Content

Archiwum

[Kashyyyk] Rwookrrorro

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 16 Sty 2015, o 23:54

Przemytnik uśmiechnął się.
- Wiesz Dex, zabiłem na arenie takich z osiem, ale co innego amfiteatr wysypany piachem, a in ojczysty las. - przyznał racje łowcy nagród.
Tytus powitał oficera skinięciem głowy. Wolał się nie odzywać po poprzednim incydencie z
Aqualishem, zostawiając sprawę pogaduchy Dexowi. Miał na sobie tylko opancerzony kombinezon, więc nie było zbyt wielu rzeczy do odsłaniania.
- Te dwa blastery i go bydle z żelasa na plecach - mając na myśli swój półtoraręczny wibromiecz. Spokojnie stanął tam, gdzie mu kazano i bez jakichkolwiek sprzeciwów poddał się kontroli uprzednio ukazując dokumenty, swoje, oraz frachtowca.
- Tak, jesteśmy tu w celu ukarania tego zbira. - powiedział były gladiator.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sty 2015, o 03:31

- Zaraz wszystko wyjaśnimy. Proszę o odrobinę cierpliwości. - powiedział spokojnie podoficer, a ton jego głosu przypominać mógł w tym momencie dawno nie widzianego, poczciwego wujaszka. Obdarzywszy Tytusa i Ryana dobrodusznym uśmiechem, właśnie na tym drugim zatrzymał przez dłuższą chwilę swe przenikliwe spojrzenie.
- Panowie, doskonale rozumiem, że się śpieszycie. Ale mnie obowiązują przepisy. - stwierdził bez żadnego rozdrażnienia. Świadomość tego, że, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, nie może popełnić najmniejszego błędu, działała na podoficera niezwykle motywująco. Chciał czy nie chciał, musiał dokładnie skontrolować tych dwóch – nawet jeśli męczyła go żałosna nijakość sprawek, które ich zaprzątały. Doskonale znał ten typ ludzi. Najemnicy, łowcy nagród, przemytnicy. Zakała Galaktyki, roznosząca bród po jakże pięknym Imperium. Ponownie spojrzał na ich twarze. Czy i co kryją pod maskami swobody oraz pewności siebie? Czy są w stanie narobić kłopotów większych, niż ostrzał kantyny? Zmuszony był poznać odpowiedzi na te pytania.
- Odnośnie sprawy, o której panowie wspomnieli, niestety nie mogę pomóc. - podoficer zgrabnym ruchem odebrał od mężczyzn dokumenty, a następnie wyciągnął niewielki datapad. Uruchomiwszy urządzenie, począł wertować otrzymane papiery i porównywać dane - wyraźnie dało się zauważyć, że najzwyczajniej w świecie szukał dziury w całym. W pewnym momencie wydawać się mogło, iż jego brwi nieco drgnęły, chyba planował coś powiedzieć, ale ostatecznie rozmyślił się. W końcu, westchnąwszy wcześniej cichutko, zakończył proces weryfikacji tożsamości.
- Wygląda na to, że wszystko się zgadza. Wszystkie papiery w porządku. - potwierdził skinieniem głowy. - Została jeszcze jedna kwestia. Kwestia szczepionki. Oczywiście wiem, że to nieco uciążliwe, ale jednocześnie konieczne. U niektórych Wookieech nasi lekarze wykryli objawy śmiercionośnej choroby. Na szczęście istnieje szczepionka. Zgodnie z regulaminem, nie możemy dopuścić do wybuchu epidemii, ergo, wszyscy ludzie przebywający na planecie muszą zostać zaszczepieni. Mam nadzieję, że żaden z panów nie boi się igieł?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 17 Sty 2015, o 13:52

Przepisy. Od czasów kiedy Imperium miało w garści większość systemów słonecznych, zachowywali się tak jakby obawiali się każdego nowo napotkanego człowieka czy też innego przedstawiciela rasy obcej. Dlatego też Dex wolał wykonywać zlecenia poza jurysdykcją imperialnych. Tam przynajmniej nie musiał tłumaczyć się nikomu i ze wszystkiego się legitymować.
Może i najemnicy czy też łowcy głów nie mieli zbyt dobrej renomy wśród większości cywilizacji, jednak nie bez powodu cały czas ten zawód się utrzymuje. Imperium też można by przypisać korzystanie z usług osób z zewnątrz. Jeśli chcieli się kogoś pozbyć, płacili odpowiedniej osobie a ta wykonywała za nich czarną robotę. Płacili kredyty a w informacjach ogólnych nie ma żadnej wzmianki na temat udziału sił imperialnych.
- Może za to oficer, zna jakieś miejsce, może osoby, które co nie co wiedzą o tej całej krainie cieni. Jeśli nawet nie osoba, to miejsce gdzie moglibyśmy poszukać takiej osoby – prawda była taka, że Ryan oraz Tytus nie mogą ot tak zejść do krainy cieni i zacząć przeczesywać każdy kawałek po kawałku. Jeśli znalazłby się ktoś, kto może posiada informację dotyczące zbiegłego wookie to może dałoby radę tą osobę namówić do współpracy.
Dexon już miał odchodzić po udanej inspekcji kiedy został ponownie zatrzymany. Wychodzi na to, iż cała procedura się jeszcze nie zakończyła. Była jeszcze mała rzecz do zrobienia – szczepionka.
Łowca głów odwrócił się w stronę podoficera, skrzyżował ręce i odpowiedział.
- Niestety mój obecny stan zdrowotny nie pozwala na przyjęcie środków takich jak wasza szczepionka. Tak więc gdybym został zarażony przez jakiegoś wookie to prędzej mnie to zabije niż narobi większych szkód. Oczywiście do czego nie dojdzie– uśmiechnął się wymuszenie niż ze zwykłej życzliwości. Ci imperialni zaczęli już Dexowi grać na nerwach. Jaka szczepionka ?! Co oni znowu wymyślają ?! Wiedział jedno, na pewno nie da się kłuć imperialnym, którzy tłumaczyli swoje działania … epidemią.
- Teraz jeśli panowie pozwolą, robota mnie wzywa – kiwnął głową po czym odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku nie mając ochoty już dalej dyskutować z imperialnymi, którzy i tak musieli jeszcze zająć się Tytusem.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 17 Sty 2015, o 18:33

Tytus był pewien, ze zaraz zacznie podskakiwać ze złości - wpierw przychodzi jakiś wesoły oficer, potem mantoli mu coś o przepisach, każe mu pokazać broń, którą przecież widać z kilometra, następnie musi pokazywać dokumenty swoje, swojej bryki, a teraz jeszcze chcą go szczepić na jakąś wyimaginowaną chorobę, phi! Mimo tego starał się nie dawać ponieść emocją, zachować stoicki spokój.

