punkt B8.2. Potrzebuje tutaj natychmiastowego wsparcia, a możliwe, że i ewakuacji, wezwać również wsparcie pozostałych na orbicie planety myśliwców.
- Tak jest, trzymaj się tam. Już lecimy.
Jedyną załogą, na której polegał była jego własna. A za każdym takim wypadkiem, utwierdzał się w swym przekonaniu jeszcze bardziej. Doszło do pierwszych walk, w której rothal nie dał nawet szans rebeliantom, na wyciągnięcie broni, strzelając do nich jak do celów z Westarów... Powoli zbliżali się do więzienia.
W więzieniu nie było już tak łatwo, gado - podobne stwory rozpanoszyły się tam na dobre, Vestibor stracił czterech ludzi, a gdyby nie wejście na tyły pozostałych przy życiu, wiernych mu ludzi, mogłoby wyglądać to jeszcze gorzej. Była ich zaledwie garstka, dziesięciu, z niedawno wyglądająco jeszcze imponująco drużyny. Zdążyli powrzucać beczki z gazem do tuneli, a niektóre z nich uruchomili, przednio zamknąwszy wszystkie drzwi. W przeciwieństwie do nich, buntownicy nie mieli jak przejść przez ten gaz, mastki zostały w budynku, z którego przyszli i który eksplodował tuż po wejściu do niego zdradzieckich szumowin. Główny plac i lądowisko zostało zbombardowane przez rakiety wystrzelone ze statku, który zmierzał już w ich kierunku, słowem na zewnątrz zapanował chaos. Jako tako trzymał się tylko budynek, o który walczyło trzech ludzi Rothala, to byli wszyscy, reszta go zdradziła, nie wiedział ilu z nich jeszcze dycha, ale był pewien, że nie będzie to trwało długo o ile wsparcie nadejdzie na czas, albo uda mu się jego plan...
Gaz utrzymywał się, a dziesiątka ludzi, pilnie obstawiła dwa wejścia, wyczekując na przybycie adwersaży. Miał chwilę. Podszedł do stanowiska, odpowiedzialnego za zarządzenie obiektem więziennym. Uruchomił głośnik, po czym zaczął mówić.
- Ludu Mandalorian, zastanawiacie się zapewne kim jestem i czego jesteście świadkami. Nazywam się Vestibor Rothal, niektórzy o mnie słyszeli, walczyłem przeciwko wam i z wami w dziesiątkach potyczek, zabijając wielu z was, jak i wielu z was ratując życie. Możliwe, że niektórym zabiłem członków klanów, może rodziny, nie przeczę, nie czuję się również winny, każdy z nich miał również szansę zabić i mnie, nigdy nie zabiłem bezbronnego. Wielu z waszych braci, ukrywałem przed imperium, a wręcz chroniłem. Poprzysięgłem sobie, że nie będę stał przeciw wam a rządowi, jednak okazało się to niemożliwe.
- Rothal zaobserwował pewne poruszenie przy wrotach A, gaz zaczął powoli opadać, a buntownicy w końcu go odnależli, niedługo rozpoczną szturm na bramę.
- Stoję tu przed wami, nie jako wróg, nie jako przyjaciel, ale jako wasza nadzieja na wolność i śmierć w chwalę, nie zgnicie w więzieniu, daję wam szanse na odkupienie dawnych win, na zemstę. Moi ludzie poświęcają się dla mnie, aby utrzymać ten ostatni przysiułek przed buntownikami, służącymi imperium. Obiecuję wam, że jeżeli teraz mi pomożecie z mojej strony nie spotka was nic złego, a może niektórzy z was dołączą do mnie... jeżeli to przeżyjemy. Ci, natomiast, którzy widzą we mnie tylko zdrajcę, niech chociaż przez zdrowy rozsądek przez chwilę współpracują ze mną przeciw wspólnym wrogom, a potem niech skorzystają z szansy jaką im daje i próbują uciec... lub zginąć w walce.
- Szefie gaz opadł, przebijają się. - Jakby na potwierdzenie słów lojalisty, rakieta uderzyła we wroga, jeszcze kilka i wróg będzie w środku. Kończył mu się czas.
- Jestem człowiekiem czynu, niech to będzie potwierdzeniem mych słów.
Pole energetyczne oddzielające tłum mandalorian od niego zostało zdezaktywowane. Z pomocą plecaka zleciał na dół do nich, powoli wychodzących ze swych cel. Podjechał wóz, przykry plandeką, która po ściągnieciu ukazała widok, przestarzałej broni, ale broni... działającej. Vestibor wziął pierwszą z nich ignorując kolejny strzał w bramę i wyciągając ją przed siebie, chcąc podać ją pierwszemu z nich. W tym samym momencie brama wyleciała, wpuszczając za sobą zastępy wrogów, które jednak musiały cofnąć się pod silnym ostrzałem jego ludzi. Teraz albo nigdy.
- Jesteście więc ze mną, czy przeciwko mnie?
Jeżeli plan nie wypali, Rothal miał zamiar aktywował pozostałe butle z gazem, zabijając wszystkich oprócz swoich ludzi, zaszczepionych na to i wylecieć przez szklany dach więzienia. Ekipa ratunkowa i cztery myśliwce były już prawie na miejscu... Miał jednak nadzieje, że drobne kłamstwa i wizja ucieczki, wystarczą, by Mandalorianie chodż na chwilę walczyli z nim ramię w ramię.