Dziewczyna ze zdziwieniem stwierdziła iż jej sztylet zniknął. Zaskoczenie było tym bardziej niemiłe iż jeden z obcych doskoczył do sterty z bronią i wycelował w nią z blastera. Aaraya znieruchomiała. Skonstatowała już ze pozbawiono ja nie tylko broni ale i pancerza, którego płyty leżały na stosie wraz z fragmentami innych baskargamów i imperialnych pancerzy po drugiej stronie szopy. Gniew szybko odpędzał ból z umysłu. Wyprostowała się i rzekła w poprawnym basiku
- Jeśli Ci życie miłe rzuć broń! – Na jej twarzy zagościł złowrogi wyraz. Dostrzegła też, że jej głos obudził innych. Gal i były członek oddziału abordażowego usiedli gwałtownie. Oboje wrogo spojrzeli na parę Gungan, jednak wrogość Gal szybko przeszła w kpinę. Dziewczyna miała racje. Obcy chwycił za miotacz zaprojektowany dla ras bardziej przypominających ludzi. Choć wyglądał groźniej mierząc do niej ze zrabowanej broni, nie był wstanie pociągnąć za spust. Na ustach Aarayi zagościł niemiły uśmieszek. – Zostaw to zanim sam zrobisz sobie krzywdę, albo zrobi Ci ją któreś z nas. – Dodała wskazując ruchem głowy Gal i drugiego Mandalorianina. Pozornie ignorując uwagę Gal na temat swojej lewej ręki. Jednak wciąż szukając wzrokiem czego kol wiek pomogło by jej posłużyć do założenia opatrunku uciskowego. Zwłaszcza iż coraz wyraźniej czuła upływ krwi. Mogła liczyć jedynie że pozostali Mandalorianie spacyfikują parę Gungan. Nie była by wstanie za długo walczyć. Może zebrała by siły na jeszcze jeden czy dwa ciosy, ale nie wiele więcej. Nie zdołałaby nawet dopaść stosu ze zrabowanym przez obcych sprzętem. Wiedziała ze jeśli wstanie na nogi straci przytomność. Dostrzegła kawał czegoś w rodzaju poszarpanego koca czy innej szmaty.
- Gal? Rzuć mi tamtą szmatę. – poprosiła w Kuzynkę tym razem przechodząc na ich etniczny dialekt. Poco obcy mieli rozumieć o czym rozmawiają. Dla nich musi pozostać niewzruszona mimo utraty krwi i słabnących sił. Nie mogą poznać że jest słaba.
Widziała jak Gunganin nerwowo przekierowuje blaster celując w każde z nich gdy Gal rzuciła jej szmatę, którą ledwo udało jej się schwycić zdrową prawą ręką. Nie przejmowała się nim, trzeci Mandalorianin obserwował obydwu gungan. Choć Aaraya nie znała go za dobrze, pamiętała tylko jego imię, mogła się założyć że zdążył by im przeszkodzić gdyby chcieli zrobić coś głupiego. Położyła sobie szmatę na kolanach i nachyliła się do niej ignorując rosnące uczucie bólu i zmęczenia. Chwyciła zębami jeden z naderwanych strzępów, szmata nie była za czysta i dziwnie śmierdziała, ale pomyśli o tym później, na dezynfekcje i antybiotyki przyjdzie czas jak wydostana się z tego szamba. Wyprostowała się gwałtownie, przytrzymując szmatę ręką. Po pomieszczeniu przeszedł dźwięk rwanego materiału. Powtórzyła proces jeszcze kilku dwukrotnie nim urwała drugi kawałek o zadowalającej długości. Przyciągnęła do siebie obolałe lewe ramie i korzystając z prawej ręki owinęła w około niego urwany dłuższy pasek materiału, mniej więcej w połowie jego wysokości. Po czym chwytając drugi koniec paska zębami i manipulując zdrową ręką zawiązała pętlę i pociągnęła ją zaciskając mocno. Za kilka godzin trzeba będzie zdjąć ten opatrunek, ale na razie musi coś zrobić by sienie wykrwawić. Potem nałożyła resztę szmaty na poprzedni niezgrabny opatrunek. Owinęła dokładnie i zawiązała drugim paskiem materiału, zaciskając go jedynie nieco słabiej niż poprzedni.