Cudowną mocą spowita władza imperium, służ jej, a wkroczysz na słuszną ścieżkę

Tytus przypomniał sobie pewną ulotkę. Odpiął pas na rękawie, następnie pokazał oficerowi tygodniową bliznę po szczepionce.
- Tak, pomyślałem o tym wcześniej, sir. - odpowiedział spokojnym tonem przemytnik. Wziął się, za zapinanie ponownie rękawa pancerza, następnie pochylił lekko czoło.
- Zatem, żegnamy drogiego stróża prawa. Oczywiście poddamy się kontroli po powrocie do portu. - zapewnił oficera. Następnie skierował wzrok na Dexona, po czym podszedł do niego, kiwnięciem głowy oznajmiając że swędzi go ręka żeby oficerowi zęby wybić.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sty 2015, o 21:05

- Oczywiście, rozumiem, rozumiem. Przykra sprawa, stan zdrowia. Ostrzegam jednak, robi to pan na własne ryzyko. - podoficer zwrócił się do Ryana z nieco przesadnie akcentowaną troską w głosie. - Mam nadzieję, że jeszcze ponownie się zobaczymy i nie spotka pana nic przykrego. - również na jego twarz wstąpił wymuszony uśmiech.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze. - stwierdził niemrawo, zobaczywszy bliznę na ręce Tytusa. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Życzę miłego pobytu, panowie.

Szturmowiec TK-1120 po raz pierwszy od dłuższego czasu zmuszony był użyć swego mózgu. Przyglądał się ze zdziwieniem całej tej sytuacji, a gdyby nie chroniący jego głowę kask, prawdopodobnie już dawno poskrobałby się po głowie. Obcy odchodzili, a dowódca zamiast reagować, nadal sterczał jak palec w swym za dużym mundurze, trzymając w ręku cyfronotes i tylko coś w nim zapisując. W końcu szturmowiec zdecydował się działać.
- Sir, pozwoli im pan odejść bez badania krwi? Przecież oni mogą być...
- Stulcie pysk, TK-1120. Dobrze wiem. Trzeba też powiadomić górę.

Przed Tytusem i Ryanem rozciągała się panorama miasta. W niezbyt dalekiej odległości od lądowiska stało imperialne biuro portowe, straszył także nadpalony szkielet poranionej niedawnym ostrzałem kantyny. Prace naprawcze wciąż trwały, jednakże mało kto wierzył w to, że właściciel zdoła ponownie otworzyć interes i dodatkowo jeszcze pokryć wszystkie długi. Na szczęście wciąż działały trzy inne lokale, które sporo zyskały na tragedii ich największego konkurenta. Już z oddali, bez większych problemów można było dostrzec szyldy - „Pod Zapitym Kłakiem”, „Rooraaar-bar” oraz „Liza”. Za nimi znajdował się także kolejny budynek, o którym raczej nie wspominano w imperialnych holoatlasach turystycznych – wybudowany stosunkowo niedawno przybytek rozkoszy o wdzięcznej nazwie „Tajemnica Lasu”.
Rrwookrrorro. Tylko w centrum wzrok przyciągały kilkupiętrowe, zbudowane z lokalnego drewna stare domostwa najbardziej szanowanych Wookieech. Wsparte na pniach ogromnych drzew wyglądały dość majestatycznie. Lecz poza tymi nielicznymi wyjątkami, miejscowa architektura przedstawiała się raczej mizernie i potwierdzała pogłoski o rozpaczliwej biedzie tej planety – dominowały więc długie rzędy glinianych lepianek, postawionych przy chodnikach pełnych zgniłych liści, igliwia i kurzu. Poza tym, im dalej od centrum, tym smród stawał się cięży do zniesienia, a nad rynsztokami, którymi leniwie płynęły kudłate nieczystości, bawili się mali Wookiee. Odbywał się tutaj także swego rodzaju uliczny handel, a nieliczni sprzedawcy opędzali gałązkami roje much, które z lubością siadały na lokalnych słodkich przysmakach i krajanych kawałkach mięsa.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 17 Sty 2015, o 22:26

Tytus rozejrzał się dookoła.
- Kashyyyk - planeta-las pełna wszelakiego mniej lub bardziej miłego włochactwa mieszkającego w domkach z guana na drzewach. - obwieścił towarzyszowi, ruchem ręki ukazując panoramę miasta Rwookrrorro. Czując bijący z głębi osiedli odór zaczął się robić jeszcze bardziej niecierpliwy, niż wcześniej. Zaśmiał się pod nosem, po chwili chcąc iść do kantyny.
- No tak, zapomniałem... - westchnął, przypominając sobie o niedawnej tragedii, o której dowiedział się już jakiś czas temu, choć osobiście nie wierzył, że taki przeciętniaczek miał powody do rozwalania kantyny w pył. Nie mniej jednak - ujrzał na własne oczy co się stało. Cokolwiek mógłby teraz zrobić, to zapewne pójść tam, popytać ludzi o cel, na który polował wraz z kumplem.
- Wiesz, jedyne osoby jakie tu znałem, zawsze siedziały tam. - oznajmił, wskazując na będącą w odbudowie knajpę, po czym oparł się o kawałek drewna i zaczął kręcić młynek kciukami, jak to zazwyczaj robił, gdy się nad czymś dogłębnie zastanawiał.
- Cholera, nie wziąłem wódki. - zasmucony powiedział.
- A tu nie dostanę tego cudeńka - dopowiedział, wykrzywiając usta w grymasie.

