przez Gveir » 8 Sie 2021, o 12:00
Dalsze losy, a raczej epilog sierżanta GV-3921 i sekcji Javelin 3-2
Incydent z mocowładnym na Taris, w który zamieszana była Inkwizycja i użyto oddziału Javelin 3-2 odbił się szerokim echem w służbach imperialnych. Komandor Taynar zdołał wydostać się z Ossus jako wysokiej rangi oficer Wywiadu Imperialnego razem z danymi. Odszyfrowanie ich oraz analiza zajęła jego zespołowi kilka dni, ale obraz jaki wykrystalizował się z informacji, przytłaczał oraz przerażał. Takiego haka potrzebował Wywiad. Droga służbowa, jaką przebyłby meldunek, została skrócona do niezbędnego minimum. Komandor Taynar referował sprawę samemu admirałowi, szefowi Wywiadu.
Imperialna służba od wielu lat pozostawała w cieniu poczynań ISB i Inkwizycji, znosząc szykany oraz odległe miejsce w szeregu, często musząc naprawiać bałagan jaki wyrządziły te dwie instytucje.
Kontrolowany wyciek informacji zaczął swój niszczycielski marsz.
Pakiet danych zaczął krążyć najpierw w Marynarce, kierując podejrzenia na tą gałąź sił militarnych. Szybko obiegł cały Korpus Szturmowców, wzbudzając niemałe echo wśród żołnierzy oraz oficerów. Co prawda tożsamość komandosów pozostała ukryta, jednak mała garstka żołnierzy - w tym porucznik, który w przeszłości był sierżantem FK-3396 i dowódcą sekcji Javelin 3-2 rozpoznał swoich podwładnych - poznała byłych Szturmowców, to dla większości żołnierzy byli anonimowymi komandosami. Bardzo szybko pakiet rozlał się po wszystkich, docierając do ISB i Inkwizycji, która wpadła w nie małe kłopoty. Naczelne Dowództwo starało się opanować pożar, który dotarł do samego Imperatora. Jego gniew był ogromny.
**
Sekcja Javelin 3-2 pozostawała w ukryciu przez kilka tygodni, prowadząc walkę partyzancką. Na jej konto przypisuje się zniszczenie kilkunastu obiektów ISB - głównie małych posterunków nasłuchowych, pomniejsze koszary w jednym z imperialnych miast czy zestrzelenie statku transportowego z kadetami ISB. We wszystkich raportach, nie było mowy o ocalałych. Zamaskowani żołnierze w pancerzach komandosów, których cyfrowe sygnatury były albo zamaskowane albo wymazane, mordowali każdego funkcjonariusza ISB. Nagrania z systemu monitoringu jednego z posterunków nasłuchowych, pokazują jak sekcja komandosów wykańcza rannych. Często pojedynczym strzałem w głowę czy poderżnięciem gardła. Wytropienie i rozbicie dwóch zamaskowanych komórek Inkwizycji nie przeszło takim echem z racji charakteru jawności owych grup. Zamiast tego była mowa o "pseudo-gangsterskich porachunkach na planetach Zewnętrznych Rubieży, które pozostawały w panowaniu Imperium." HoloNet wypluwał informacje o "dobrze uzbrojonej i wyszkolonej grupie najemników, mordującej konkurencje."
W rzeczywistości, Javelin 3-2 mordowało ludzi Inkwizycji. Na ciele jednego z nich, pozostawiono krótką wiadomość, którą przybito wibronożem.
"Za to, co zrobiliście CX-7611"
Kresem partyzanckich rajdów był ponowny kontakt komandora Taynara z sekcją. Javelin 3-2 został ułaskawiony i oczyszczony z zarzutów zdrady, przypisanych Inkwizycji oraz ISB. Komandosi zostali przywróceni do służby w trybie natychmiatowym, z zachowaniem stopni, odznaczeń i ciągłości służby, bez uszczerbku na ich dobrach zgromadzonych na kontach.
W oficjalnych aktach incydent na Taris oraz jego następstwa dla żołnierzy został wymazany, nie wspominając o tym epizodzie w służbie. Co prawda Wywiad zatrzymał wszelkie akta, jednak wiązało się to z nierozerwalną więzią Storm Commando i Imperialnych Służb Wywiadowczych. Wojsko trzymało się razem, chroniąc swoje tyłki.
