Dev i Katrina:
Riv nie przejęła się zbytnio tym iż jej potencjalny „pracodawcy” nie skorzystali z zaoferowanego trunku. Sama chętnie napiła się gdy Herv ponownie napełnił jej kubek.
- Kraina Cieni.- powtórzyła cicho. „A więc istotnie chodzi im o futrzaka” – Dobrze trafiliście, znam to miejsce, choć jest kilku Wookie którzy znają je lepiej. – zamilkła na chwilę, czując na sobie wzrok kobiety. Pytanie ciemnowłosej zupełnie ją rozłożyło, net nie ukrywała rozbawienia. Skąd też to dziecko się urwało – Czemu mieli by to robić? – Odpowiedziała śmiejąc się i po raz kolejny popijając z kubka – Chyba nie wielu Wookiech spotkałaś. Jak się im nie nadepnie na odcisk, są w porządku, są sprytni, świetnie walczą i potrafią być wiernymi przyjaciółmi.
Przeciągnęła się.
- Dobrze, przypuszczam iż wam się spieszy, więc zgarnę kilka potrzebnych rzeczy. Za 20 minut spotykamy się przed barem i ruszamy w drogę. – wstała – Wynagrodzenie uzgodnimy po powrocie, powiedzmy iż będzie zależeć od tego ile tam zabawimy. – dodała po namyśle.
Wychodząc podeszła jeszcze na chwilę do barmana i zamienią z nim kilka słów. Mówiła szybko i cicho. Nie wiele było słychać
Nie… ??? …dobrze… …Grrowwg?.....Tak, wiem. …….. ? - nie pewnie spojrzała w stronę swoich „pracodawców” – Racja, ……. uważać… ……. Powi… mu.
***
Po 20 minutach zjawiła się przed barem. W świetle dnia można było się jej lepiej przyjrzeć, zwłaszcza że jej twarzy nie osłaniał już kaptur, zamiast tego na głowie miała założony lekki aczkolwiek mocny kask. Miała na sobie kombinezon i lekki pancerz chroniący korpus, na nogach wysokie buty. Zdziwić mógł ich jednak nie strój kobiety lecz wyposażenie. Miotacz haków, lina, plecak, to pasowało do przewodnika. Nie chodziło nawet o ten nóż którego rękojeść wystawała z cholewki jej lewego buta, ani o spory, karabin blasterowy, nieco toporny i dość starego typu. Znawca broni mógł by skojarzyć jego wygląd z bronią używaną jeszcze w czasach Wojen Klonów, zwłaszcza przez przedstawicieli pewnej radykalnej grupy. Jednak najdziwniejszą częścią jej wyposażenia był karabin snajperski bliżej nie określonego typu, który miała przewieszony przez plecy.
- Dobra, idziemy im szybciej zejdziemy na dół tym lepiej. - powiedziała - prawdopodobnie największym zagrożeniem dla nas będzie miejscowa fauna i flora, lepiej przystosowana do ciemności niż my, uważajcie na każdy krok.
Akcja przenosi się do
[Kashyyyk] Kraina CieniTytus i Ryan:
- Idziemy?
Pytanie zawisło w powietrzu i musiało tymczasowo pozostać bez odpowiedzi. Kashyyyk nadal, choć co prawda nie w pełni, znajdowało się pod kontrolą Imperium, zaś każde, nawet najbardziej desperackie próby wywołania zamętu, z góry skazane były na porażkę. Dodatkowo, ostatnie wydarzenia sprawiły, że o ojczyźnie Wookieech dość głośno było nawet w Holonecie. Mało kto w Galaktyce nie słyszał zapewne o ataku szaleńca, który ostrzelał jedna z lokalnych kantyn. W efekcie, zgodnie z zasadą akcji i reakcji, Imperium postanowiło baczniej przyglądać się osobnikom przybywającym na planetę.
Przewidywania Dexona niestety potwierdziły się – silniki statków nie zdążyły jeszcze ochłonąć, a w ich kierunku biegiem zbliżał się oddział szturmowców. Nie trzeba było zresztą długo czekać, po chwili żołnierze wbiegli na płytę lądowiska i ustawiwszy się w zgrabnej formacji, uważnie przyglądali się mężczyznom, prawdopodobnie w oczekiwaniu na najmniejszy fałszywy ruch z ich strony.
- Tak, tak, witamy panów na Kashyyyk. - w sporej odległości za szturmowcami, niezbyt pośpiesznym krokiem, podążał szczupły podoficer. Na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy gościł niezmienny uśmiech, choć ciężko było stwierdzić, czy rzeczywiście akurat dopisywał mu dobry humor.
- Panowie raczą stanąć tutaj, prosiłbym również o wasze dokumenty, dokumenty statków, informacje odnośnie tego, w jakim celu odwiedzacie planetę... - podoficer gestem wskazał Ryanowi i Tytusowi, aby udali się we wskazane przez niego miejsce. Mianowicie, mieli stanąć tuż przed oddziałem żołnierzy w zielonych zbrojach. - Ach, zapomniałbym, choć to drobnostka. Jak takie drobne rzeczy łatwo wylatują z głowy. Czy posiadają przy sobie panowie jakąś broń?