Myk Myk Myk Myk Myk Myk
Cośtam, cośtam, cośtam
Zaraz szlak mnie strzeli
A ja sobie w głowę


Zanucił cynicznie opisując swoje wymieszanie braku nadziei w odnalezienie Wookiego z jednoczesnym smutkiem z powodu braku wysokoprocentowych napojów.
- Prowadź, ja na trzeźwo niczego nie wymyślę. - powiedział, kręcąc głową na boki.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 17 Sty 2015, o 22:49

Kontrola poszła dosyć szybko ale na pewno nie aż tak dobrze jakby wydawało się Ryanowi. Można byłoby powiedzieć, że aż za łatwo. Zazwyczaj oficerowie imperialni nie byli aż tak uprzejmi, pilnując się każdego poszczególnego podpunktu prawa kontroli imperialnej.
- Cholera – mruknął do siebie, tylko dwa razy się oglądając. Wycieczka na Kashyyyk nie będzie zbyt długo trwała. Dex będzie musiał się szybko uporać z futrzakiem i jak najszybciej opuścić planetę, bez niepotrzebnych kolejnych kontroli.
Szli przed siebie rozglądając się uważnie za miejscem w którym mogliby zdobyć informację na temat wookiego, tego konkretnego wookiego. Przez większość czasu Dexon nie odzywał się w ogóle. Będąc myślami gdzie indziej, nie za bardzo słuchał tego co ma mu do powiedzenia jego towarzysz.
Po chwili stanął, spoglądając uważnie na miejsce wpadające mu w oko. Kantyna – to miejsce pasowało najlepiej by znaleźć kogoś, kto by mógł im pomóc w poszukiwaniu Vrykroro.
- Kiedy tak na Ciebie patrzę jak gadasz do siebie i śpiewasz sobie jakieś głupoty pod nosem to myśle, że jesteś nieźle popieprzonym skurwysynem. Ale właśnie takiego kogoś potrzebuje do tej misji. – po czym wskazał palcem w stronę jednej z kantyn na której było napisane „Rooraaar-bar”.
- Pójdziesz tam i poszukasz swoich kumpli. Ja skoczę do Zapitego Kłaka i postaram się znaleźć cenne informację. Spotykamy się tutaj za niecałe 30 minut. – kiwnął głową po czym ruszył przed siebie znikając w wejściu do jednej z kantyn.
Może nie było tutaj aż tak cudownie jak na Tatooine czy Nar Shaddaa. Śmierdziało mokrym futrem a w powietrzu unosiły się niepotrzebne kłaki, które przeszkadzały w oddychaniu.
Dex podszedł do lady, zasiadając na jednym z wolnych miejsc przy barze.
- Coś mocnego, ale nie takiego by mnie ścięło z nóg. – położył kwotę kredytów o którą został poproszony w ramach zapłaty za napój wyskokowy.
- Tak przy okazji…znacie tutaj kogoś, kto dobrze orientuje się w dolnych partiach planety ? Chodzi mi o krainę cieni.– położył dodatkową sumkę w ramach zapłaty za potrzebne informację na temat „przewodnika” po krainie cieni. Do ust włożył wyrób tytoniowy, który tak uwielbiał żuć. Pozostaje tylko czekać aż barman udzieli mu informacji, bądź Tytus zjawi się w wcześniej przez nich ustalonym miejscu ze swoimi koleżkami.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 18 Sty 2015, o 21:22

Tytus uśmiechnął się, po czym poklepał Deza po ramieniu.
- Nie wiem czy to komplement ale brzmi nieźle, hehe. - powiedział, po czym popatrzył na bar, który wskazał towarzysz. Znał to miejsce doskonale - tu pamiętał barmana, a przynajmniej tak mu się wydawało, nie robił sobie jednak nadziei że ten pamięta go z czegoś innego, niż z śpiewania paru piosenek po pijaku pod stołem z kumplami. Lotar wzruszył ramionami, uniósł brwi, otworzywszy usta oznajmił:
- Taaak, znam tu kogoś. Taki jeden, kurdupel, a i taki Kalmaianin tu siedzi, siedział znaczy się, zgarnęli go jak chodzili po mieszkaniach. - mając na myśli łapankę, którą szturmowcy urządzili eliminując potencjalnych terrorystów, po ataku na kantynę. Przemytnik nie czekając na odpowiedź wyruszył na krótki spacer do Rooraaar-baru, po drodze podziwiając widoki Wookich sikających do rynien i bijących się w ciemnym zakamarku włochatych "wujaszków", cudny widok, aczkolwiek przytłaczający. W końcu dotarł do celu, wspaniała oaza alkoholowa, która słynęła z...
- Z czego ta zapchlona knajpa słynęła... - szepnął do siebie Tytus, starając sobie przypomnieć, co mówił mu dawny towarzysz, Kalmarianin, którego przewiózł tu, bo miał porachunki z pewnym gangiem i wierzył, że kordom imperium ochroni go - biedaczek, sam ponoć robił niezłe akcje i skończyło się to wiadomo. Tytus położył na stole należną kwotę, którą wyczytał w kiepskim, na szybko napisanym "menu" napojów z próbującymi udawać śmieszne nazwami.
- Poproszę coś tam mocnego, żebym zrzygał się wstecznie! - zażartował przemytnik, uśmiechając się do barmana z nadzieją, że ten jednak go pamięta. Po chwili podrapał się po skroni popijając zakupiony napój.
- Eeee, był tu może taki Jawa jeden, w kapturze, mały, śmiesznie mówi, chyba wiesz o kogo chodzi, dużo Jawów tu nie ma, on tu jest, albo też był, stałym bywalcem... - oznajmił, wspominając tą małą pokrakę, która była jedyną osobą na planecie która żyła, a mogłaby go pamiętać na tyle dobrze by mu pomóc.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 19 Sty 2015, o 16:27

Ryan

Na umiarkowanie szpetnej twarzy barmana z miejsca pojawił się uśmiech. Co prawda jedna z konkurencyjnych kantyn spłonęła w kuli ognia, ale całe to późniejsze zamieszanie, łącznie z wiadomościami w Holonecie, odrobinę wystraszyło potencjalnych turystów. Każdy klient był na wagę złota w tych trudnych czasach, więc czym prędzej nalał Ryanowi najlepszego drinka. Na widok kredytów położonych na ladzie, mętne oczy barmana wyraźnie się ożywiły.
- Oczywiście, klient nasz pan. Zawsze kręci się tu co najmniej kilku oszołomów, których podnieca łażenie po samiuśkim dnie. - oznajmił, kręcąc przy tym dynamicznie głową na znak dezaprobaty. - Paru poszło właśnie na takie wyprawy. Zostało tych dwóch. Nie znam się na tym zbytnio, ale ten starszy wygląda na takiego, co niejednego mynocka ustrzelił. Tego drugiego widzę tu dopiero od niedawna, to ciężko coś o nim powiedzieć.
W pobliżu tarasu stał z bronią założoną na ramię względnie młody, jasnowłosy mężczyzna. Jego twarz o różowej cerze i rzadkich wyblakłych piegach, ze starannie przystrzyżonymi wąsikami była tak charakterystyczna, że mogła zastąpić coruscański paszport. Odziany był w ubrani khaki, jakie noszą zawodowi myśliwi – sprane, miejscami poprzecierane ze starości, lecz czyste i świeżo odprasowane, jakby mające potwierdzać profesjonalizm tego, który je nosił. Teraz wpatrywał się przed siebie, lecz co chwila odwracał wzrok na wnętrze kantyny i siedzącego przy stoliku obok staruszka.

