przez BZHYDACK » 1 Kwi 2020, o 22:50
Noc minęła Bzhydackowi na rutynowej warcie. Skanery wykazywały obecność co najwyżej obecność małych ciepłokrwistych istot, prawdopodobnie naturalnie zamieszkujących okolice systemu jaskiń. Czasem do sensorów słuchowych droida doszedł odległy krzyk jakiegoś polującego latającego stworzenia, czasem coś zawyło w nieodległych górach. Zwykłe odgłosy dzikiej niezamieszkanej głuszy, skanery nie wykazywały obecności żadnych istot o wielkości zbliżonej do humanoida. Żadne stworzenie nie zdecydowało się zajrzeć do jaskini. Analiza powietrza jaskini również nie wykazała żadnego zagrożenia, choć mogło nie być szczególnie komfortowe do oddychania.
Słońce wreszcie oświetliło wnętrze jaskini. Po chwili cała załoga zaczęła wstawać i szykować się do wyprawy, rozpoczynając od śniadania. Zjawił się też Kal'Virt, również przygotowany do zejścia.Miał na sobie lekki pancerz wspomagany, koloru ciemnoszarego, a na głowie jajowaty hełm jak w kombinezonach naukowych. Wyglądał dość komicznie, przynajmniej tak pewnie mogli stwierdzić białkowcy, ale nie obawiał się w w tym stroju żadnych warunków, które panowały w sumie gdziekolwiek. Co poniektórzy mogli się zastanawiać po co znany finansista przechowuje na swoim jachcie strój do pracy w ekstremalnych warunkach, którego nie powstydzili by się saperzy, obsługa reaktorów albo ochrona epidemiologiczna, jednak nie było to pytanie na teraz. Tym bardziej, że cereanin przewiesił sobie przez plecy dość sporą blasterową strzelbę a przy pasie miał DL-44 oraz całkiem spory wibronóż. Gestem przywołał Bzhydacka.
- Bzhydack, pamiętaj, że jesteś tam gwarantem powodzenia.
- Droid nie zapomina, panie.
- Wiem, wiem. Dlatego pójdziesz przodem. Będziesz sprawdzał te tunele. I miej oko na tego profesora. Nie wiem co to, ale dziwnie mi się nie podoba. Wiesz, że firma, dla której pracował, miała siedzibę na Taris?
- Wiem.
- No jasne, że wiesz. Wiesz też, co o niej się mówiło.
- Że sprzedają na czarno artefakty Sithów.
- Dokładnie. Dlatego musimy zachować czujność. Może się okazać, że to sprawa do której mogłaby się przypałętać Inkwizycja.
Wyprawa skończyła przygotowania i profesor zakomenderował wymarsz. Grupa ruszyła naprzód, umieszczając na prawdopodobnie naturalnych ścianach lampy, mające im oświetlić drogę powrotną. Bzhydack szedł pierwszy. Skanował teren, używał też sonaru, badając przy okazji strukturę ścian. Zbadali najpierw jedną odnogę tunelu, potem drugą. Obie okazały się być ślepe. Bzhydack jednak nie był pewien. Podszedł bliżej, badając ściany echolokacyjnie. Tak jak kilka miesięcy wcześniej na Onderonie, tak i teraz miał 78% pewność, że kompleks poddziemnych tuneli jest znacznie rozleglejszy.
- Moje skanery wykrywają pustą przestrzeń za tą ścianą. Czy mam zrobić przejście?
- Nie! Nie wiemy co tam jest! Nie chcemy niczego uszkodzić!
- Tak jest.
Bzhydack cofnął się, tak samo jak księżniczka i Cereanin, a grupa profesora przystąpiła do działania. Powoli obstukiwali ścianę, badając jej słabe miejsca, następnie zaczęli powoli, centymetr po centymetrze, przebijać się przez ścianę. Robili wszeystko bardzo metodycznie i skrupulatnie, a przy tym niezwykle ostrożnie. Księżniczka przyglądała się im z ciekawością, ale nie zamierzała im przeszkadzać. Bzhydack czekał zaś (cierpliwie jak zawsze) aż skończą.
W końcu archeolodzy otworzyli przejście. Droid pierwszy wszedł w ciemność.