Content

Zewnętrzne Rubieże

[Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Image

Re: [Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Postprzez Saine Kela » 27 Kwi 2021, o 20:44

Przeszukiwanie ruin trochę im zajęło, choć ani Saine, ani Jack nie mieli pojęcia, czego właściwie szukają. Do czasu. Okazało się, że muszą zejść jeszcze niżej, a patrząc na stan budynków, można było mieć obawy co do tego, czy przypadkiem nie wpadną w jakąś dziurę. Schodząc tak czuła jednocześnie strach i podekscytowanie. Mimo iż cała ta wyprawa była jednym wielkim błędem, żyłka badacza była silniejsza. Nie po to latała po całej galaktyce, zwiedzając niejednokrotnie szalenie niebezpieczne miejsca? Stare dobre czasy, które już chyba nie wrócą. Teraz jednak musiała się skupić na chwili obecnej. Starożytna skrytka i zmyślny mechanizm otwierający? Widziała coś podobnego nie raz, obecnie już takich rzeczy się nie robi, inne czasy, inna technologia.
Wkładając rękę w otwór, szczerze mówiąc, czuła odrobinę strachu. Nigdy przecież nie wiadomo, co może się stać. Oczami wyobraźni widziała, jak ostrze rozcina jej dłoń i nie było to przyjemne. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Nie było to łatwe, ale udało jej się wyciągnąć ukryty, schowany przed tysiącem lat przedmiot. Skrzynka była stara i było to widać na pierwszy rzut oka. Ciekawe co znajdą? Co to za skarb ukrył Loctus i chce go odzyskać? Obcy się od nich odwrócił i otworzył ją, by niczego nie widzieli.
- Znalazłeś to, co chciałeś? - zapytała.
Widziała tylko światło, nie wiedziała, z czego emanowało, choć miała kilka teorii. Nie mogła być to raczej technologia, po tylu latach pewnie by nie działała, choć kto wie? To musiało być coś innego. Spojrzała na Jacka, dostrzegając na jego twarzy coś, co ją zaskoczyło i poczuła lekkie ukłucie niepokoju.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Postprzez Jack Welles » 5 Maj 2021, o 17:27

- Niezły bajzel - mruknął Jack po nosem, gdy przeszli przez rozbite okno - Jak to w ogóle trzyma się kupy?... Jak w ogóle miasto nad naszymi głowami nie zapadło się?... - dziwił się rozglądając się po zrujnowanym pomieszczeniu. Najważniejsze jednak było dla niego to, że Locust zdołał się odnaleźć się w tych ruinach. Niepokojące było jednak zaburzenie Mocy, do którego najwyraźniej się zbliżali. Znając swoje szczęście, Jack powoli szykował się mentalnie do walki i w duchu dziękował losu, że skonstruował wcześniej miecz. Co prawda nie wyczuwał żadnego mroku, ale znał legendy o istotach, które wcale nie emanowały Ciemną Stroną Mocy, a mimo tego wolałby ich nie spotkać.
Dlatego też, poczuł delikatną ulgę gdy poczuł, że tajemniczym źródłem Mocy były "tylko" kryształy kyber.
- Fiu fiu fiuuu - gwizdnął z uznaniem i bez ogródek - Spodziewałem się raczej sztabek beskaru, albo jakiegoś innego fikuśnego kruszcu, a ty skitrałeś cholerne kryształy kyber - dodał. - Jest tylko jeden problem, o którym pewnie nie masz pojęcia, bo siedziałeś w mamrze przez nie wiadomo ile czasu: i Jedi i Sithowie i w ogóle każdy kto choć trochę sprawia wrażenie umiejącego posługiwać się Mocą, a co za tym idzie mogliby mieć z nich użytek, zostali posłani do piachu przez Imperium. Nie zdziwiłbym się, gdyby na całych Zewnętrznych Rubieżach było mniej niż palców u jednej dłoni, osób umiejących posługiwać się Mocą... Co prawda Imperium podobno wykorzystuje je do budowy nowej generacji turbolaserów, ale im ich raczej nie sprzedamy.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Postprzez Mistrz Gry » 11 Maj 2021, o 17:58