Usadowił się on w trzcinowym fotelu, wypełniając go swym krępym ciałem. Siwa, przystrzyżona w szpic broda okalała tłustą twarz pod łysiną świecącą opalenizną. Uważnym, zimnym wzrokiem badał młodzieńca z bronią, jak również wylewał z siebie w jego kierunku nieustanny potok złośliwych uwag oraz opowieści ze swego życia. Tamten zaś zdawał się to wszystko kompletnie ignorować.
- Ano, jesteś jedynie chłopcem-kwiatuszkiem. Śmierdzącym kwiatuszkiem na wypielęgnowanym trawniczku... A katarn bardzo lubi mięso człowieka. – stary kontynuował swój rwany wywód, który zdawał się nie mieć końca. - To dla niego wielki przysmak, tak jak dla ludzi...- tu przez chwilę szukał jakiegoś porównania, ale nie zdołał go znaleźć. - Wszystko jedno. Po prostu wielki przysmak. Więc jak go dopadnie, tak jak mojego byłego wspólnika, będzie się męczyć nawet kilka godzin, byleby się do tego mięsa dorwać. Choć zaraz, zaraz. Z Eticerem przecież się nie męczył. Jednym uderzeniem łapy oderwał mu całą rękę, łącznie z barkiem i połową boku. Biedak przeżył. Jakieś dziesięć sekund.
- Pierdolicie, panie dziadku, skoro tak szybko z nim sobie poradził, to jakim sposobem ty wtedy przeżyłeś? - młody w końcu nie wytrzymał i w wymownym geście popukał palcem w czoło.
- Chciałbyś wiedzieć, co? Może kiedyś ci powiem, kwiatuszku. Ale na razie nie zasługujesz...

Tytus

Kantyna „Rooraaar-bar” nieco odstawała poziomem od pozostałych, ale nawet pomimo dość surowego wystroju, także tutaj – a może przede wszystkim tutaj - spotkać można było zawsze co najmniej kilka ciekawych osobnistości, wśród których przeważały zazwyczaj podejrzane typki spod ciemnej gwiazdy. Potencjalnych klientów z pewnością zachęcać mogły stosunkowo niskie ceny oferowanych tutaj specjałów. Tymczasem barman, jakby od niechcenia, niezwykle powolnym ruchem nalał Tytusowi alkoholu do niewielkiej szklanki, po czym na powrót oddał się swemu ulubionemu zajęciu – zaczął namiętnie wycierać kieliszki jakąś brudna szmatą. Jakby tego było mało, najwyraźniej nie posiadał za grosz poczucia humoru.
- Jawa? Pewnie, że go znam! Pracował u nas ostatnio! - krzyknął, jak gdyby doznał właśnie oparzenia najgorszego stopnia, ale, o dziwo, jego twarz nadal zachowała kamienny wyraz. - Stara, chodź no tu, ale już. Mamy ważnego gościa!
Tytus chciał jeszcze rzucić jakimś żartem, ale niestety nie zdążył. Z pokoju na piętrze wyszła już gospodyni, ubrana w barwną suknię i obwieszona chyba całą swoją biżuterią, a za nią wysypała się gromadka dzieci.
- Pana mały przyjaciel czeka. Wiedział, że pan w końcu przybędzie. - wyciągnęła rękę na powitanie, jednak zobaczywszy zdziwioną minę Polkaya, skierowała niepewne spojrzenie w kierunku swego męża.
- Pan nic nie wie? Imis chce się z panem pożegnać. Tego feralnego dnia wracał z tego zapchlonego burdelu, a ten wariat rozwalił kantynę. Jawa dostał kawałkiem deski, o tak! - barman iście teatralnym gestem przyłożył sobie drewnianą łyżkę do piersi. - Teraz leży tam i nic innego nie robi, tylko sobie gnije. Podobno chce panu coś przekazać przed śmiercią. Stara, prowadź pana na piętro.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 19 Sty 2015, o 20:07

Jak ktoś powie, że kredyty nie rządzą galaktyką to albo jest głupi albo jeszcze nie poznał prawdziwego znaczenia pieniądza. W dzisiejszych czasach dzięki forsie można załatwić wszystko. Wszystko oraz każdy ma swoją cenę. Czasem lepiej dać komuś powąchać zapach kredytów niż przystawić lufę od blastera do skroni. Szczególnie jeśli przesiadywało się w takim miejscu jakim była kantyna publiczna.
Gdyby nie to, że w Kantynie znajdują się inni przedstawiciele rasy obcej oraz, że Kashyyyk znajduje się pod sroga jurysdykcją imperium, Dex załatwiał by sprawę na pewno nie za pomocą kredytów.
- Nalej mi jeszcze jednego – kiwnął głową do barmana, który od razu ruszył do zrealizowania zamówienia. Jeśli Ryan ma namówić tego starego głupca znającego się na najniższych partiach planety, to właśnie czegoś mocnego będzie potrzebował by namówić go do swojej małej wycieczki.
Dexon złapał za dodatkową szklankę z Drinkiem po czym bez słowa zapytania przysiadł się do stolika staruszka. Nie zwracał uwagi na młodzieńca. Nie obchodził go…przynajmniej nie w tym momencie. Jedną szklankę przesunął w stronę siwobrodego.
- Podobno prawdziwego faceta poznaje się po jego czynach a nie zwykłym gadaniu – napił się drinka cały czas mówiąc do starca.
- Szukam kogoś, kto zna się na dolnych partiach tej planety a Ty mi na takiego wyglądasz. Poszukuje pewnego futrzaka, który ukrył się w krainie cieni a Ty wyglądasz na gościa, który chce coś zarobić oraz rozruszać te stare kości. Więcej szczegółów w trakcie naszej podróży, zainteresowany ? – Dex nie miał czasu by teraz z nim się targować. Trzeba było mu przedstawić podstawowe informację, a resztę dopiąć już na ostatni guzik w trakcie poszukiwań wookiego.
Łowca nagród wpatrywał się w starca, popijając to swojego drinka oraz przeżuwając ulubiony wyrób tytoniowy.
Oparł się wygodnie i czekał aż ten się zastanowi oraz odpowie na jego propozycję. Rękę miał dosyć blisko swojego blastera, schowanego pod płaszczem. Nigdy nie wiadomo co może się stać oraz co może odbić takiemu jak ten siwobrody. Lepiej wykorzystać swój refleks i zadać cios pierwszy niż skończyć z dziurą w głowie czy też bebechach.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 19 Sty 2015, o 21:29