Na inkwizytora Durhasha został nałożony wyrok śmierci, który sekcja Javelin 3-2 - na osobistą prośbę sierżanta - zaplanowała oraz przeprowadziła własnoręcznie. Luka w zabezpieczaniach, która objawiała się krótkim okienkiem transferowym więźnia jakim był Inkwizytor, stała się grobem dla oprawcy komandosów. Zamaskowany transporter pędzący ulicami Hosnian Prime, został zaatakowany przez grupę nieznanych napastników. Komandosi, by ukryć swoją tożsamość oraz przynależność, nosili wyposażenie, które można było przypisać zarówno najemnikom jak i buntownikom. Ukrywając twarze za hełmami, sekcja Javelin 3-2 wyegzekwowała pułapkę. Eskorta transporter została zdmuchnięta minami kierunkowymi oraz ostrzelana z heavy reapetera, szatkując funkcjonariuszy ISB. Sam transporter został trafiony w szoferkę długim blasterowym boltem, kończąc jego byt krótkim granatem. Oszołomiona eskorta więźnia została wybita, a sama Durhash rozstrzelany na środku ulicy, po wcześniejszym wyciągnięciu go z środka zniszczonego transportera. Nie brakowało świadków, którzy później zeznali o wyjątkowej sprawności, brutalności w działaniu i ogromnej bezczelności, gdyż egzekucje - jak podkreślali - wykonano na imperialnej planecie, w środku dnia, na ruchliwej ulicy. Niektórzy z widzów zeznali, że więzień rasy Torguta błagał o litość i najwyraźniej miał pojęcie kim są zamaskowani oprawcy. Inkwiztor Durhash zdjęty paraliżem gdy jego błagania oraz prośby spełzły na niczym, uklęknął przed sekcją. Egzekucje wykonano przepisowo, zgodnie z procedurami plutonu egzekucyjnego, strzelając jednym boltem.
Napastnicy zniknęli tak szybko, jak szybko się pojawili, a cała akcja trwała zaledwie pięć minut. Służby porządkowe przybyły na miejsce zdarzenia tylko po to, aby zliczyć ciała oraz ugasić wraki.
***
Losy pułkownika Fegsona oraz innych fukcjonariuszy ISB zamieszanych w "operacje na Taris" były jeszcze bardziej enigmatyczne. Funkcjonariusze ginęli w dziwnych okolicznościach, często dalekich od jednoznacznego wskazania militarnych korzeni owych sytuacji. Wypadki komunikacyjne, śmierć w wyniku splotu niefortunnych wydarzeń czy otrucia, obiegły szeregi tej instytucje niepokojącym dreszczem.
Jedynie pułkownik Fegson zginął w dość drastycznych okolicznościach. Jego osobisty statek został zestrzelony przez zabłąkaną torpedę jonową, która nie miała prawa znaleźć się w tamtym miejscu i czasie, a jednak trafiła z niezwykłą precyzją. Myśliwiec TIE z którego wystrzelono torpedę został zdiagnozowany, a pilot przesłuchany, jednak w wyniku śledztwa nie stwierdzono ingerencji. Wypadek zrzucono na malfunkcje oprogramowania. Prawda była taka, że statek pułkownika został oznaczony przez sekcje Javelin 3-2, co pozwoliło torpedzie trafić z niezwykłą precyzją. Wrak statku spadł wprost na zabudowania militarne na planecie Ossus, która stała się grobem dla pułkownika ISB. Pogrzeb był krótki, ale z zachowaniem protokołu państwowego, pomimo ciążących na oficerze zarzutach. Śledztwo w sprawie poczynań pułkownika Fegsona na Taris, trwające już blisko rok, zostało zakończone jego nagłą śmiercią.
****
List kondolencyjny i zawiadamiający o śmierci Codexa nigdy nie został wysłany do jego rodziny na Kalandix IV, w sektorze Pallis.
Gveir dostarczył go osobiście, razem z resztą oddziału, ubrani w wyjściowe mundury Korpusu. Wzbudziło to nie małą sensacje, gdyż mundurowi pojawiali się tam dość rzadko, a na pewno nie w wyjściowych mundurach. Spodziewano się wszystkich: od siepaczy ISB, po oficerów Armii czy rekruterów, ale nie żołnierzy Korpusu. Ich charakterystyczne, czarne mundury, odcinały się na tle wszystkiego. Gveir nie mógł zdradzić szczegółów misji oraz służby Codexa. Zginął w walce, tylko to się liczyło. Środki zgromadzone przez lata, zostały przekazane rodzinie, choć matka - jako jedyny żyjący rodzic - wolałaby zobaczyć żywego syna, zwłaszcza, że minęło ponad dwadzieścia lat.
Symboliczny pogrzeb przebiegł w milczeniu, po czym komandosi wrócili do swoich obowiązków. To właśnie wtedy poznał jego prawdziwe imię: Kell Tyson. Takie personalia pojawiły się na symbolicznym nagrobku.
Gveir zaskoczył swoich przełożonych, składając pierwszy od ponad dwudziestu lat, wniosek o urlop zarówno dla siebie, jak i swoich ludzi. Zaskoczony faktem dowódca Gveira "że dopiero teraz", podpisał wniosek zezwalając na miesięczny wypoczynek. Komandosi udali się w swoje miejsca wypoczynku, pozostając w strefie Imperium.
****
A sierżant?
Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat, postawił swoją stopę na Ruan. Ubrany w cywilne ubrania, wyruszył w podróż na pokładzie transportowca wylatującego z jednego z ISD, na którym stacjonował, a który nieoficjalnie był bazą dla Storm Commando jako formacji. Skrzynie z sprzętem spoczęły w magazynie, czekając na powrót żołnierzy z urlopu, a mundury spoczęły w szafkach, na kolejne lata niebytu.
Ogarnęły go dawno nieznane mu uczucia, gdy tylko wylądował na rodzimej planecie. Bezkresne pola i niemal morza płaskiej przestrzeni, uruchomiły dawno schowane wspomnienia. Kolejny, tym razem cywilny, transporter wylądował w jedynym kosmoporcie w mieście, będący stolicą całej planety, choć nazwanie tego miastem było dalekim uproszczeniem. Gveir widział większe i bardziej rozbudowane miasteczka na niektórych planetach, choć musiał przyznać, że przez lata nieobecności miasto zmieniło się, nabierając bardziej urbanistyczny charakter. Wypożyczając cywilną wersję 74-Z speeder bike, ruszył w kierunku domu. Pamiętał drogę, zupełnie jakby zniknął dopiero wczoraj. Ścinając pola uprawne, drogi, farmy oraz nieliczne doliny, po swojej prawej stronie za towarzysza miał wschodzącą nad horyzontem gwiazdę, witającą Ruan nowym dniem.
Ubrany w swoje cywilne ubrania, odstawał od standardów planety, jednak było mu to obojętne. Syn marnotrawny powrócił do domu, chociaż na chwilę. W kieszeni jego koszulo-bluzy leżało zdjęcie rudowłosej kobiety, młodzieńczej miłości. Z dali dostrzegł budynek, który był jego domem. Wraz z zbliżaniem się, kształty stawały się wyraźniejsze, a rodzinna farma rosła w oczach. Z każdą sekundą, podczas zbliżania się do zabudowań, przypominał sobie dawne klisze. Wspomnienia żyły w nim przez tyle lat, ukryte głęboko w pamięci, czekając na odpowiedni moment. Mijał budynki gospodarcze, spichlerz będący znakiem charakterystycznym i wyznacznikiem tego, gdzie zaczynają się tereny jego rodziny.
Z chwilą wylądowania na polu, zalała go fala nieznanych mu emocji. Każdy kolejny krok stawiany po trawie przybliżał go do tego, co było nieuniknione, ale wyczekiwane.
Jego rodzice poznali go w sekundę. Mimo wielu lat rozłąki, wyczuli w nadchodzącym mężczyźnie pierwiastek znajomych genów. Oto szedł ku nim dawno stracony syn, który zniknął bez słowa i pożegnania. Zmienił się, zarówno fizycznie jak i psychicznie, czego odzwierciedleniem był sposób bycia oraz aura jaką emanował. Oboje czuli, że dorosły mężczyzna w sile wieku, był ich synem. Bez słów i zbędnych gestów, rodzice niemal padli w silne ramiona syna.
Przyjął ich, ważąc ciężar ich ciał oraz dusz a spracowane ciało żołnierza dźwignęło wagę tej chwili. Wtulił się w znajome twarze, zaznając po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat ludzkich uczuć.
- Po wszystkim zaprowadźcie mnie do Niej. - to jedyne słowa, jakie zdołał wydusić z siebie, trwając w uścisku bliskich.