-
Dalej sam sobie poradzę, spróbuj lepiej nam z tego zrobić detonator - powiedział, już wstępnie opatrzony, Gridley, podając Crixonowi ogniwa od swojego blastera. Sam nie był już w stanie sensownie strzelać, zresztą trudności nastręczyło mu już samo dokończenie opatrywania swojej rany, niemniej mu się to udało. Devoronianin zaś przymknął drzwi i, skryty za ścianą, zaczął grzebać przy jednym z podanych mu ogniw. Zdjął kawałek obudowy i coś dalej mieszał z kabelkami. Był przy tym jednak dosyć ostrożny, wszak energia tej kostki mogła mu, w przypadku niepowodzenia, urwać ręce albo i więcej.
Ayanami już chwilę wcześniej odsunęła się sprzed drzwi. Stanie przed nimi w zasięgu tylu blasterów nie byłoby zresztą zbyt inteligentne. Droid w tym czasie przejął możność otwierania i zamykania drzwi oraz podgląd z kamer. Sytuacje mieli nieco trudną, żeby nie powiedzieć, że lipną. Blachy przed nimi dostawały srogie baty od blasterowych błyskawic wielu oponentów i choć jeszcze się trzymały, to trudno było określić, który strzał ostatecznie je przepali. Raczej miało się to stać prędzej niż później. Wyglądało, że utknęli. Istota organiczna pewnie mogłaby się załamać, nie widząc rozwiązania. Oprogramowanie jednak nie było w stanie ulec beznadziejności i wytrwale pracowało nad wyjściem.
Podobnie gorliwie pracował Crixon, wydawało się jednak, że fortuna, tak dla odmiany, przestało mu i im sprzyjać. Gdy z pierwszej baterii poleciało stróżka dymu, obcy szybko wyrzucił ją w otchłań klatki schodowej. Po chwili zebranych doleciało odległe echo małej eksplozji. Przynajmniej ta jedna funkcja zadziałała. Devoronianin, choć już bez pierwotnego optymizmu, zabrał się za drugą kostkę.
Program MagnaGuarda nie zamierzał tyle czekać, zwłaszcza, że nadchodził punkt przełomu. Złożyć się na niego miało kilku elementów.
Najważniejszym były informacje, które robot wyciągnął z Berreta Weba o wyposażeniu ich przeciwników, jego byłych podwładnych. Szczególnie istotna była tutaj ilość strzałów, na jaką średnio wystarczała bateria w ich blasterach. A że wszyscy mieli jednakowe i zaczęli strzelać w podobnym momencie, to czas na przysłowiową "wymianę magazynka" musiał im się mniej więcej zgrać i według obliczeń wojennego androida już nadchodził. Reszta miała już być dla niego tylko formalnością.
-
Osłaniacie mnie! - zakomenderował wokabulator automatu do drużyny tym samym co ostatnio tonem, nie akceptującym sprzeciwu. Podobnie i tym razem nie zostało im dane wiele czasu na reakcję. Jedno ze skrzydeł rozsuwanych drzwi odsunęło się, chociaż jakby z wyraźnym trudem. Drugie odmówiło współpracy. Widocznie zbyt bardzo już zostały poharatane. Przez powstały otwór momentalnie wpadł grad blasterowych pocisków, któremu robot przyglądał się jakby z nabożną czcią. Działający nieomal z szybkością światła, superwyrafinowany heurystyczny algorytm bojowy, pozwalający na uczenie się i dostosowywanie taktyki na bieżąco, w dowolnej sytuacji, przeliczał ich trajektorię i czekał . . .
a jego czekanie nie okazało się daremne.
Gdy pierwszemu przeciwnikowi broń odmówiła dalszej współpracy, można jeszcze było podejrzewać, że plan robota udał się tylko połowicznie. Gdy jednak zaczęło się to przydarzać po kolei następnym, wiedział już, że jego matematyka nie okazała się błędna. Liczba boltów wystrzeliwanych w kierunku drzwi wyraźnie spadła. Toteż IG-102 wpadł w strumień boltów i przerwał go, podobnie jak wpadający kamień wprowadza zaburzenie w płynącej wodzie.