Tytus pił spokojnie swój napój. Słabe, stwierdził jednoznacznie, dał rade wszystko wypijając duszkiem czegoś na smak spirytusu. Gdy dowiedział się, że jest tutaj jego przyjaciel, ucieszył się niezmiernie - jednak jest szansa, że Ryan uzna go za przydatnego gościa, który poza biciem się na pięści z obcymi, śpiewaniem po pijaku i opowiadaniem kawałów umie coś jeszcze. Lotar słuchał mężczyzny - stary pryk, na żartach się nie zna, a do tego knajpy nie umie prowadzić, co to za knypy w tym kącie? - zastanawiał się, spoglądając kątem oka na gadających dziwnym językiem włochaczy. Mając praktycznie w nosie to, co mówił właściciel baru, gdyż zależało mu tylko na Jawie, opluł się napojem, słysząc, co ten wariat wygaduje.
- Co? Hahaha, że niby! - wskazał ręką na wysokość swoich kolan.
- Że niby ten kurdupel, Cassanova w burdelu? Ihihihi, ohohoho! - śmiał się cicho, ale wyraźnie Tytus. Jednak, gdy dotarło do niego, że stary kumpel umiera, zrobiło mu się ciężko na sercu. Natychmiast zbladła mu cera, a z wesołego koleżki zrobił się naglę ponurym Tytusem.
- Pokażcie mi go, cholera, to nie możliwe! - burknął, myśląc, gdzie w tym zapomnianym przez ludzi o zdrowych zmysłach miejscu jest jakiś punkt pierwszej pomocy, szpital, czy coś. Nie umiał jednak sobie przypomnieć - zero jakiegokolwiek miejsca na planecie w grę nie wchodziło, coś musi gdzieś być, ale gdzie? Na tego typu pytania nie było czasu, Tytus zmarszczył brwi i spojrzał na właściciela baru.
- Zaprowadź mnie do Casanovy, czy jak wy go tam nazywacie. - burknął zdenerwowany, nie mogąc się doczekać zobaczenia kumpla. Liczył, że jego stan nie był poważny, chociaż, kogo próbuje oszukać? On umiera.
- Nie... - szepnął pod nosem Tytus, czując, że zaraz się popłacze.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 20 Sty 2015, o 16:14

Ryan

Dziadek był wyraźnie połechtany nazwaniem go prawdziwym mężczyzną, a nieukrywane zadowolenie, wraz ze świadomością tryumfu nad swym kolegą po fachu aż promieniowały z jego twarzy. Uniósł się z krzesła i serdecznym gestem zaprosił Ryana, aby się do niego dosiadł.
- Widzisz, chłopcze? Pan zna się na ludziach, od razu rozpoznał, który z nas jest lepszy.
Obruszył się nieco dopiero w momencie, gdy Dex zaczął wykładać swą ofertę.
- Stare kości? Stare kości? Wypraszam sobie, synku. Te stare kości przemierzały Krainę Cieni w czasach, gdy ty jeszcze leżałeś w przytulnej kołysce. - prychnął dumnie, równocześnie naprężywszy szczątkowe resztki dawnej muskulatury. - Ale że dzielisz się napitkiem, to widzę, że masz tam jakieś resztki kultury w sobie. Widziałem tutaj wielu takich, którzy chcieli zapolować na tego piekielnego Wookieego. Jak do tej pory niezbyt wielu udało się powrócić.
Staruszek spuścił oczy i przybrawszy zamyśloną pozę, zamilkł. Wyglądało na to, że naszło go na wspomnienia. Popijali więc przez chwilę w milczeniu. Po skończeniu szklanki, mężczyzna ożywił się.
- Tak, zdecydowanie potrzebujesz przewodnika. Błądzenie samotnie po Krainie Cieni jest straszne i ludzie szybko popadają tam w obłęd. Mógłbym podjąć się tego zadania, ale oczywiście nie za darmo. Moje usługi nie są tanie...

Młodszy, który podczas ich rozmowy trzymał się na uboczu, zbliżył się do stolika, po czym kompletnie zignorowawszy Ryana, zwrócił się bezpośrednio do dziadka.
- Może opowiedz panu, jak pięknie wykiwałeś swego ostatniego pracodawcę, co? Jak zostawiłeś go samego na dole, zabrawszy wcześniej cały sprzęt.
- To łgarstwo! - zaprzeczył energicznie dziadek. - Sprzęt był mój, a ten idiota sam zrezygnował z moich usług!
Przez chwilę siedział nieruchomo, po czym nagle wstał, wysunął język i wyciągnął przed siebie obydwie ręce ze zwróconymi ku górze dłońmi.
- Niech by mi te ręce uschły, a język odpadł, jeśli kłamię!


Tytus

Tytusowi, pomimo ogromnego zaskoczenia oraz emocjonalnej burzy w sercu, udało się w końcu pokonać kilkanaście schodów prowadzących na piętro. Barman wskazał mu drogę - umierający przyjaciel leżał w drugim pokoju po lewej.
Jednakże to, co zobaczył na miejscu, przerosło najśmielsze oczekiwania. Nazwanie tego pomieszczenia pokojem było dużą przesadą. Jawa, najzwyczajniej w świecie, znajdował się obecnie w niewielkiej komórce gospodarczej, do której wstawiono po prostu przygotowane dla niego łóżko. U sufitu świeciło się zaś kilka małych światełek, co niestety w niczym nie pomagało – w środku panował niewesoły półmrok.
Tytus zapukał, a następnie otworzył uchylone wcześniej drzwi.
- Wejdź! - zezwolił Isiz, zobaczywszy znajomą twarz. - Mój pokój. Ładny.
Wypowiedzenie tych czterech słów najwyraźniej stanowiło ogromny wysiłek dla rannego Jawy, bowiem już po chwili zaczął cichutko kaszleć i z trudem łapać powietrze.
- Tytus przyjaciel. Dobry. Imis nie sam, gdy ciemność.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 20 Sty 2015, o 19:52

