Jack wraz z bratankiem zniknęli na kilkadziesiąt minut. Przewodnik instruował chłopca i jednocześnie sam szukał śladów, które mogłyby wydać się podejrzane. Głównie interesowały go ślady bytowania większych drapieżników, chciał też sprawdzić swoje przeczucia. Ta kraina często indukowała w nim strach, jednak był typem człowieka, który się nim napędzał i żywił. Kochał to uczucie, kiedy miał wrażenie, że potrafi poradzić sobie nawet w takich warunkach, kiedy śmieje się losowi w twarz. Jednak tym razem nie było mu do śmiechu, nawet gdy nic nie znalazł, nie mógł pozbyć się niepokoju.
- W porządku Młody - zwrócił się do bratanka w sposób, jaki już dawno wszedł mu w krew - teraz zajmiemy się czujnikami. Wystarczy, że rozłożysz je co 50 metrów, kieruj się w tamtą stronę - wskazał palcem - ja pójdę w drugą stronę i razem zatoczymy okrąg, w porządku?- zapytał nieco czulej
Chłopak tylko skinął głową i wydobył z siebie krótki uśmiech. Nie mógł narzekać, sam prosił się o taki zawód i znosił to godnie. Na początku Jack nie chciał o tym słyszeć, ale Turo pozbawiony odpowiedniej opieki natarczywie go namawiał, aby nauczył go jak sobie radzić w lokalnej dziczy. White zgodził się dopiero, jak wycieńczonego chłopaka przyprowadził pewien Wookie, który twierdził, ze znalazł go niedaleko windy w Krainie Cieni. Tak czy inaczej, młody rudzielec i mężczyzna powoli przystąpili do dzieła. Czujniki nie były duże i ciężkie. Ich umiejscawianie też nie musiało być specjalnie troskliwe, a specjalny środek odstraszający chronił je przed miejscowymi zwierzęcymi złodziejaszkami. Czujniki były odpowiednio skalibrowane i uruchamiały alarm, umiejscowiony w kieszeni Jacka, gdy osobnik przekraczał pewien rozmiar. Dzięki temu nie musieli martwić się o fałszywe alarmy.
White miał chwile dla siebie, Turo powinien zobaczyć za kilka minut i wbrew pozorom rozluźnił się. Wykorzystywał moment, w którym nie musiał się o nic martwić i mógł pobyć sam na sam z tym upiornym miejscem.
Na szczęście cała operacja zabezpieczania terenu przebiegła bezproblemowo, a w drodze powrotnej rudy chłopak i White przynieśli nawet trochę kłód i drewna, żeby zabezpieczyć wejście do pniaka. White stanął przed zapracowaną dwójką, która walczyła z robactwem i przyglądał im się chwile. Gdy rzucił pod nogi przyniesione drewno i zdobył ich uwagę był raczej rozbawiony.
- Wiedziałem, że jesteście zieloni jeśli chodzi o Kashyyyk, ale nigdy do głowy mi nie przyszło, że będziecie robić to rękoma. Lepiej przestańcie, kilka osobników może was sparaliżowac na kilka godzin. - powiedział poważnie i podszedł do słuchającej dwójki. Śćiągnął pająka z włosów pani archeolog i sięgnął po mały przedmiot do kieszeni kurtki. - Tak to się robi drodzy państwo - powiedział mijając ich i kładąc urządzenie na korze pnia, które po aktywowaniu zaczęło lekko wibrować. - Ultradźwięki załatwią sprawę - i jak na potwierdzenie robactwo zaczęło się ewakuować z najbliższej okolicy. - W porządku czas coś zjeść, rozgośćcie się w środku, ja jeszcze spróbuje trochę nas zbarykadować, a i pamiętajcie - dodał z przestrogą - żadnego ognia.
Wiadomość od MG