Kolejne blasterowe błyskawice odbijały się od jego, poruszającej się z nie ludzką prędkością, elektropałki i rykoszetowały w losowych kierunkach. U przeciwników pojawiła się konsternacja. Oto strzelali skutecznym ogniem zaporowym, a
metalowe monstrum przed nimi jak gdyby nigdy nic przez niego przeszło.
Było ich 14MagnaGuard nie był zainteresowany przedłużaniem takiego stanu rzeczy. Oponenci jeszcze dobrze nie przestali być w stanie rzeczonej konsternacji, gdy ten w kilku błyskawicznych susach dopadł do duetu, który krył się za biurkiem. Zdziwienie w ich oczach był bezcenne. Zaraz też w oczach pierwszego przemknęło odbicie blasterowej błyskawicy, która wypaliła dziurę w jego koledze.
Zostało 13Otrzeźwiło to go na tyle, żeby wziąć robota na cel, nie jednak na tyle, żeby zdążył pociągnąć za spust. Elektropałka jednym ruchem wytrąciła mężczyźnie broń, ale jednak przeżył, przynajmniej jeszcze na chwilę. Android płynnym ruchem zmienił oponenta w żywą tarczę, którą teraz się zasłaniał. Mając elektropałkę na krtani człowiek nie miał dużego pola do manewru. Przeciwnicy zamarli. Niby wiadome było, że wzięcie ich kolegi za zakładnika nie spowoduje końca rozróby, z drugiej jednak strony nikt nie chciał wystrzelić pierwszy i mieć go na sumieniu. Cisza nie miłosiernie się przeciągała
. . .Prawie przez nikogo nie zauważony, do pomieszczenia wpadł mały prostopadłościan. Nie zdołał jednak nawet dolecieć do miejsce przeznaczenia, gdy eksplozja rozerwała go z hukiem.
Zostało 12Zostało 11Zostało 10Zostało 9Ale to nie wybuch ich zabił. Zanim białkowcy otrząsnęli się z szoku droid bojowy "uprzątnął" coś, co można by roboczo określić jako "prawą flankę". Zaraz też więc poleciał w jego stronę grad pocisków, nie mógł jednak dosięgnąć skrytego za filarem przeciwnika.
Zostało 8 -
Mieliśmy go osłaniać nie? - rzuciła Ayanami do reszty drużyny, zajmując pozycję z karabinem przy drzwiach i pociągając za spust.
-
Dobrze by było jednak samemu też przeżyć... - odpowiedział ktoś.
Zostało 7Kobiecie udało się posłać do piachu jeszcze jednego, zanim przeciwnicy "przypomnieli sobie", że robot nie był przecież jedynym przeciwnikiem.
Zostało 6Co prawda pierwszemu Cassin wpakował w pierś blasterową błyskawice, następni jednak podzielili się i za zasłon ostrzeliwali zarówno pozycję robota jak i drzwi. Tylko, że niewielu ich już na taki podział zostało. Trzech, nieco już przerażonych strzelców, to mogło być wystarczająco, żeby zmusić resztę grupy do ponownego ukrycia się; niewystarczająco jednak, żeby zatrzymać wojennego adroida w jednym miejscu.
-
Potrzebujemy wsparcia... - zgłosił jeden z nich do interkomu.
Czułe oprogramowanie wychwyciło ten komunikat i policzyło, z pewnym prawdopodobieństwem, gdzie znajduje się mężczyzna wzywający wsparcie. Toteż robot, nie wychylając się, posłał w tamtym kierunku kilka strzałów, na co mężczyzna szybko skrył się głębiej za zasłonę. Zanim ponownie wychylił się, żeby odpowiedzieć ogniem MagnaGuarda już tam nie było. Widział za to jak tenże sadzi susami w ich kierunku, zupełnie nie zważając na strzały. Nikt zresztą nie strzelał tak, żeby mu sensownie zagrozić. Ludzie z trudem utrzymywali tak szybkiego przeciwnika na celowniku, a dodatkowych komplikacji przysparzał fakt, że nieliczne strzały przedzierały się przez zasłonę, jaką była elektropałka, dzierżona przez wprawne manipulatory.