Ryan należał do człowieka, który wolał załatwiać sprawę jak najszybciej niż przedłużać spotkanie jakimiś bzdetami dotyczącymi życia prywatnego, bądź przechwałkami co to kto nie zrobił w swoim życiu.
Dexon przechylił ponownie szklankę popijając dosyć wytrawny trunek, wcześniej zaproponowany przez barmana. Popijał i słuchał tego co ma do powiedzenia prawdopodobnie przyszły towarzysz podróży po krainie cieni.
Kraina cieni słynęła ze swojej złej renomy. Łatwiej zginąć w tamtych terenach niż znaleźć tanią prostytutkę na Nar Shaddaa. Najemnik nigdy nie miał okazji zawitać na dolnych partiach planety, ale wiele słyszał o tym co może się czaić w cieniach.
- Domyślam się, że Twoje usługi nie są tanie ale tak jak już wspomniałem tą kwestię będziemy omawiać już w trakcie podróży. – miał dalej kontynuować to co chciał przekazać staruszkowi, kiedy młodzieniec wtrącił się ze swoim komentarzem, który zainteresował Dexa.
Tłumaczenie starca nie było przekonujące. Ryan już z takimi miał do czynienia co zawiązywali umowę i się z niej nie wywiązywali. Kłamcy, oszuści – to właśnie w takim towarzystwie wychował się Dexon.
- Posłuchaj mnie. Nie wiem czy mówisz prawdę czy łżesz w żywe oczy. Płacę dopiero wtedy, kiedy wrócimy na powierzchnie. Ah i bym zapomniał …– wypił resztę drinka, odstawiając pustą szklankę na stół dzielący dwóch rozmawiających mężczyzn.
- Nie znoszę jak ktoś próbuje mnie oszukać. Tak więc nie radziłbym sztuczek bo inaczej nasza współpraca skończy się szybciej niż się zaczęła. – wstał od stołu i już miał odchodzić kiedy dodał
- Jeśli jesteś dalej zainteresowany współpracą to czekam na zewnątrz nie dłużej niż 3 minuty. Inaczej łatwy zarobek ucieknie Ci spod nosa. – po czym wyszedł. Tak jak powiedział tak i zrobił. Starzec miał trzy minuty na to by zdecydować czy bierze udział w podróży czy też będzie dalej siedział i pieprzył głupoty kim to on nie jest.
Z tego miejsca idealnie miał wgląd na bar w którym zniknął Tytus. Ciekawe jak mu idzie i czy udało się znaleźć kumpli o których wcześniej tak opowiadał.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 22 Sty 2015, o 21:14

Tytus westchnął. Czuł się źle, ale wiedział, że nie spocznie, do czasu, aż nie uratuje swego przyjaciela. Popatrzył na właściciela knajpy.
- Słuchajcie, wiem, że jest z nim źle, ale - nie ma tu jakiegoś lekarza? Zrobię wszystko, by Imis się wykurował, uratował mi niegdyś życie. - powiedział, mając nadzieje, że mężczyzna zrozumie jego problem. Polkay raczej nie miał w swym życiu większego przyjaciela. Większość ginęła po szóstej walce, a po odejściu z areny, miał tylko konkurencje i klientów. Ryan był dobrym materiałem na towarzysza - był rozgarnięty, wyglądał na niezłego wojaka i nie puszczały mu nerwy, gdy Tytus wesoło opowiadał swoje leksykony, rzucał kawały, śpiewał, nucił. Imis jednak był kimś innym, gdyby nie on, były gladiator byłby teraz kupką kości między paskami pustyni morza wydm.
- Proszę, powiedzcie, czy wiecie gdzie znajdę doktora? Na prawdę, zależy mi by kolega żył. - dopowiedział zmartwiony, nie chcąc opowiadać historii, walki z ludźmi pustyni, tragiczną utratą towarzyszy, cierpieniu. Wystarczająco już cierpiał, widząc jak jego najlepszy przyjaciel umiera, a on nie może nic zrobić. Chyba, że...
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 22 Sty 2015, o 23:31

Ryan

- Nie wymagam zapłaty z góry, w przeciwieństwie do tego tu. Czyż nie jest tak, Sherdan? - zapytał dziadek, po czym zacisnął nerwowo wargi, jednocześnie łypiąc okiem na młodzieńca. Jak na dłoni dało się zauważyć, że z ogromnym trudem tłumił w sobie kipiącą złość. Zdołał jednakże jakimś cudem utrzymać nerwy na wodzy.
Ciężko stwierdzić, czy do jego uszu docierało cokolwiek z tego, co Ryan właśnie do niego mówił. Wydawać się za to mogło, że cała uwaga dziadka skupiała się w tym momencie na tym, żeby nie przegrać wzrokowego pojedynku z młodzieńcem. Stali więc tak naprzeciw siebie, patrząc sobie prosto w oczy i prawdopodobnie czekając, aż któryś, nie wytrzymawszy rosnącego napięcia, mrugnie jako pierwszy. Sucha, drobna twarz Sherdana, o nieprawdopodobnych możliwościach mimicznych, zdradzająca neurotyczną wręcz potrzebę parcia w konflikt, a naprzeciwko niej – posągowo tłuste oblicze o kilkadziesiąt lat starszego dziadka.
- Za trzy minuty jestem na zewnątrz. - syknął cichutko. - Ale najpierw muszą wyjaśnić tę sytuację...

Ryan czekał przed kantyną, spoglądając od czasu do czasu na chronometr. Dokładnie w trzy minuty po całym tym dziwaczmy zajściu usłyszał kroki, powolne i stateczne. Drzwi kantyny otworzyły się, dziadek wyszedł, a następnie rozejrzał się. Okolica powoli zaczynała świecić pustkami, co nie było niczym dziwnym, zwłaszcza że właśnie minęła druga w nocy. Kaszlnął nerwowo.
- No, synek, tak jak powiedziałem. Trzy minuty i jestem. - stanowczo zamknąwszy za sobą drzwi, neutralnie skinął głową w kierunku Ryana. Owa neutralność stanowiła rzadkie odstępstwo od nieokreślonego niezadowolenia, którym, jak mogło się wydawać, darzył obecnie świat. - Musimy obgadać kilka rzeczy. Jesteś sam? Masz jakiś sprzęt, poza tym, co widzę? Zresztą nieważne, i tak musimy iść do mnie, żeby zgarnąć kilka rzeczy. Daleko nie jest.