- Wydaje mi się, że na te cacuszka zawsze znajdą się chętni - odparł Locust, zamykając pudełko. - I pozwólcie, że sprawą sprzedaży zajmę się po wyjściu z tego labiryntu.
To powiedziawszy, Gen'dai wyszedł z piwnicy i skierował się w stronę obozowiska. Saine i Jack ruszyli za nim, nie chcąc zostawać w ciemnościach dłużej, niż to konieczne.
Hanzo kręcił się wokół, wypatrując i nasłuchując, nadal przerażony wizją wypadających zza zakrętu rakghuli. Kiedy do niego podeszli, Grognak odprężył się i zaczął wydawać im racje.
- Mamy wszystko, co trzeba - powiedział przewodnikowi Locust. - Możemy się stąd zabierać.
- Cieszy mnie to. Proponuję parę godzin snu, a potem dalszy marsz. Poprowadzę was trochę inną trasą, omijającą gniazdo. Mam nadzieję.
- To dobrze. Zależy mi trochę na czasie.
Można powiedzieć, że tym zdaniem Gen'dai definitywnie zakończył "wykopaliska". Położyli się spać na niecałe sześć godzin, podczas których wartę na zmianę pełnili Locust i Hanzo. Potem zaczęła się bardziej nużąca część wyprawy - powrót.
Locust narzucił szybkie tempo, a Hanzo nie sprzeciwiał się. Zmyślnie i żwawo prowadził ich najpierw szlakiem, którym przyszli do zniszczonej dzielnicy, a potem nagle odnalazł jakąś odnogę i skręcił w nią. Rozpoczęli żmudną i ponurą wędrówkę ciemnym i ciasnym korytarzem.
Gdyby było w nim coś, na czym można było zawiesić wzrok, skupić na chwilę myśli i oderwać się od liczenia kroków, marsz nie byłby tak męczący. Ale niestety tunel nie obfitował w tego typu rozrywki. Było nieprzyjaźnie, nudno i mroczno. Zachowywali ciszę, a kilka razy przypadali do ziemi albo szukali schronienia w zagłębieniach w ścianach, kiedy niespodziewanie nad nimi, czy też pod nimi rozlegały się powarkiwania i kroki. Coś żyło w tych tunelach i choć wyobraźnia przywodziła im na myśl rakghule, czyli w głębi, że żyły tu istoty dużo bardziej spaczone.
- Można powiedzieć, że macie szczęście - mówił Hanzo podczas jednego z dłuższych postojów, o porze będącej zapewne nocą - Jesteście jednymi z garstki żyjących ludzi, którzy widzieli te korytarze na własne oczy. Wśród przewodników chodzi legenda, że dawni deweloperzy z tej części miasta wykopali je, żeby wybudować nowe bloki mieszkalne, ale w swej chciwości dokopali się zbyt głęboko i obudzili stworzenia zamieszkujące dawniej podziemia Taris. Nie wiem, czy mowa tu o jakimś nieznanym mi gatunku, ale ja nie daję wiary tym plotkom - rakghule są wystarczająco przerażające.
Oni również nie chcieli dawać wiary podobnym historiom, ale kiedy podczas odpoczynku jakieś wycie wyrwało ich ze snu, byli przez chwilę skłonni w nie uwierzyć.
Po dwóch dniach i jednej nocy dotarli do szybu, którym pierwszy raz zeszli na dół. Lina była tam nadal, a Hanzo wyraźnie się ucieszył, że to nareszcie koniec jego pracy. W pośpiechu wytłumaczył im, jak mają się wspinać, pomógł założyć im uprzęże i rozpoczęła się wspinaczka.
Tym razem obyło się bez większych emocji. Całą czwórką znaleźli się bezpiecznie na górze i dopiero tam odetchnęli z ulgą, pozostawiwszy za sobą niebezpieczeństwo. Okazało się jednak, że ulga była przedwczesna.
Kiedy tylko weszli w miasto, w jakiejś mniej uczęszczanej dzielnicy, Hanzo zażądał pozostałej należnej kwoty. Pieniądze zmieniły właściciela, Ungnaught natomiast wyszedł z uliczki i zniknął między dalszymi budynkami.
- No, to teraz pozostanie mi rozliczyć się z wami - zaczął Gen'dai. - Widzicie, całkiem dobrze mi się z wami pracowało i jestem nawet skłonny dać wam szansę od losu. Widzicie, kiedyś miałem pod swoimi skrzydłami ludzi, którzy mogli w tym mieście wszystko. Mieliśmy środki, mieliśmy umiejętności i żyło nam się dobrze. Ci ludzie już nie żyją, ale teraz chciałbym odnowić to, co było niegdyś moje. Stąd też moja propozycja - będziecie dalej ze mną pracować? Już jako wspólnicy, a nie zakładnicy.
Zanim zdążyli mu odpowiedzieć, usłyszeli kroki i zamieszanie na skrzyżowaniu. Zaraz zza węgła wyskoczyli żołnierze z blasterowymi karabinami. Bez okrzyków i wezwania do poddania wystrzelili wiązką ogłuszającą i powalili zaskoczonego Locusta. Jack niemal sięgną po swoją broń, ale żołnierze już celowali w niego i Saine, a sześć luf karabinów skutecznie zniechęcało do oporu.
W polu widzenia pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden z nich właśnie składał raport przez komunikator, drugi natomiast prowadził za ramię skutego Hanzo.
- Komendancie poruczniku, mamy ich - mówił ten pierwszy. - Tak, zgadzają się z wizerunkami z nagrania. Wielkolud został ogłuszony. Tak jest, komendancie poruczniku.
Mężczyzna zwrócił się w stronę Jacka i Saine.
- Widzę, że mądrze postanowili państwo nie stawiać oporu. Bardzo mnie to cieszy. Jestem kapitan Stamets, a wy jesteście aresztowani w imieniu imperialnych służb porządkowych Taris.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Postprzez Saine Kela » 16 Maj 2021, o 10:53

Wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Nie dość, że dotarli do celu, to jeszcze Loctus znalazł to co chciał. Saine zdziwiła się, co to jest, ale musiała się zgodzić, że na czarnym rynku kryształy mogą być coś warte. Chwila odpoczynku i rozpoczęli drogę powrotną. Prawie nic nie mówili, kobieta jedynie zerkała na Jacka porozumiewawczo, że wreszcie będą mogli się uwolnić, choć nie była pewna, co dalej. W końcu to Taris, nawet jak uda im się ukryć przed Imperiu, to tak po prostu nie odlecą, nie ma szans... może coś się wymyśli...
Gdy o dziwo udało im się wydostać na powierzchnię bez przeszkód i niemiłych spotkań z rakghulami niemalże odetchnęła z ulgą. Tutaj jednak nie był jeszcze koniec, a Loctus ich zaskoczył.
- Współpraca...? - nie kryła zdziwienia.
Szczerze mówiąc nie odpowiadałaby jej taka współpraca. Loctus był niebezpieczny i niewątpliwie był przestępcą i zapewne nie wahałby się przed niczym. To nie jej bajka, choć na chwilę obecną wielkiego wyboru nie było. Taris samo w sobie było niebezpieczną planetą.
Nie mogła się jednak nad tym dłużej zastanowić, nie zdążyła nawet spojrzeć na Jacka, gdy otoczyły ich wojska. Odruchowo doskoczyła do Jacka i chciała chwycić broń, ale się powstrzymała, widząc dziesiątki luf. Nie, to nie była walka, to był potrzask. Odsunęła ręce od bioder, pokazując, że nic w nich nie ma.
Zerknęła na Jacka, wiedząc już, że ich los będzie przesądzony. Jeżeli jakoś się z tego wywiną, będzie to można nazwać cudem i niczym więcej. A nawet jeżeli jej jakoś się uda, Jack ma przechlapane podwójnie. Zanim ich rozbroili, w przelocie złapała jeszcze mężczyznę za rękę, jakby to miało w czymś pomóc, potem żołnierze zaczęli prowadzić ich do wozów transportowych.
- Jack... - spojrzała na niego, gdy szli obok siebie. - Jeżeli z tego wyjdziemy...
Pokręciła głową i została pchnięta do przodu. Szło tak dobrze. Za dobrze i oczywiście coś musiało się popsuć i to na samej mecie. Co zrobią z Loctusem? Z roztargnienia zaczęła rozglądać się za wielkoludem, który został ogłuszony na początku. No tak, z nim nie mieliby szans, widziała przecież do czego był zdolny.
- Pamiętaj, że nadal jesteś moim ochroniarzem. - uśmiechnęła się blado, jakby na siłę powtarzając po raz kolejny ten sam żart, który mogą zrozumieć tylko oni.
Nie stawiała oporu, bo nie miałoby to sensu. Od teraz prawie nic od niej nie zależało, a nie była typem buntowniczki rzucającej się na władze, poza tym nie była głupia. Może jakoś się ugadają... Zostali posadzeni w wozie i skuci. Patrzyła na Jacka, by nie patrzeć na nic innego. W takiej sytuacji jeszcze nie była i szczerze mówiąc... bała się i to bardzo. Plotki na temat tego, jak Imperium traktuje więźniów, mogły przyprawić o ciarki na plecach. Co się stanie dalej, to się dopiero okaże.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Taris] Pieniądze to nie wszystko?

Postprzez Jack Welles » 17 Maj 2021, o 09:46

Jack myślami coraz bardziej wizualizował sobie zimne piwo, jakie miał zamiar wypić po powrocie na powierzchnię. Zimne piwo i może jakąś golonkę, a potem jeszcze może zaliczyć drzemkę w normalnym łóżku. A na pewno wziąć ciepły prysznic - to chyba przede wszystkim. Droga na powierzchnię się dłużyła, a delikatnie rzecz ujmując, Welles nie był fanem chodzenia. W swoim mniemaniu już się w życiu nachodził i z pewnością istniały inne bardziej cywilizowane sposoby na przemieszczanie się. W gruncie rzeczy jednak doskwierała my bierność tej czynności - noga za nogą w ciemności bez większych urozmaiceń. Najchętniej co 5 minut pytałby się czy daleko jeszcze, no ale jakoś udawało mu się powstrzymywać.
Po wyjściu na powierzchnię lekko odetchnął. Wszak właśnie udało im się doprowadzić drakę z Locustem do końca. W końcu będą mogli gdzieś się zaszyć, bez niebezpieczeństwa siedzącego im na karkach - prawda? No nic bardziej mylnego.
Były to ułamki sekund, które właściwie Jackowi by wystarczyły. I tak miałby sporą przewagę nad białymi kubłami... Ale nie był sam i najprawdopodobniej on by wyszedł bez szwanku, czego nie byłoby można powiedzieć z taką samą pewnością o Saine.
- Zaraza... - mruknął pod nosem i zgodnie z zakodowanym odruchem, położył dłonie na głowie. Ich sytuacja była tragiczna, ale nie najgorsza. Wszak imperialcy nie otworzyli do nich ognia tylko aresztowali ich. Więc chwilowo chcieli ich żywych. A dopóki są żywi to dalej istniała nadzieja. Co prawda przytroczony do paska miecz świetlny mógł oznaczać wyrok śmierci, albo przynajmniej ciężkie tortury, ale z drugiej strony broń przygotowana praktycznie z odpadków nie przypominała na pierwszy rzut oka broni, którą niegdyś dzierżyli rycerze Jedi. Poza tym by ją odpalić było trzeba najpierw przełączyć ukryty wewnątrz wihajster, co bez użycia Mocy i rozbierania całego ustrojstwa było niemożliwe. Jacka nauczyła tego jego mistrzyni, wiedząc iż jej uczeń będzie w ciągłym niebezpieczeństwie wykrycia przez Imperialną Inkwizycję. Pozostało więc poczekać na okazję.
- Będzie dobrze - rzekł Jack do Saine, posyłając jej uśmiech otuchy.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Poprzednia

Wróć do Zewnętrzne Rubieże

cron