-
O krurwa, my tutaj zginiemy...wyglądało, że nie tylko ten jeden tak myślał, bo kątem oka mógł zauważyć, że jego towarzysz(już nie broni), właśnie rzucił się do ucieczki. Za siebie nawet się nie oglądał. Sam mimo to nie pobiegł w jego ślady. Miał już zbyt jasną świadomość, że to metalowe monstrum nie bierze jeńców, a uciec nie zdąży. Strzelał aż metal najpierw wytracił mu broń, a potem płynnym ruchem po łuku pomknął w kierunku głowy.
Zostało 5Maska robota obróciła się w kierunku współtowarzysza pokonanego właśnie człowieka. On dla odmiany poszedł w ślady pierwszego z ich połowy i rozpaczliwie próbował go dogonić, pierzchając co sił w nogach. Manipulator wprawnym ruchem wyciągnął blaster z kabury na korpusie i z niejakim namaszczeniem wycelował w ostatniego uciekiniera. Metalowy palec na spuście nie mógł się zawahać.
Zostało 4Cisza i pojedynczy wystrzał jasno uzmysłowiły reszcie oponentów, że druga połowa ich oddziału zaprzestała już walki. Ginąć bez walki jednak nie zamierzali. Tym bardziej, że w tej właśnie chwili od strony lądowiska przybiegło ich trzech opancerzonych kompanów, za nimi, niby kryjąc się, stał też pierwszy uciekinier. Widać zajął strategiczną pozycję, żeby móc tę sztuczkę w razie czego powtórzyć.
Było ich więc 7I w jednym momencie zaczęli do droida strzelać. A przynajmniej tam, gdzie przed ułamkiem sekundy stał, bowiem jego software wcale nie zamierzał czekać, aż grupa ludzi napakuje jego durastalowy hardware plazmą. Na ile pozwalały mu serwomechanizmy najszybciej dobiegł do najbliższej zasłony, ścigany blasterowym ogniem.
Zostało 6 -
Cholera...Zostało 5Teraz już nie było czasu na cackanie się. Cassin wbiegł przez uchylone drzwi i pomknął skryć się za najbliższym załomem ścian. Osłaniały go precyzyjne i mniej precyzyjne strzały z klatki schodowej. Teraz to oponenci zmuszeni byli wyszukiwać sobie schronienia. Nikt nie chciał zarobić blasterowej błyskawicy za swoją nadgorliwość. Jeden zza biurka wychylił się, żeby spróbować odgryźć się nieoczekiwanym przeciwnikom...
Zostało 4Była to ostatnia rzecz jaką zrobił, gdyż bolt Ayanami posłał go na posadzkę, skąd już się nie podniósł. Sytuacja reszty zrobiła się dramatyczna. Bali się odpowiedzieć, wiedzieli bowiem, że snajper ich zauważy, gdy tylko się wychylą, a jak mogli zauważyć generalnie nie chybiał. W tej sytuacji, za pierwszym człowiekiem niespodzianie zastukały metalowe kroki.
Zostało 3 -
A może byście się tak poddali, zanim i z wami skończymy? - zakomunikował głośno i dobitnie wokabulator robota. Pozostali spojrzeli po sobie spanikowanym wzrokiem. Blefuje? A czy mamy jeszcze jakiś wybór? Pierwszy w końcu się załamał i z podniesionymi rękami wyszedł zza swojej kryjówki. Co ciekawe nie posypały się w jego kierunku strzały.
***
Drużyna wraz z dwoma jeńcami(trzeci okazał się zbyt słaby psychicznie, gdy robot dobijał jednego z jego rannych kolegów), którzy mieli spętane ręce, stanęła na płycie lądowiska. Po niełatwej drodze w końcu tu dotarli.
-
Proszę prowadzić, panie Sivroni - powiedział Gridley z udawaną i lekko wymuszoną grzecznością -
wszakże to pana statek.