Tytus

Twarz barmana prawie zawsze wyrażała spokój. Tak naprawdę niemalże każdy, kto miał okazję go spotkać, odnosił wrażenie, że ma do czynienia z oazą spokoju. Słowo „prawie” jest tu o tyle istotne, o ile w życiu mężczyzny postacią ważną – oraz wciąż żywą, niestety – była jego wątpliwej urody żona. Tylko ona, przy pomocy swego niezwykle jazgotliwego głosu, potrafiła wytrącić męża z równowagi, co zazwyczaj kończyło się tym, że odwracał głowę w jej kierunku i marszczył krzaczaste brwi.
Tym razem było jednak inaczej. Barmanowi najzwyczajniej w świecie zrobiło się przykro na widok przygnębionego Tytusa, więc od samego początku reagował dość emocjonalnie. Wygiął swe wąskie usta w podkówkę i poklepał Polkaya po ramieniu.
- Słuchaj chłopcze. Wszystkim tutaj jest przykro z tego powodu, domyślamy się też, że ten Jawa wiele dla Ciebie znaczy. - kontynuował, kiwając przy tym głową, jak gdyby zgadzał się ze wszystkim, co powiedział Tytus.
- Lekarz może i jest, ale imperialny. Wiesz pewnie dobrze, bo bywasz w świecie, jakie oni maja podejście do gatunków innych niż ludzie. Poza tym, ten nowy oficer trzyma się regulaminu jak wesz Wookieego, więc wątpię, żeby dał się przekupić i udostępnił ci tego konowała.
Barman gestem wskazał na wolny stolik przy ścianie.
- Siadaj, naleję ci na koszt firmy. Co zrobisz, nic nie zrobisz. A zresztą, napijmy się razem. - powiedział wyraźnie zmęczonym głosem, rozglądnąwszy się wcześniej po opustoszałej kantynie. Zarówno żona, jak i liczne dzieci raczej nie ułatwiały barmanowi pracy. Mało kiedy mógł liczyć na błogą ciszę.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 22 Sty 2015, o 23:56

Sytuacja jaka panowała w tym momencie miedzy starcem a młodzieńcem mało obchodziła Ryana. Łowca przyszedł tutaj by znaleźć przewodnika po dolnych partiach Kashyyyk. W tym momencie miał dwóch chętnych.
Ta cała sytuacja przypomniała jedną historię z życia Dexona jak pracował jako handlarz niewolników na Tatooine. Mianowicie potrzebowali nowego członka do pilnowania żywego towaru, a że mieli dwóch chętnych musieli przeprowadzić dosyć specyficzną rekrutację. Między człowieka a rodianina zostało rzucone wibroostrze. To był cudowny widok, kiedy obaj rzucili się na nie by tylko zadać swojego przeciwnikowi decydujący cios. Na nieszczęście zielonego, człowiek był trochę szybszy, a jego silne ramię skręciło rodianinowi kark.
Tak właśnie ta kłótnia przypomniała Dexowi stare dobre czasy na Tatooine. Taka miła chwila wspomnień z piaszczystej planety.
Dex nie miał zamiaru się śpieszyć. Tak jak powiedział tak miał zamiar zrobić. Trzy minuty nie krócej nie dłużej. Ryan złapał za torebkę po czym zażył kolejną dawkę tytoniu do żucia.
- Ale to kurestwo jest dobre –powiedział do siebie, chowając torebkę w jednej z kieszeni płaszcza.
Dex był zaskoczony, kiedy staruszek wyszedł punktualnie tak jak powiedział. Na twarzy najemnika pojawił się lekki uśmiech. Nie interesowało go aż tak bardzo jak skończył młodzieniec. Mógł oberwać nawet prosto w łeb. Ryan znalazł osobę, którą poszukiwał. Teraz pozostaje poszukać śpiewającego towarzysza.
- Widzę, że sprawa ze szczeniakiem załatwiona. W takim razie poszukajmy jeszcze mojego towarzysza, który gdzieś kręci się w tej kantynie. – wskazał na miejsce do którego wysłał Tytusa po czym ruszył w tamtą stronę.
Będąc na miejscu, nie patrząc na to kto się znajduje w środku kantyny powiedział na głos.
- Tytus ! gdzie jesteś zachlana mordo !? – rozejrzał się uważnie w poszukiwaniu towarzysza.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 23 Sty 2015, o 22:40

Na koszt firmy zawsze smakuje lepiej niż ze swojego portfela. Tytus miał problem z opanowaniem emocji. Nie mógł jednak oprzeć się napicia się, nawet w tej sytuacji, dlatego usiadł, uspokoił się i wypił powoli to, co nalał mu właściciel. Następnie począł czekać na to, co ma mu do powiedzenia mężczyzna. Co prawda - Imis leżał ranny, ale wytrzyma jeszcze trochę, chyba. Przemytnikowi przypomniały się czasy wielkich podróży, błądząc tak po wspomnieniach, przypomniał sobie, że przybył tu nie po kumpla, lecz by zabić pewnego Wookiego. Zaraz, gdzie jest Ryan? - zastanawiał się Tytus, po niecałych kilku sekundach orientując się, że ten poszedł do knajpy na przeciwko, by poszukać informacji. Jakkolwiek wysoka by była nagroda za zabicie upierdliwego futrzaka, musiała poczekać - nic nie było dla Lotara ważniejsze od życia przyjaciela.


Każdej ceny jest życie warte
Serce na ból musi być otwarte
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Mistrz Gry » 25 Sty 2015, o 01:08

Barman ponownie zlustrował Tytusa wzrokiem, a potem skruszył zębami i połknął kostkę lodu. Z początku niezbyt przypadły mu do gustu nazbyt nerwowe, zwłaszcza jak na jego gust, reakcje mężczyzny. Ostatnie, czego potrzebował w swojej kantynie, to niestabilny emocjonalnie nieznajomy. Weźmie taki się zdenerwuje za bardzo i jeszcze ostrzela mi lokal, pomyślał. Miał więc zamiar poić go na koszt firmy aż do momentu, w którym byłby kompletnie znieczulony, a przez to niegroźny. Teraz jednak, gdy Tytus nieco się uspokoił, barman mógł na spokojnie z nim porozmawiać. Współczucie wzięło w nim górę.
- Gdzieś z tydzień temu imperialni wysłali jakąś badawczą ekspedycję na sam dół. Czort jeden wie, czego tam szukają. Z pewnością mieli medyka przy sobie, ale wątpię, żeby udało ci się namówić go do współpracy. Choć kto wie... - zamyślił się.
- Podobno pełno jest też różnych pustelników, dziadków leśnych, którzy lubią mieszkać w dziczy, a którzy z pewnością też często obrywają po łbie. I jakoś sobie radzą, leczą się jakimiś ziółkami, pieprzonymi nawarami, wywarami, kto to ogarnie. Ja na pewno nie jestem ekspertem w temacie...

Dziadek nie protestował. Skinąwszy głową, wymienił z Ryanem jedynie porozumiewawcze spojrzenie. Szli milczeniu, chłonąc zimnie leśne powietrze. O tej porze całe niebo było już rozgwieżdżone, a dwa z trzech księżyców przeszły co prawda pełnię, lecz nadal świeciły intensywnie. Ich zarysowane bardzo wyraźnie kształty tkwiły wysoko, jak nieco wgniecione białe lampiony, zawieszone pod bezkresnym, granatowym sklepieniem. Miasto było wyludnione. Kiedy wchodzili przez wrota kantyny, powiew wiatru, nieoczekiwany w tak spokojną noc, poruszył gałęziami oraz liśćmi nad ich głowami. Dziadek wzdrygnął się z zimna.

Na szczęście poszukiwania Tytusa nie trwały zbyt długo – kantyna świeciła już pustkami, w lokalu pozostali jedynie najwytrwalsi ze stałych bywalców, dla których „Rooraaar-bar” stanowił coś w rodzaju drugiego domu. Skupili się oni w drugim pomieszczeniu, zająwszy miejsca wokół kominka. Ich rozmowy, punktowane cyklicznymi wybuchami tłumionego śmiechu, dobiegały cichą falą nierozróżnialnych głosów. Od czasu do czasu całe towarzystwo milkło, i w absolutnej ciszy kontemplowało co poważniejsze historie.
Dziadek szturchnął Ryana łokciem, a następnie wskazał palcem na jedynego mężczyznę, którego nie znał. Tytus nadal jeszcze siedział przy jednym stoliku z barmanem.
- Pański kolega chyba nie jest w najlepszej formie. Proszę się z nim rozmówić, ja w tym czasie zapoznam się z najnowszymi leśnymi plotkami. Zaraz wracam.
Szedł powoli długim i pustym korytarzem, łączącym dwa pomieszczenia. Od kominka dotarł kolejny wybuch śmiechu, głośny, wibrujący w powietrzu. Następnie na powrót zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko jego kroki na twardych płytach posadzki, które błyszczały w świetle zwisających pod sufitem lamp. Ktoś poklepał dziadka po plecach, wymieniono uściski rąk, a już w następnym momencie stałym bywalcom znów rozwiązały się języki. Wszyscy oni stali w sporej odległości od Ryana i Tytusa, ale wyraźnie dało się zauważyć, że to, co mówili, dziwiło dziadka i napawało nieokreślonym niepokojem.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Ryan Dexon » 25 Sty 2015, o 12:07

Cisza. To słowo najlepiej pasowało do opisu planety w trakcie gwieździstej nocy. Kto by pomyślał, że to może być wspaniałym ukojeniem dla nowo przybyłego osobnika na Kashyyyk. Nie można było jednak spocząć na laurach. Ta cisza panująca na planecie jest także ogromnym zagrożeniem czającym się na każdym kroku. Przykładem była właśnie ta spalona kantyna…
Oby dziadek sprawdził się w Krainie Cieni. Skoro jest tam aż tak groźnie jak mówi, trzeba będzie być przygotowanym na wszystko co może w każdej chwili zaatakować i za jednym zamachnięciem zabić człowieka bądź innego przedstawiciela rasy obcej.
Kantyna Rooraaar-bar świeciła pustkami. Nie to co jej koleżanka po sąsiedzku. Na szczęście nie był to wielki problem w znalezieniu towarzysza, który siedział w tym momencie w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Najwyraźniej Tytus znalazł sobie kumpla do picia, który był właścicielem tego przybytku.
Ryan też był facetem, który lubił się od czasu do czasu napić, zabawić, zażyć jakiegoś taniego środku i odpłynąć na parę ładnych godzinek. Jednak w tym momencie był w pracy tak więc chwile relaksu musiały być odstawione na bok. Nie wiedział zbyt dużo o Tytusie ale musiał pogonić go by ten zebrał się w sobie i odpuścił cudowne chwile spędzone w towarzystwie drugiego mężczyzny.
- Już ja się nim zajmę – powiedział do staruszka, kiwając głową kiedy ten już odchodził by zdobyć potrzebne informację dotyczące ich małej wyprawy. Co jak co, ale przewodnik wydawał się rozgarniętym gościem, który ma pojęcie o tym co robi. Ciekawe tylko jak będzie to wszystko wyglądało na dole. Jeśli chociaż przez chwilę przejdzie mu przez myśl, by ich wystawić to Ryan z chęcią podziurawi jego siwą mordę.
- Koniec zabawy Tutusie, mamy robotę do wykonania - podszedł do swojego towarzysza, który wyglądał na dosyć przybitego. Cóż, Dex nie należał do wylewnych gości, który obsypuje każdego swoimi czułościami.
- Nie wiem co Cię przybiło ale przypominam, że mamy futrzaka do kropnięcia. Po za tym znalazłem przewodnika, który przeprowadzi nas przez krainę cieni – Dziwne…człowiek, który niecałe 10 minut temu śpiewająco wchodził do kantyny, teraz siedział wpatrując się w szklankę swojego nieruszonego alkoholu.
Image
Awatar użytkownika
Ryan Dexon
Gracz
 
Posty: 72
Rejestracja: 9 Sty 2015, o 16:48

Re: [Kashyyyk] Rwookrrorro

Postprzez Tytus Lotar Polkay » 25 Sty 2015, o 22:01

- Chrzanić tego małego skurczybyka! - wrzasnął Tytus. To był ten moment, gdy nerwy przysłowiowo puszczały, jak struny w zbyt mocno nastrojonej gitarze - przemytnik momentalnie wstał, popatrzył na towarzysza pustym wzrokiem, nie oddającym niemal żadnych emocji. Zapewne nikt, ani właściciel baru, ani Dex, ani ktokolwiek poza Lotarem nie wiedział, co się właśnie wydarzyło w sercu byłego gladiatora. Jawa zapewne cierpiał teraz, reszta zastanawiała się, co się dzieje. Odpowiedzi jednak nie ma, nie było, i nie zapowiada się, by była. Zza okna słychać było cichą grę na harmonijce, która wtapiała się w śpiew cykad, świerszopodobnych stworów, czegokolwiek, co wydawało jakiś dźwięk zakłócający chrapanie Wookich.


a wtedy spojrzał na ręce
"hejże" krzyknął w podzięce
bo czyste te były, świeżo umyte
choć krwią, spowite być winne


Smutny, cichy śpiew. Tak, jakby nie dotykając nigdy kogoś, miało się pewną świadomość, iż ta osoba umrze z winy nikogo innego jak ciebie. Tak, tak, jednakże, facet się nie rozkleja, gdy na dole czeka wredny dywan.
- Hehe, niech zdycha. Niech zdycha cała ta cholerna planeta, hah, gniazdo wszy i zapchlonych małpiszonów! - zaśmiał się z pogardą.
Tytus Lotar Polkay
Gracz
 
Posty: 20
Rejestracja: 6 Sty 2015, o 20:29

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum