Content

Zewnętrzne Rubieże

[Ossus] - Spotkanie

Image

[Ossus] - Spotkanie

Postprzez Mistrz Gry » 8 Sty 2020, o 22:30

Wątek przeniósł się z [Taris] - Zaginiona ekspedycja?
+++

Czas. Jedno słowo, które znaczyło coś, co miało teraz najbardziej wszystkim przeszkadzać. Może z wyjątkiem Zin. Ona była w domu. A pracy jej nie brakowało przy danych pozyskanych podczas nieszczęsnej misji na Taris. A nawet jeśli wyczerpałaby temat... nie, to było raczej niemożliwe. Była jedyną osobą, której czasu zawsze brakło.
Inaczej miała się reszta. Niepewni swojego losu i póki co bezczynni. Emocje z tyłu głowy kotłowały się znacznie. Bahgar nie był pewny losu Caleba, oddział Javelin trawił stratę brata broni. Kompana. Przyjaciela. Żądza czynu, gdy była gorąca, nienawidziła bezczynności najbardziej. Ponoć najlepiej zemsta smakowała na zimno. W tej chwili sekcja komandosów jasno mogła stwierdzić, że gówno prawda. Większość z nich pragnęło tego zasmakować tu i teraz, chociaż nie pokazywali tego. Byli twardzi, ale i tak było widać, że ich to gryzie.
Neya unikała kontaktu, szukając miejsca gdzie nikogo nie ma, zwykle siedziała w maszynowni, gdzie obserwowała zjawiskowy niespotykany generator antymaterii, umiejscowiony nieopodal całego osprzętowania hipernapędu. Generator przypominał osobliwą lampę plazmową, co miała w sobie jakiejś eleganckiej materii, dryfującej bezwładnie w objęciach pól grawitacyjnych.
Guru niemalże ciągle pucował broń i pancerze, jakby go to odprężało. Doczyszczał i dopieszczał każdy element, niczym skrupulatnie niezdrowy pedant, a jak skończył pytał się innych czy może zrobić to za nich. Zainteresował się również warsztatem dostępnym na dolnym pokładzie, zaraz obok dzielonej ładowni.
Hex często siedział w kokpicie, zwykle nie obstawionym. Na miejscu pilota wpatrywał się w rozmyte linie gwiazd oraz przeglądał udostępnioną mu mapę galaktyki. Oglądał po kolei wszystkie dane i obrazki odnośnie planet, które odwiedził. Z pewnością wspominał. Nad każdą pozycją poświęcał wiele czasu.

A czasu oczekiwania do ważnego spotkania było wiele. Iterra jasno oznajmiła, że generator posiada wystarczająco dużo zmagazynowanej energii by dokonać kolejnego skoku bez uzupełniania zasobów. Nie brakowało im również jedzenia. Naukowiec przywykła do luksusowych warunków i wszystkiego miała do oporu. Podróż jednak do układu Ottega, a potem do układu Adega, gdzie była upragniona planeta Ossus, z pewnością miała mocno wyczerpać zapasy, ale w końcu mieli chwilę osiąść tam i ustalić dalszy los. Skoki były już wstępnie wyliczone, podróż zaplanowana, a naukowiec poinformowała, że podróż zajmie sto siedemdziesiąt trzy godziny. Trzeba było coś z tym czasem zrobić.

***

Exterior wyskoczył w przestrzeń układu Adega, nieopodal samej planety i wojskowej stacji kosmicznej. Aktywność wojsk i patroli była tu liczna. Planeta była ochrzczona biblioteką jedi, ale tylko przez wtajemniczonych. Oficjalnie nic tutaj się nie działo takiego szczególnego, kolejna placówka wojskowa Wielkiego Imperium. Warsztaty naprawcze na powierzchni i przeróżne magazyny broni, wyposażenia lądowego oraz placówki szkoleniowe miały swoje miejsce tutaj. Nie było to jakieś centrum, ale z pewnością jeden z ważnych kontrolnych punktów panowania Imperium w tej części zewnętrznych rubieży. Z oczywistych przyczyn, każda planeta owiana tajemnicami Mocy, była szczelnie monitorowana.
Ossus było jednak również zaludnioną planetą, głównie przez ludzi, ale i przez regularnie tępioną szczątkową populację prymitywnych Ysanna, ukrywających się w cieniu i unikając gęstych patroli nowo szkolonych żołnierzy. Życie cywili tutaj wyglądało jak w państwie policyjnym i było raczej okrojone ze swobód, a za to obdarzone wszelką cenzurą i narzuconą dyscypliną. Powodem tego były też raczej trudne warunki zdewastowanej planety. Wszystkie najważniejsze stanowiska zarządcze były do tego trzymane tylko i wyłącznie przez wojskowych.
Obecność nowego statku od razu została zauważona. Transmisja obarczona priorytetowym nagłówkiem, widocznym na panelu w kokpicie, od razu zamigała czerwoną kontrolką. Holoprojektor wypluł wizerunek łysego młodego mężczyzny w surowym uniformie, bez szczególnych odznaczeń, ani tym bardziej udziwnień. Szeregowy, z ociosaną twardo twarzą. Młody szczyl, widać, ale postawny. Pewnie długo mu nie było od końca szkolenia podstawowego i technicznego.
- Niezidentyfikowany przybyszu, natychmiast wysłać kody, cel wizyty i poddać się kontroli na stacji! - rozkazał z prędkością strzału automatu. Zin obecna w kokpicie, stojąc z boku, pokręciła głową.
- Sami narwańcy. Jak zwykle. - skomentowała mimo woli, a wojskowy widać bardzo wczuwał się w swoją rolę i chyba nie za bardzo rozpoznał ubioru rozmówców, albo z tego wszystkiego nie podzielił swojej uwagi odpowiednio. Zin była w swoim oficerskim mundurze, ze spiętymi włosami i po dokonaniu wszelkich przygotowań, gotowa na ważną rozmowę:
- Lepiej nie żartować, albo zaholujemy was na tę kontrolę.

To tak o:
Ten wątek oznaczony "+++" dzieje się dużo wcześniej. Nie widzę powodu, by spowalniać, to też jest kolejny wątek oznaczony "***". Zakładam, że nie pozabijacie się tam wszyscy na tym statku, ale taki czas warto jakoś ograć, zagospodarować. To też jednocześnie pójdziemy z głównym wątkiem i zrobimy motyw podróży w tle. Jak odwalicie lipe to wam zrobię rzuty na siłę woli, na radzenie sobie z żalem, stresem i morale oddziału. Nie wiem zróbcie sobie trening czy coś, przybliżcie postać, albo kompanię(Gvier). Pogadajcie sobie, no... poradzicie sobie :D

Zaś w drugiej części tej już ważniejszej Gveir odpisuj pierwszy. Zarysuj też nieco detale okoliczności ustalonego spotkania, by to odpowiednio pchnąć.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 11 Sty 2020, o 00:24

Każdy z nich miał ogrom czasu dla siebie. Spędzenie tygodnia na statku, w tak małej przestrzeni nie było czymś nowym dla komandosów, choć brak możliwości treningów mógł frustrować. Bardzo szybko doszli do konsensusu - z kajuty, a konkretnie prycz, zrobili przyrządy treningowe. Były na tyle solidne by utrzymać ich ciała, toteż służyły za ławeczki, podpórki czy prowizoryczne drążki. Ćwiczyli na zmianę, wylewając pot. W milczeniu.

Oprócz tego odsypiali ostatnie lata, takie wrażenie mogła odnieść Zin, gdy napotykała się na ćwiczących albo śpiących komandosów. Rzeczywiście, korzystali z krótkiego urlopu od swoich obowiązków. Słowo urlop na przepustce było czymś abstrakcyjnym. Regenerowali się pomiędzy misjami, nie byli kierowani tak często jak zwykli Szturmowcy.

Każdy z nich, na swój sposób, przeżywał to co ich trafiło. Układał i przejadał gorzki posmak zemsty. Neya znikała gdzieś przy generatorach czy innych systemach statku, by wracać po jakimś czasie. Guru chuchał i dmuchał na ich sprzęt. Nie byłoby w tym nic dziwnego czy niestosownego, gdyby wracali przynajmniej z tygodniowego zadania, a ich sprzęt wymagał dobrej konserwacji. Było wręcz przeciwnie. Byli zaginieni. Ich sprzęt był w świetnym stanie, ale Guru nie odpuszczał. Układał go tak, aby komandosi ubrali się w niego jak najszybciej. A mimo tego miał wrażenie, że to sposób jego zwiadowcy na radzenie sobie z tym co się stało. Z Codexem tworzyli parę snajperską, wychodzili na zwiad. Śmierć kogoś tak bliskiego musiała uderzyć go dość mocno.
Hex, jego zastępca i przyjaciel, odbywał podróż sentymentów po mapie galaktyki. Jako Szturmowiec zwiedził wiele planet, jeszcze więcej jako dziecko i nastolatek. Jego rodzina posiadała kilka statków frachtowych, którymi przewoziła towary Imperium. Hex nie był tak zamknięty czy ksenofobiczny jak znaczna część imperialnych, a zawdzięczał to właśnie podróżom. Wychowywany przez ojca, przyszywanego wujka Durosa, koreliankę będącą partnerką ojca po śmierci matki, Zabraka i innych, nabrał dystansu od świata. Przełomem był piracki atak na statek frachtowy. Bandyci nie byli buntownikami, którzy próbowali choć w małym stopniu zaszkodzić Imperium, a łup wykorzystać do walki z reżimem. Nie, byli tępymi piratami pełnymi przemocy i uprzedzeń. Na oczach nastoletniego Hexa, zabili jego durosiańskiego wujka, bowiem ten postawił się im. Prawdopodobnie skończyli by tak jak Duros lub sprzedani handlarzom żywym towarem, gdyby nie akcja ratunkowa. Brawurowa, szybka. Straty trzech Szturmowców do 25 zabitych piratów były imponujące. Odwaga, sprawność i postawa anonimowych żołnierzy Imperium pchnęły Hexa w kierunku Korpusu.

A Gveir? W przerwach od ćwiczeń, spał. Choć nie zawsze był to sen spokojny, podobny do spoczynku pradawnego głazu - snem twardym i sprawiedliwym. Dręczyły go koszmary. O Ruan. O czerwonej łunie. Spędzał też czas w mesie, myśląc nad dalszymi posunięciami. Długo, bardzo długo. Czasami zaszywał się w jakimś kącie, by pozwolić sobie na wypłynięcie myślami. Pierwszy raz od dawna pomyślał o rodzinie. O ojcu, matce, rodzeństwie, dalszej rodzinie. O jego miłości, którą zostawił za sobą. Uciekł w lepsze życie. Czasami śniły mu się długie po horyzont pola zbóż, które falowały na wietrze. Bezchmurne niebo i promienie słońca. Prawie czuł zapach powietrza oraz palonego promieniami zboża, szum ich tańca. Miękkość trawy.

***


Gdy do wyjścia pozostało im dwadzieścia minut, komandosi zaczęli się ubierać. Wykonali to nad wyraz sprawnie i po niecałych pięciu minutach byli zakuci w swoje pancerze.
Wychodząc z nadprzestrzeni, założyli hełmy. Byli gotowi.
Jeszcze kilka godzin temu objaśnił wszystkim zebranym plan.
- Lecimy nad podane współrzędne. To stara góra z kraterem, który powstał od ognia baterii ISD. Tam osiadamy statkiem. Góra ma wysokość jakiś 15 metrów, krater spokojnie ukryje taką jednostkę. - to zaakcentował puknięciem w podłogę. - Moja sekcja schodzi z góry i pieszo, jakieś pięć kilometrów udaje się na skraj lasu. W gęstwinie są ruiny dawnych budowli, gdzie będzie spotkanie z komandorem. Jest tam pewna figura, która jest znakiem dla nas. Takie zabezpieczenie - wyjaśnił skonfundowanej Zin i Bahgarowi. - Przekażemy informacje i wracamy. Jeśli wpadniemy w pułapkę, odlatujecie bez nas, jasne? Odpalasz silniki i spierdalacie stąd. Poradzimy sobie. Będziesz ze mną w kontakcie na kodowanym paśmie, by służyć mi jako skaner dalekiego zasięgu. Pan panie poruczniku zostaje, dla ochrony statku i doktor Zin.


Wraz z wyskoczeniem z nadprzestrzeni, pojawiły się pierwsze problemy. Komputer zasygnalizował namierzanie ich jednostki, a niedługo potem na holoprojektorze pojawił się jakiś mężczyzna. Młody pistolet, ambitny, arogancki, pewny siebie. Nie był kimś aż tak znaczącym, ale może dziś miał służbę dyżurną. Szeregowy, który dostał rolę podoficer dyżurnego, wypinał się i prężył jak struna. Uniform robaka z Armii Imperialnej. Ukryci w cieniu obserwowali cały ten teatrzyk. Guru parsknął śmiechem, a Neya pokręciła głową w geście niedowierzania. W Imperium pełno było takich pyszałków. Zwłaszcza wśród Armii Imperialnej. Debile bez pomyślenia, z zabetonowanymi głowami. Szeregowi żołnierze też nie byli lepsi. Wyposażeni w mundur, hełm i E-11 stanowili sól Imperium. Kiepsko szkoleni, z średnimi morale, z gównem w głowie. Uciekali z sytuacji, w których Szturmowcy atakowali, a marynarze Marynarki Imperialnej zajmowali stanowiska bojowe. Ci mieli jaja - służyć na latającej bryle metalu, przez długi czas.
- Dlaczego to nie mógł być ktoś z Marynarki? - zawiedziony Hex rozbrzmiał na linii.
- Zin, wierzę, że możesz użyć swojego autorytetu lub sfałszowanej tożsamości. Jeśli to ich nie przekona, zawsze możesz powiedzieć, że lecimy z tajną misją. Kod Niebieski-A50. Jeśli to powiesz, odpierdolą się.- był skupiony na dowodzeniu. Nawiązał połączenie z Zin na kodowanym paśmie, o którym mówił wcześniej.

Kod, który w siłach zbrojnych Imperium oznaczał mniej więcej "wykonujemy ważną misję. Albo się odpierdolisz, albo osobiście odstrzelimy Ci łeb za przeszkadzanie nam. W najlepszym wypadku dyscyplinarnie wyślą Cię do garnizonu w zapadłej dziurze".
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez BZHYDACK » 20 Sty 2020, o 03:01

+++

Czas. Miał go aż nadto. Oczywiście, czekanie nie było niczym nowym dla Bahgara, wystarczyło przestawić się mentalnie na tryb wojenny, podczas której przecież najwięcej czasu spędzało się na pokładzie okrętów w przestrzeni, lub czekając na odpowiedni moment na powierzchniach planet. Teraz jednak nie był razem z towarzyszami na misji. Chociaż nie, właściwie był. Tyle że jego przyjaciel Caleb nie był razem z nim, był w szponach Inkwizycji. I Bahgar nie mógł aktualnie zrobić nic dla niego. właśnie ta bezsilność męczyła wojownika najbardziej. Nie była ona uczuciem nowym dla niego, o nie. Ale nigdy do niego nie przywyknął. I nie przywyknie. Musiał jednak jakoś sobie z nim radzić.

Dołączył więc do ćwiczeń Javelin 3-2. Razem z nimi robił pompki, podciągał się, biegał. Toczył sparringi wręcz. A także na broń białą - w czym zresztą wyraźnie górował nad nimi, było nie było oni specjalizowali się bardziej w broni dystansowej, a on walczył mieczem i włócznią od dziecka. A skoro istniało widmo starcia z bliska z mocowładnym, musieli znać techniki obrony. Chociaż tu akurat Bahgar się nie łudził. Musieli wszyscy mieć obronę pasywną na tyle mocną, by miecz świetlny - na pewno to była broń mocowładnego, pamiętał to ze szkoleń - się nie przebił, a przynajmniej nie od razu.

Po jednym ze wspólnych treningów podszedł do Gveira.
- Chcesz skomunikować się z kimś z kontrwywiadu?
- Tak.
- Mam kontakt w Wywiadzie. Tylko milczy. Pułkownik Wagerat Hishar, pseudonim Blitz. Może uda się współpraca między Wywiadami.
- Może. Jedni i drudzy mogą chcieć dopiec Inkwizycji.
- Ja muszę wyciągnąć Caleba.
I gad zakończył tą krótką wymianę zdań.

Kolejną czynnością, której podjął się Bahgar, była próba usprawnienia swojego wyposażenia. Radząc się BOBa i korzystając z pomocy Stewarda, zmodyfikował karwasze. Lewy przestał zawierać komunikator, gdyż teraz urządzenie łączności zostało wbudowane bezpośrednio w protezę. Zamiast tego droid wmontował w ten element zbroi silny generator osłony chroniący całą rękę, oraz repulsorowy emiter fali grawitacyjnej. Do prawego karwasza z kolei droid dodał emiter tarczy energetycznej, o średnicy 50cm. Poprosił też droida, by wykonał dla niego nieco inną maskę, do nałożenia na tą właściwą. Żeby choć trochę się ukryć.

Ostatnią rzeczą, którą zrobił Bahgar, było wygonienie droida z kuchni.

Ani pani doktor, ani komandosi nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Porucznik po prostu nakazał Stewardowi zająć się jego zbroją, a sam stanął przy garnkach, chwycił w szpony noże, łyżki, miksery i wszelkie inne kuchenne osprzęty, zrobił szybki przegląd (niezwykle bogatej) spiżarni pani doktor, i zajął się gotowaniem obiadu. Połączył już obecne na statku przyprawy z tymi, które miał przy sobie - co było kolejnym zaskoczeniem, czemu pragmatyczny łowca zawsze nosi przy sobie niewielkie pudełeczko z zestawem skoncentrowanych przypraw - by uzyskać pożądany efekt. Zupa z Chewinga i Charbote, na ostro, hitakańskie ryby w cieście hemmelowym nadziewane owocem guroot, naleśniki z ekklezyjskimi figami... To tylko niektóre zpotraw, które serwował. Mało kto mógł przypuszczać, że ten małomówny i zdawałoby się gruboskórny wojownik umie coś więcej niż zagotować wodę - a jednak. Gotowanie było jedną z jego pasji, obok muzyki. Już w dzieciństwie podpatrywał matkę, by później podczas łowieckich wypraw z ojcem i braćmi gotować dla wszystkich. A gdy po wojnie zetknął się z kuchniami innych nacji niż tylko własnej - nie omieszkał nauczyć się tego i owego.

Muzyka - to było ostatnie. I chyba najważniejsze. Gdy nie ćwiczył, gotował czy się modlił - muzyka była obecna. Z jego kajuty często można było usłyszeć ciche dźwięki mandaloriańskiego fletu. Nienatarczywe, cichutkie nuty. Niosące... spokój.

***

Zbliżali się. Bahgar nie miał właściwie nic do zrobienia, mógł co najwyżej stać i czekać. To Gveir i doktor Zin musieli załatwić bezpieczne lądowanie, on nawet gdyby chciał to nie mógł pomóc w niczym.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sty 2020, o 11:11

Dni spędzone w towarzystwie pozornie gburowatych i nadętych komandosów były dla Zin przyjemną odmianą. Od wielu miesięcy, jeśli nie lat, pracowała głównie sama. W nielicznych okazjach mając wolne, odwiedzała rodzinę brata oraz swoich rodziców. Kontakt z żywymi poprawiał jej humor i nastrój, szczególnie jeśli były to serdeczne relacje. Nie mogąc założyć własnej familii niejawnie czerpała z tego wiele radości, nawet jeśli wojskowi nie byli tej samej rasy, ani też nie byli szczególnie rozmowni. A nie byli, co w sumie nie specjalnie jej przeszkadzało, ważne że miała do kogo się odezwać. Dopatrywała się czy nikomu nic nie brakło i osobiście przeglądała rejestry stanu zapasów. Szczególnie, że te nie były już dawno odnawiane.
Widząc zaś Bahgara w roli kucharza niemalże zawyła z zachwytu, Steward zaś odegrał rolę zazdrośnika i sztucznie się obraził, idąc posłusznie polerować zbroję swojego zastępcy w kuchni. Kobieta zainspirowana postawą kaleesh sama kilka razy spróbowała ubrudzić sobie ręce, próbując coś ugotować. Jak szybko się okazało, warto to było jednak zostawić Stewardowi, albo komandosowi. Mimo ciężkich chwil i trudów podróż we wspólnym gronie natchnęła arkaniankę dużą dozą optymizmu i świetnego samopoczucia. A prace nad danymi z Taris postępowały rychło do przodu.

***

Zin wysłuchała uważnie sierżanta, odruchowo kiwnęła głową, że powinno się udać bez zaangażowania szczególnych środków. Mimo wszystko nie ważne czyjego użyliby autorytetu i tak musieli zostawić jakiś ślad. I tak ryzykowali.
- Tu HHS5 Worm. Przesyłam kody maszyny oraz ewidencję funkcjonariusza ISB. Proszę o nie utrudnianie w postępowaniu. Pragnę pouczyć, że nasza obecność to informacja poufna. Przekaż do sztabu żołnierzu rejestr sprawy. Przestrzegaj procedur - mierząc przeszywającym wzrokiem hologram, pouczyła młodego wojskowego. Kontroler lotów zaczął przeglądać uważnie otrzymane dane. Drgnął nieco, jakby zaczęło do niego coś docierać.
- Proszę wybaczyć pani k...
- Skończ! - syknęła przerywając mu usprawiedliwianie się, a mężczyzna zastygł.
- Procedury. Powoli. - przypomniała nasycając każdą sylabę jadem. Żołnierz zaczął błądzić wzrokiem najwidoczniej po panelach i wciskać jakieś kontrolki, by w końcu się odezwać.
- Tu kontrola lotów, stacja kosmiczna Ossus. HH5, udzielam autoryzacji na swobodne przemieszczanie się w przestrzeni kosmicznej i planetarnej. Przesyłam kody potwierdzające weryfikację.
- Przyjęłam - odpowiedziała po czym od razu rozłączyła się. Po zakończeniu rozmowy Zin jakby zmalała dwukrotnie. Wzięła głębszy oddech.
- Całe szczęście, że gdziekolwiek ktoś z Armii usłyszy ISB to dopada go paranoja.

Uzyskawszy pozwolenie, ISS Exterior ruszył z pełną mocą w kierunku samej planety. Minuty mijały, a uciekinierzy w końcu przeciskali się przez atmosferę i zbliżyli się do wskazanych współrzędnych. Po tej stronie globu, wschodziło pierwsze ze słońc Adega Besh. Widok z wysokości prezentował się ponuro. Z rzadka występujące przerzedzone lasy na Ossus były jedynym widokiem godnym zawieszenia oka. Wszędzie dookoła były pustynie i łyse góry. Gdzieniegdzie jakiś zbiornik wody i nieliczna roślinność. A daleko na horyzoncie można było dostrzec zabudowania i kopułę, pod którą pewnie znajdowało się miasto, albo osada cywilna. Wiadomym też było, że życie na Ossus miało swoje miejsce w jaskiniach, które to uchowało się przed kataklizmem. Imperialna historia mówi o wojnie z jedi, którzy to sprowadzili nieszczęście na tę planetę.
Pogoda była wietrzna, odczyty sugerowały utrudnione warunki. Piasek przy powierzchni zdawał się rozsiewać swoje łuny. Wykryto obecność imperialnych patroli na powierzchni, jak i tych w powietrzu. Byli jednakże zdecydowanie daleko, różnie rozsiani po odległych terenach.
- Widoczność niestety nie jest aż tak zła. Bob, kamuflaż. Niech niespecjalnie się nami przejmują. Zagłuszaczy czujników nie uruchamiaj, to zwróciłoby niepotrzebnie uwagę okolicznego posterunku nasłuchowego. Jest duża szansa, że nawet nie zauważą naszej obecności - przemówiła właściwie przed siebie. Wszyscy czekali już przy głównej śluzie statku.
Odczyty na radarze coraz bardziej upewniały o zbliżaniu się do punktu przeznaczenia. Kolejny odcinek czasu, a Zin poinformowała o procedurze lądowania. Statek niemalże nieodczuwalnie osiadł w nierównym kraterze. Grupa komandosów zwarta i gotowa czekała już na opuszczenie rampy. W bojowym szyku wyruszyli ku miejscu spotkania. A Bahgar odprowadzał ich wzrokiem, aż to już zniknęli za skarpą krateru.
- Co, chcesz się rozejrzeć? - zagadała do kaleesh, pojawiając się za nim i zasłaniając swoje oczy. Piasek wciskał się przez szeroką ramę rampy na statek.
- Nie wiem jak Ty, ale ja tutaj zostaję. Nie cierpię piasku. Jak chcesz to się rozejrzyj, popodziwiaj widoki. Śmiało, wyślę za Tobą droida, będzie Ci chronił plecy. I nie, nie będzie to Steward, a dron bojowy. Statek zaś pozostanie w kamuflażu, a ja będę siedzieć i czekać na postępy od Gveira. To może potrwać. Pięć kilometrów pieszo to dla mnie jakaś godzina na nogach plus narzekanie na bolące nogi. Pewnie komandosi pokonają to w pół godziny, co i tak daje ponad godzinę gwarantowanego czekania.

Gveir
Sekcja Javelin mniejsza o jednego członka ruszyła hardo naprzeciw wiejącemu wiatrowi. Będąc na szczycie góry, pomimo zróżnicowanej widoczności, dostrzegli swój kierunek marszu oraz zagajnik schowany w dolinie za wystającymi skałami. Wszystko w otoczeniu wszelakich pagórków i innych wystających monolitów. W lesie drzewa o chropowatej i rzeźbionej głęboko korze, zdawały się powyginać w przeróżne formacje, jakby uparcie walczyły z częstymi i bezlitosnymi wichurami. Korony miały sztywno umocowane zielonym wierzchem w stronę nieba, a porywczy wiatr pozornie zdawał się nie wywierać na nie wpływu. W około w uzupełnieniu niemalże czysto pustynnego krajobrazu dołączały kępy niewysokich traw i sporadyczne równie niskie krzaki. Brązowo piaskowa poświata tła była wszechobecna, a unoszący się nisko szczerk raz po raz smagał to i tak już nieliczną roślinność.
Marsz przebiegał spokojnie, choćby pozornie, gdyby ktoś spojrzał na to z boku. Z każdą chwilą zbliżali się do umówionego miejsca. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak. W końcu nie otrzymali żadnej informacji zwrotnej. Dawno nie rozmawiali z komandorem. Byli w pewien sposób zdani na łaskę losu, jak i samego przyjaciela. Sama lokalizacja mogła przyprawić o jakiś niefortunny zbieg okoliczności. Tępiona skrupulatnie rasa Ysanna, mogła akurat gdzieś się w pobliżu ukrywać. Szczególnie, że był tutaj życiodajny las i góra. Gdyby jeszcze dorzucić do tego jaskinię, idealne miejsce na kryjówkę. Dla zdesperowanych tubylców lub ewentualnie jakiegoś drapieżnika.
Póki co nie zapowiadało się na problemy. Kilometr pękał jeden za drugim, aż w końcu dało się dostrzec teksturę wierzchni otaczających las skał. Mijając, wąski przesmyk zauważono pojedyncze ruiny niskich budynków w otoczeniu swoistych drzew, rzadko sianych kęp traw i tym razem żwiru wymieszanego z korą z drzew i drobiną imitującą glebę, zamiast piachu. Wiatr w dolinie był znikomy, naturalna formacja skalna pozwalała na rozwój wyższych form życia w trudnych warunkach Ossus. Idąc dalej nagle Guru dostrzegł skanerem trop:
- Zwierz. Trzysta pięćdziesiąt kilogramów. Czworonożne bydle. Kopytne. Świeży ślad
- Roślinożerca? - dopytał Hex
- Możliwe, ale równie dobrze może być to wszystkożerca. Takie warunki nie służą wybrednym. - wyjaśnił znalazca tropu.



Prowadzimy wątek w tym momencie nieco rozłącznie, czyli odpisuję tutaj osobno Bahgarowi i Gveirowi, aż do momentu kiedy spotkacie się ponownie... lub się nie spotkacie :twisted:
Gveir możesz w jednym odpisie popchnąć aż do umówionego spotkania i wstępnej kurtuazji w dialogu. Twoje pole do popisu, ale nie musisz. Możemy to podzielić na kilka odpisów.
Bahgar, zwiedzasz okolice w ramach taktycznego patrolu? Czy idziesz pić kawkę z Zin?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 31 Sty 2020, o 21:44

Poszło lepiej, niż sądził. Co prawda transmisja przykrywki jaką dysponował statek oraz sama Zin, ściągał na nich pościg, przez co musieli się sprężać, jednak obyło się bez przepychanek i wymiany ich kodu. Właściwie to niezbyt często zdarzało się, by któryś z żołnierzy Imperium dobrowolnie i posłusznie skulał się na kod jaki zaproponował Gveir. Zazwyczaj towarzyszy im niedowierzanie, które bardzo szybko znika gdy pojawiali się w czarnych pancerzach. Wtedy spierdalano pod ściany.
Gdy Zin skończyła rozmowę z młodym pistoletem, Gveir odezwał się.
- Mamy niewiele czasu, zanim do wojskowej sieci przedostanie się log o pojawieniu się jednostki ISB. Ossus to nie jest planeta, jaką odwiedzałoby ISB. Będziemy musieli się sprężać. Bardzo. - wyrzucił z siebie, a hełm zmodulował jego głos.
Usiadł razem z resztą sekcji. W jednej z kieszeni pasa miał kość pamięci z wszystkimi danymi. Neya nagrała nawet odprawę, co malowało na jego ustach lekki uśmieszek zgryźliwej radości. Czekał na dzień, w którym odpowiedzialni za Taris staną przed lufami ich blasterów.

*

Czekali, gotowi do drogi. Z chwilą gdy statek wylądował, a drzwi statku otworzyły się, wyszli szybkim marszem. Dochodząc do korony utworzonej dzięki wiązce z działa pokładowego, zaczęli rozwijać podręczne zestawy wspinaczkowe. Jako już czwórka, dobrali się w pary, zabezpieczając liny drugiego, wiązanie oraz asekurując się. Pierwszy na ziemi był Guru, obserwując przedpole. Zaraz potem wylądował Hex, po nim Neya, a na samym końcu Gveir. Ruszyli równie sprawnie, w szyku przypominającym dwurząd.
- Neya, utwórz szyfrowane połączenie z systemami namierzającymi statku. Wystrzel małą sondę zwiadowczą za pięć minut, niech zeskanuje skraj lasu w promieniu 500 metrów, na wysokości 3 metrów. Trzy skany po sekundzie każdy.
Ossus był kiedyś planetą o umiarkowanym klimacie, z przewagą lasów mieszanych, bujnej roślinności. Można byłą ją nazwać wzorową planetą, bądź wzorcem jeden. Niestety, to była przeszłość.

Marsz, już w pierwszej warstwie lasu, przerwał Guru, który zameldował o śladach zwierzęcia. Według niego był to świeży ślad całkiem sporego osobnika, o niewiadomych preferencjach żywieniowych. Skany z sondy nie pokazały czegokolwiek, co pasowałoby do opisu. Owszem, kilka mniejszych zwierząt kopytnych, które skrywały się w skrawkach lasu, ale nic co odpowiadało opisowi ze śladów. Na skraju lasu byli sami. W ciągu sekundy weszli w głąb, znikając z pola widzenia kogokolwiek, kto obserwował ich za pomocą makrobinokularów. Momentalnie skręcili w prawo, idąc na skraju lasu, jednak na tyle głęboko, by pozostawać niewidocznymi. Zgodnie z planem obeszli ruiny od wschodu, by mieć idealne podejście i obserwacje na ruiny.
Nie minęła cała godzina, gdy byli na miejscu. Zatrzymali się w gęstych krzewach, na naturalnym wzniesieniu z którego wyrastało stare i poskręcane drzewo, wykręcone we wszystkie kierunki. Korony drzew nie przepuszczały aż tyle światła, toteż roślina rozrosła się w tych kierunkach, z których padały promienie słoneczne.
Guru ułożył się na ziemi i zaczął obserwować. Neya prowadziła nasłuch, zarówno z ich pozycji, jak i przy pomocy statku. Hex zabezpieczał, ukryty wśród poskręcanych konarów. Cała sekcja była zamaskowana i oczekiwała. Makrobinokulary pozwalały Gveirowi na przybliżenie obrazu i obserwacje figury.
Wszystkie jej elementy znajdowały się w konfiguracji bezpiecznej.
- Ubezpieczasz mnie Guru, Hex gdy zrobi się gorąco dowodisz. Neya, sonda nad koronami drzew. Zwiększa zasięg skanu sondy do promienia półtorej kilometra. Melduj o wszystkim, co będzie się zbliżać do nas.

Wycofał się do tyłu, odchodząc od ich stanowiska tak, aby nie zostali wykryci. Obszedł łukiem swoich żołnierzy, a następnie ruszył do ruin, od drzewa do drzewa, jednak nadal pewnie.
- Sylwetki po przeciwnej stronie. Stroje maskujące, bez pancerzy lub bardzo lekko opancerzeni. Uzbrojeni. - zwiadowca oznajmił to, co było oczywistością dla Gveira. Komandor nie przybyłby tu sam. Zapewne ochraniali go żołnierze operacyjni Wywiadu, zazwyczaj byli komandosi lub weterani działający w prywatnych grupach militarnych, będącymi pod auspicjami Wywiadu. Nie obchodziło go to, nawet przez chwilę. Jego ludzie wypaliliby intruzów w kilka sekund.
Wchodząc do ruin, poczuł dziwny chłód. Nie wynikał on stricte z grubości murów oraz tego, że znajdowały się w głębi ciemnego lasu. Był inny, niemal ponadmaterialny.
Zza załomu wyłonił się komandor, we własnej osobie. Wysoki mężczyzna, szczupły mężczyzna. Siwizna przyprószyła skronie oficera, a gęsta szczecina załamywała jego ostre rysy twarzy. Na sobie nosił długą opończę w barwach maskujących, spod której widoczne były znoszone ubrania paramilitarne. Najwyraźniej komandor był tu nie od wczoraj, wypełniając jakieś zadanie. Momentalnie zatęsknił za dawnym życiem, gdy mogli współpracować z Wywiadem, a szczególnie oficerami operacyjnymi. Kompetentni, dobrze wyszkoleni, weterani Marynarki.
Jaskrawoniebieskie oczy świdrowały Gveira spod czapki z daszkiem, a usta ułożyły się skromny uśmiech.
- GV-3921. Kopę lat, przyjacielu. - ruszył spokojnie ku komandosowi. Gveir ściągnął hełm, pozwalając by karabin zawisł na pasie. Spotkali się w połowie drogi, zamykając dłonie w serdecznym uścisku.
- Trochę lat minęło, panie komandorze. Zbyt dużo.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez BZHYDACK » 17 Lut 2020, o 01:31

Podczas lotu w nadprzestrzeni ich gospodyni wyraźnie polepszył się nastrój. Przestała przypominać już tą przytłoczoną strachem drobną istotę z Vinsoth, zaczęła znów być pełną pasji panią naukowiec. Bahgar uśmiechał się w duchu, widząc jak Zin próbowała coś ugotować samodzielnie, i przypalała garnki jeden za drugim. Podchodziła jednak do tego niczym do eksperymentu i Bahgar nie zamierzał jej tego utrudniać - kiedyś mogło się to jej przydać, a teraz wyraźnie poprawiało atmosferę na statku.

Gad nie był obecny w kokpicie podczas lądowania. Nie był tam potrzebny, gdyby z kolei coś poszło nie tak, na pewno BOB nie omieszkał by poinformować go o tym. Zostawił kwestię przyziemiania komputerowi i pani Zin.

Gveir z oddziałem ruszył na umówione spotkanie ze znajomym oficerem kontrwywiadu. Bahgar jednak został przy Exteriorze. Ktoś musiał czuwać nad bezpieczeństwem pani Zin, nawet pomimo faktu, że przecież miała całkiem zabójcze zabawki na pokładzie.
- Tak, rozejrzę się.

Przyzwyczajonego do otwartych stepów Kaleeshanina już zaczęły nużyć jednolite, ciasne przestrzenie statku, nawet, a może zwłaszcza, tak luksusowaego jak Exterior. Odczuwał potrzebę przestrzeni.

Filtry w masce ustawił na przepuszczalność gazów i par, by zatrzymywały piasek. Pogoda się psuła, zbliżała się piaskowa burza, ale Bahgar nie zamierzał odchodzić daleko. Wprawdzie w takich warunkach, jakietu panowały, nie miał wielkich nadziei na napotkanie jkichkolwiek tropów czy zapachów, jednak należało to sprawdzić. Gdyby były tu jakieś ślady, to znaczyłoby, że ewentualne zagrożenie jest niebezpiecznie blisko.
Wcześniej, jeszcze podczas lotu w nadprzestrzeni, poczytał trochę o faunie i florze Ossusa. Dość typowa jak na pustynną planetę. Wiedział, że może się spodziewać np. drapieżników wykorzystujących piasek do kamuflażu.

Ostrożnie obchodził statek, sprawdzając miejsca które mogły skrywać niebezpieczeństwo, czy to dzikie czy to "cywilizowane". Suche powietrze przepływało przez filtry, które równocześnie nieco je nawilżały, ułatwiając wdychanie a także potęgując wiele zapachów. Droid kroczył prawie bezszelestnie za Bahgarem. Na szczęście Zin wyposażyła go w zaawansowane oprogramowanie śledzące ruchy i interpretujące je, zatem był w stanie reagować na mowę gestów, której używał Bahgar. Gad wydawał maszynie proste polecenia, kierując nią subtelnie tak, by zawsze kryła go jak najlepiej.

Gad zatoczył pełen krąg, badając skały i piaszczyste zagłębienia. Nie odkrył nic. Żadnych świeżych tropów nie było, a starsze nie mogły utrzymać się w tych warunkach. Kilka razy miał wrażenie, że ktoś śledzi ich z daleka, mogli to być miejscowi Ysanna, ale nikt go nie niepokoił. Bahgar wydał droidowi polecenie zakamuflowania się w pobliżu rampy i monitorowania otoczenia, a sam wrócił na pokład do pani Zin.

Uderzył go zapach papierosów i kawy.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Mistrz Gry » 25 Mar 2020, o 22:19

* * *



Gveir nie mógł pozbyć się wrażenia, że oficer wywiadu marynarki, który prowadził śledztwo, igra z nim. Siedzieli naprzeciwko siebie w niewielkim pomieszczeniu, którego głównym meblem było duże i ciężkie biurko durastalowe. Model standardowy dla tego typu pomieszczeń w całej galaktyce rządzonej ręką Imperatora. Gveir nie sądził, że przyjdzie mu kiedykolwiek siedzieć po stronie przesłuchiwanego. A tak teraz właśnie było.
Baza na Ossus od kilku tygodni była dla niego i jego kompanów więzieniem. Choć oficjalnie był to tymczasowy areszt Gveir nie specjalnie widział różnicę.

- To jak będzie? Zaczniemy dzisiaj rozmawiać? - Oficer uśmiechając się. Cokolwiek złośliwie. Jak zauważył Gveir - a nie mógł zauważyć wiele - bo zdalniak unoszący się nad ramieniem oficera cały czas oślepiał go światłem - oficer miał gęstą brodę, braki w uzębieniu, a jego budowa ciała i ogólne fizys sugerowało bardziej niedawno awansowanego kuka, aniżeli wieloletniego oficera Imperium. Poza tym Gveir nie mógł się pozbyć wrażenia, że oficer pachnie... Banthą. Czyżby propagandowa standardy przestały mieć jakiekolwiek znacznie?
- Co powiesz mi o tych ludziach.
Zdalniak przestał oślepiać Gveira tylko po to by zacząć nad stołem wyświetlać hologramowe popiersia kilku ludzi. Na jednym z nich Gvier rozpoznał siebie, resztę natomiast stanowiły osoby, z którymi do niedawana współpracował na Taris.
- Opowiedz mi coś o nich. Może wspólnie ustalimy, kto zdradził co?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 26 Mar 2020, o 00:05

Próbował przypomnieć sobie jak do tego doszło. Jak został pojmany, jak znalazł się tutaj - a raczej jak został. Nie sądził, że Ossus stanie się jego więzieniem na dłuższy czas. Stracił rachubę czasu, odcięty od cyklu dnia i nocy. Stracił z oczu swoich ludzi, przyjaciół. Nieustający gniew, który był już i tak ogromny po ucieczce z Taris, kipiał w nim jak nigdy dotąd. Panował nad sobą, ale czuł jak nienawiść zjada go od środka.
Z chwilą gdy drzwi jego celi otworzyły się i po raz kolejny przyszli po niego, przypomniał sobie wszystko

*

Komandor Taynar uśmiechnął się.
- Nie wyglądasz za dobrze, Gveir. Zupełnie tak, jakbyś przed kimś lub czymś uciekał, dość długo.
Komandos westchnął, pozwalając sobie na chwilowe rozluźnienie maski jaką nosił.
- Można tak powiedzieć. Jedno hasło: Taris.
Oficer w sekundę przeszedł przemianę. Jego postawa się zmieniła, napiął się niczym struna w oczekiwaniu na akcje. Jego twarz z przyjacielskiej, zmieniła się w poważną maskę. Jak podczas czynności operacyjnych.
- Słyszałem, chyba nie chcesz mi powiedzieć..
- Byłem tam. Zostałem wysłany przez Inkwizycje i ISB, by odnaleźć zaginioną ekspedycję.
Źrenice komandora rozszerzyły się dwukrotnie, niczym u narkomana po kolejnej działce przyprawy.
- Inwkizycja? ISB? Co się stało?
Gveir machnął ręką. Położył hełm na jednej z wystających półek skalnych, oparł się plecami o ścianę ruin.
- Pułkownik Borgis wyciągnął sekcję. Wyposażył i dał zadanie. Hosnian Prime, potem wróciliśmy pod normalne skrzydła i teraz to bagno. Starczy powiedzieć, że - z kieszeni wyciągnął dysk z danymi. - nagraliśmy wszystko. Mieliśmy być ekipą ekstrakcyjną do zaginionej ekspedycji na Taris. ISB ustaliło, że ekspedycja ta wyruszyła nielegalnie, a cała załoga ISD z którego startowała ta zgraja, jest przesłuchiwana. Ekspedycja nie żyje, według zapisów holo i danych, zabił ich mocowładny w jakimś rytuale. Znaleźliśmy ich, a także mocowładnego i.. Codex nie żyje. Ten skurwysyn poplątał nam zmysły, nasłał rakghule. Codex zginął, musieliśmy uciekać. Przydzielono nam doktor Itterę i porucznika Baghara z ISB, do pomocy. Oni są też po uszy w gównie, ścigają ich. Dzięki nim się wydostaliśmy z tego piekła. Na tym - wskazał palcem dysk z danymi - jest zapis całej misji. Łącznie z odprawą, łącznością i zapisami holo. Doktor Ittera dodała swoje odczyty. Niech Wywiad zrobi z tego użytek i zatrzęsie ISB. Okazało się, że inkwizytor który nami dowodził też został renegatem, a jego misja była poza prawem i rozkazami.
Mówił długo i sprawnie. To chyba jeden z najdłuższych monologów jaki wypowiedział. Walczył z czasem, miał go niewiele. Założył hełm i poprawił oporządzenie.
- Nie mogę powiedzieć więcej, bo goni nas czas, komandorze. Wszystko jest w danych.
Komandor Taynar słuchał, przetwarzając i kodując wszystkie informacje. Zdawał sobie sprawę, że opis sprawy był pobieżny, ale ufał Gveirowi. Ufał na tyle, by w ciemno wziąć dane i uwierzyć w historię. Jego informacje o tym co stało się na Taris tylko uwiarygodniały relacje komandosa.
- Gveir, kontakt. Sonda wykryła zbliżające się obiekty w promieniu półtorej kilometra od nas. Idą na nas. - meldunek Hex otrzeźwił go, uruchamiając zwyczajowy tryb działania. Sprawdził stan naładowania baterii.
- Komandorze, odkryli nas. Musi pan uciekać.
Oficerowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Kilka komend rzuconych w link, w biegu. On również wybiegł, by dołączyć do swoich ludzi.
- Bahgar, Zin. Uciekajcie, to rozkaz. Namierzyli nas. Spierdalajcie.

**

Zwyczajowo, sprzedali mu kilka razy. Śmiecie z ISB. Wywlekli go z celi, ciągnąć po długich korytarzach więzienia. Stęchlizna i wilgoć były wszechobecne. Nie mówiąc o zaduchu i odorze spoconych ciał siepaczy. Próbował przypomnieć sobie ilu zastrzelili, zanim ich pojmano.

***

Napastnicy poruszali się dość szybko, niemal biegli do ruin. Widział jak komandor z swoimi ludźmi przedarli się przez gęstwiny i skrajem lasu zaczęli uciekać w sobie tylko znanym kierunku.
Zdawał sobie sprawę z oporu Zin, ale zapewne porucznik przemówił kobiecie do rozumu. Krótki meldunek Bahgara o tym, że odlatują uspokoił go. Kątem oka rejestrował jak Exterior unosi się nagle i wystrzeliwuje w górę.
- Wznoszą się, za chwilę wejdą na orbitę i skoczą dalej. - zameldowała Neya.
Niecałą minutę później rozpętało się piekło.
Rzucili ku nim dwa plutony uderzeniowe ISB, wzmocnione plutonem armii. Nim zostali pojmani,a ich zbroje przyjęły dziesiątki blasterowych strzałów gdy generatory tarcz odmówiły dalszej współpracy pod ostrzałem boltów, zdołali rozbić doszczętnie patałachów z armii. Nie przeżył nikt z żołnierzy Armii. Dopiero pod naporem ognia ISB ulegli, zabierając ze sobą ponad połowę sił ISB. Dopiero ogłuszeni, wystrzelani z amunicji, będąc na ziemi, poddali się.
Padł jako ostatni, od strzału ogłuszającego prosto w plecy. Nim to nastąpiło, zdołał zabić za pomocą wibronoża jeszcze jednego z nich. Potem była ciemność.

****

Gdy wprowadzali go do pomieszczenia, uśmiechnął się. Świadomość, że zdołał w takim stopniu uszczuplić zapasy zuchów z biura, napawała go radością. Nie umniejszało to chęci zemsty, ale mile łagodziło ból. Choć na chwilę.
Przeczekał pierwsze wyskoki owłosionego menela. Nie robiły na nim wrażenia.
Brał ich na przeczekanie. Kilka tygodni, może miesiąc lub dwa, zanim dane zaczną "żyć".
- Dziwne, bym nie rozpoznał siebie. - rzucił krótko, patrząc na swoją podobiznę. - Coś, jeszcze, bo śpieszę się do celi.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Mistrz Gry » 3 Kwi 2020, o 19:11

- Hmmm... Czyli nie wiele się od Ciebie dowiem. - Powiedział w końcu brodaty oficer wpatrując się Gveira. - Żadnych informacji? Żadnego nawet śladu podejrzenia? Cienia? Hmmm... No nic. Możesz iść... A hologramy... faktycznie paskudne. Mieliśmy dostać lepsze ale przysłali nam holoprojektory sprzed dwóch dekad. Cięcia w budżecie.

***

Strażnicy odprowadzili go, ale nie do celi. Choć początkowo szedł tą drogą to na jednym ze skrzyżowań bazy skręcił i po kilkunastu krokach został wprowadzony przez strażników do jasno oświetlonej sali. Tam zdjęto mu bransolety ograniczające i zdezaktywowano obrożę paraliżującą. Tam czekał na niego długi stół, ciepły posiłek i wszyscy członkowie jego oddziału. Oni wszyscy zaniemówili. A potem z miejsca, bez słowa wstali oddając tym samym honory dowódcy. Gveir zauważył, że ich talerze były już opróżnione, a oni sami wydawali się być zmęczeni. Z pewnością jedli pierwszy prawdziwy posiłek od... wielu dni. Gveir poczuł, że jego trzewia domagają się ciepłej zupy.
- Sierżancie, widzę, że sierżanta też nieźle wymaglowali. - Odezwał się kapral HE-9905
na jego twarzy (jak i na twarzy wszystkich) widać było wyraz ulgi i radości, że wszyscy są już razem. I w niczym nie przeszkadzało to, że te uśmiechy i ulga zdobiły twarze ludzi zahartowanych w boju i nawykłych do brudu pola bitwy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 4 Kwi 2020, o 13:41

Gdy pociągnęli go w kierunku innym niż do jego celi, pomyślał o tym, że albo postanowili zagrać ostrzej i zacząć go torturować, albo go sprzątną.
Nie spodziewałby się po ISB niczego innego, w końcu by dostać się do tej formacji wystarczyła szczera chęć niszczenia życia innymi istotom, stwierdzona kliniczna paranoja oraz skłonności sadystyczne i brak jakiegokolwiek wykształcenia. Słowem, chęć szczera zrobi z Ciebie oficera w ISB. Nie, żeby był smutny z widma śmierci. Kiedyś musiała nadejść. Czy w celi, w polowym szpitalu z powodu ran, czy na polu walki - czekała na niego.

Sen który śnił na Exteriorze prześladował go do tej pory. Zawsze zaczynał i kończył się tak samo. Ruan, bezkresne pola zboża, Słońce które zmieniało się barwę w karmazyn. I śmierć, z pasem udekorowanym głowami. Śmierć z mieczem świetlnym, równie krwistym co promienie chowającej się za horyzontem gwiazdy. Szkarłatna klinga przechodząca przez jego serce.
Alternatywą był sen bez obrazów, jak kamień.

*

Zaprowadzili go do innej celi, która okazała się małą mesą. Oświetlonej, wyposażonej w stół z ławkami. Przy niej siedzieli wszyscy - Hex, Guru i Neya. Brakowało tylko Codexa.
- Spocznij. - automatyczna odpowiedź, automatyczne odruchy. Pewnych rzeczy nie pozbędzie się do końca swojego życia. Wojsko stanowiło znaczną część jego życia. Odkąd jako dziewiętnastoletni szczaw znający tylko ciężką pracę na plantacji rodziny uciekł w ramiona Imperium, minęło jedenaście lat. Jedenaście lat służby. Nie liczył ile godzin spędził w bitwie, ile razy nakładał pancerz Szturmowca, a potem Storm Commando. Nie liczył ilości zdań, misji, a potem misji specjalnych. Nie mówiąc o tym jakiej grubości były jego akta w chwili obecnej, wraz z odznaczeniami.
Komandosi usiedli na swoje miejsca, a Gveir dołączył do nich.
- Zawsze maglują tych, których podejrzewają o dowództwo lub są najbardziej pyskaci. - odpowiedział na słowa Hexa, po czym zabrał się do jedzenia. Jadł szybko, cholernie sprawnie, jakby znowu był na szkoleniu podstawowym na Caridzie. Jakby znowu był rekrutem, a sierżant szkoleniowy miał zaraz wykrzyczeć, iż jego pluton kończy jeść i wybiega z mesy. Stare czasy. Drugim powodem dla którego zaczął tak szybko był fakt, że nie wiedział i nie potrafił rozróżnić czy jest to kolejna gra ISB. Nie wiedział, czy zaraz nie wpadną przez drzwi i razem z swoimi ludźmi nie będzie musiał spuścić wpierdolu siepaczom. Cóż, okazaliby wręcz szczyty debilizmu, gdyby tak zrobili. Zbijanie w kupę komandosów, jeszcze z jednego pododdziału, to skrajna głupota. Aż prosi się o mały bunt czy spontaniczną ucieczkę, poprzedzoną masakrą załogi.
Gdy skończył, pozwolił sobie na lekkie rozluźnienie.
- Czekamy na efekty. Biurokratyczna machina Imperium musi mieć trochę czasu, by ruszyć z miejsca.
To były jedyne słowa komentarza, na jakie sobie pozwolił. Doskonale wiedział, podobnie jak jego żołnierze, że mogą być podsłuchiwani oraz nagrywani. Szkolili ich w takich sytuacjach. Żołnierze sił specjalnych od zawsze prowadzili niebezpieczny taniec na krawędzi działań służb specjalnych, a te zawsze wykonywały brudną oraz niewdzięczną robotę. Paskudzącą wszystko i wszystkich, czego się dotknęły. Nawet tak uczciwych ludzi jak zwykli żołnierze, a przecież Gveir i jego sekcja byli tylko żołnierzami.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Mistrz Gry » 5 Maj 2020, o 17:32

Zjedli. Liczyli na to, że ktoś ich od razu zgarnie albo przynajmniej powie co dalej. Tymczasem pozostali pozostawieni sami sobie. Zaczęli czekać. Cierpliwie. Szkolenie wojskowe nauczyło ich cierpliwości. Czekali jak na rozkaz. Żaden rozkaz jednak nie przychodził. W ograniczonej przestrzeni kantyny czas bardzo szybko zaczął się dłużyć choć doskonale wiedzieli, że tak naprawdę mijające minuty mają swoje naturalne tempo.
Nie pozwalali sobie na zbyt wiele komentarzy i skupiali się tylko na bezpiecznych tematach. Obecność podsłuchu była oczywista aż nad to.

***

Drzwi otworzyły się nagle a nich pojawił się przesłuchujący ich brodaty oficer. W pełnym świetle wyglądał mniej niebezpiecznie i zdecydowanie bardziej zaniedbanie. Gveir już na pierwszy rzut oka wyłowił cztery znaczące nieregulaminowe uchybienia co do wyglądu i umundurowania. Gęsta broda, niedopięte guziki, wygnieciony materiał i brudne ręce. Na pagonach to indywiduom miało kapitańską szarżę.
- Spocznij. - Powiedział w ogóle nie zwracając uwagi na to, że ani Gveir ani jego podkomendni nie zdążyli nawet przyjąć postawy baczność.
- Siadajcie. - Dodał i z ciężkim sapnięciem osiadł na ławce. - Mamy kilka spraw do omówienia. ISB zaczyna pogrywać brutalnie. I musimy z nimi coś zrobić.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 28 Maj 2020, o 17:10

Proszę o zmianę MG.



Sekcja nie miała niczego innego do roboty, niż czekać. Czekanie było częścią życia żołnierza, wręcz ogromną. We wspomnieniach Gveira istniały misje, które poprzedzało czekanie - czasami dzień, dwa, choć był i tydzień. Długie wyczekiwanie, by ruszyć i zakończyć misję w szybkim tempie.

*

Podnieśli się z miejsc. Nie z szacunku dla stopnia, tylko z nawyków oraz regulaminu. Gdyby nie to, że pilnowali ich dość dokładnie - zwłaszcza w kwestii ostrych narzędzi podczas posiłków - sekcja już dawno byłaby poza murami, przechodząc po trupach strażników. Sierżant wiedział, że ogorzały oficer przesłuchujący musiał sobie zdawać z tego sprawę. Właściwie, to mógłby go rozsmarować na ścianie gołymi rękoma, ale wierzył, że czas gdy będzie strzelał do ISB jeszcze nadejdzie.
Usiedli po krótkiej chwili. Nie z polecenia, ale dlatego, że nie chciało im się dalej sterczeć. Każdym swym gestem okazywali pogardę wobec niższych form, za jakich uważano siepaczy z Inkwizycji czy ISB.
- My? - zapytał sierżant, mierząc wzrokiem oficera. - Nie ma nas, jesteście tylko wy i moja sekcja, chyba, że nastąpiła cudowna zmiana i nagle wystąpiłeś z ISB.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 19 Cze 2021, o 19:50

Wystarczyło kilka minut, by oddział Javelin 3-2 zdobył to co chciał - wolność.

Zaczęli od brodatego śledczego ISB, w nieznanej im randze, który stał się pierwszą ofiarą na pochodzie ku swobodzie. Pozbawiony broni, kodów dostępu, trzymany w morderczym uścisku Neyi, zdołał wychrypieć informację o gotowym do starcie statku T-4a klasy Lambda, znajdującym się w hangarze poniżej.
Dalej było z górki. Więzienie było jedną z ukrytych, tymczasowych placówek. Przetrzymywali tu więźniów poza oficjalnym systemem imperialnym, w odosobnieniu, na łasce ISB. Oprócz dziesięciu więźniów, w których pochodzenie, ani winę Gveir nie wnikał, znajdowało się tutaj tyle samo strażników. Przeciętne trepy ISB, zapewne zgarnięte z Armii Imperialnej, z dala od cywilizacji, stały się gnuśne, powolne i rozdrażnione. Niezdolni do stawienia czoła komandosom, uzbrojonym tylko w pistolety blasterowe i swoje szkolenie, podzielili los brodacz, którego ciało leżało na podłodze jednego z pomieszczeń a wypalona dziura po bolcie świadczyła o ostatnich chwilach przesłuchującego.
Nie pozostawili przy życiu któregokolwiek ze strażników, a więźniowie mało ich obchodzili. Mieli szczęście, że ich sprzęt znajdował się w zbrojowni, rzucony gdzieś w kąt niczym rupiecie lub skrzynie z zaopatrzeniem. Taki stosunek do sprzętu wartego wiele milionów kredytów, mógł cechować tylko idiotów z ISB. Gveir gardził nimi bardziej, niż oficerami Armii Imperialnej.

Czwórka całkowicie czarnych postaci wkroczyła na statek, zostawiając za sobą ciszę i trupy. Ostatnią nutą w tym koncercie był włam do systemów więzienia, poczyniony przez Neye. Zabezpieczenia nie stanowiły dla niej większego wymagania i po minucie była w samym środku systemu. Najwyraźniej ISB nie znało, albo nie mogło do końca potwierdzić tożsamości komandosów, gdyż figurowali jako nieznani z personaliów oraz numeru operacyjnego ludzie, posługujący się wysoce wyspecjalizowanym sprzętem klasy militarnej, pojmanych w wyniku informacji jakie uzyskano od anonimowego informatora.
Ostatnim czym zrobili, zanim opuścili hangar, było otworzenie cel z więźniami.
Wylatując z hangaru, posługując się skradzionymi kodami, odlecieli z Ossus.

- Gveir, co teraz? - zapytał Hex, obracając się na fotelu w kokpicie statku. Własnoręcznie pilotował, a w obsłudze systemów pomagała mu Neya. Guru przeszukiwał statek.
Sierżant uśmiechnął się lekko i obrócił ku swojemu przyjacielowi.
- Sprawdzimy jakiego bajzlu narobiły nasze informacje, a jeśli będzie trzeba. - to powiedziawszy, wysunął małą kość pamięci z pancerza przedramienia gdzie wbudowany był mały komputer i pokazał ją kapralowi. - to poprawimy po komandorze lub doktor Zin. Sprawdź Holo-Net. Jeśli będzie trzeba, ponownie nawiążemy kontakt z komandorem naszymi starymi metodami.
Ustawiwszy statek na właściwym kursie, skoczyli w nadprzestrzeń, w sobie tylko znanym kierunku. Mieli kilka osób do zabicia.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Ossus] - Spotkanie

Postprzez Gveir » 8 Sie 2021, o 12:00

Dalsze losy, a raczej epilog sierżanta GV-3921 i sekcji Javelin 3-2

Incydent z mocowładnym na Taris, w który zamieszana była Inkwizycja i użyto oddziału Javelin 3-2 odbił się szerokim echem w służbach imperialnych. Komandor Taynar zdołał wydostać się z Ossus jako wysokiej rangi oficer Wywiadu Imperialnego razem z danymi. Odszyfrowanie ich oraz analiza zajęła jego zespołowi kilka dni, ale obraz jaki wykrystalizował się z informacji, przytłaczał oraz przerażał. Takiego haka potrzebował Wywiad. Droga służbowa, jaką przebyłby meldunek, została skrócona do niezbędnego minimum. Komandor Taynar referował sprawę samemu admirałowi, szefowi Wywiadu.
Imperialna służba od wielu lat pozostawała w cieniu poczynań ISB i Inkwizycji, znosząc szykany oraz odległe miejsce w szeregu, często musząc naprawiać bałagan jaki wyrządziły te dwie instytucje.
Kontrolowany wyciek informacji zaczął swój niszczycielski marsz.

Pakiet danych zaczął krążyć najpierw w Marynarce, kierując podejrzenia na tą gałąź sił militarnych. Szybko obiegł cały Korpus Szturmowców, wzbudzając niemałe echo wśród żołnierzy oraz oficerów. Co prawda tożsamość komandosów pozostała ukryta, jednak mała garstka żołnierzy - w tym porucznik, który w przeszłości był sierżantem FK-3396 i dowódcą sekcji Javelin 3-2 rozpoznał swoich podwładnych - poznała byłych Szturmowców, to dla większości żołnierzy byli anonimowymi komandosami. Bardzo szybko pakiet rozlał się po wszystkich, docierając do ISB i Inkwizycji, która wpadła w nie małe kłopoty. Naczelne Dowództwo starało się opanować pożar, który dotarł do samego Imperatora. Jego gniew był ogromny.

**

Sekcja Javelin 3-2 pozostawała w ukryciu przez kilka tygodni, prowadząc walkę partyzancką. Na jej konto przypisuje się zniszczenie kilkunastu obiektów ISB - głównie małych posterunków nasłuchowych, pomniejsze koszary w jednym z imperialnych miast czy zestrzelenie statku transportowego z kadetami ISB. We wszystkich raportach, nie było mowy o ocalałych. Zamaskowani żołnierze w pancerzach komandosów, których cyfrowe sygnatury były albo zamaskowane albo wymazane, mordowali każdego funkcjonariusza ISB. Nagrania z systemu monitoringu jednego z posterunków nasłuchowych, pokazują jak sekcja komandosów wykańcza rannych. Często pojedynczym strzałem w głowę czy poderżnięciem gardła. Wytropienie i rozbicie dwóch zamaskowanych komórek Inkwizycji nie przeszło takim echem z racji charakteru jawności owych grup. Zamiast tego była mowa o "pseudo-gangsterskich porachunkach na planetach Zewnętrznych Rubieży, które pozostawały w panowaniu Imperium." HoloNet wypluwał informacje o "dobrze uzbrojonej i wyszkolonej grupie najemników, mordującej konkurencje."
W rzeczywistości, Javelin 3-2 mordowało ludzi Inkwizycji. Na ciele jednego z nich, pozostawiono krótką wiadomość, którą przybito wibronożem.
"Za to, co zrobiliście CX-7611"

Kresem partyzanckich rajdów był ponowny kontakt komandora Taynara z sekcją. Javelin 3-2 został ułaskawiony i oczyszczony z zarzutów zdrady, przypisanych Inkwizycji oraz ISB. Komandosi zostali przywróceni do służby w trybie natychmiatowym, z zachowaniem stopni, odznaczeń i ciągłości służby, bez uszczerbku na ich dobrach zgromadzonych na kontach.
W oficjalnych aktach incydent na Taris oraz jego następstwa dla żołnierzy został wymazany, nie wspominając o tym epizodzie w służbie. Co prawda Wywiad zatrzymał wszelkie akta, jednak wiązało się to z nierozerwalną więzią Storm Commando i Imperialnych Służb Wywiadowczych. Wojsko trzymało się razem, chroniąc swoje tyłki.
Na inkwizytora Durhasha został nałożony wyrok śmierci, który sekcja Javelin 3-2 - na osobistą prośbę sierżanta - zaplanowała oraz przeprowadziła własnoręcznie. Luka w zabezpieczaniach, która objawiała się krótkim okienkiem transferowym więźnia jakim był Inkwizytor, stała się grobem dla oprawcy komandosów. Zamaskowany transporter pędzący ulicami Hosnian Prime, został zaatakowany przez grupę nieznanych napastników. Komandosi, by ukryć swoją tożsamość oraz przynależność, nosili wyposażenie, które można było przypisać zarówno najemnikom jak i buntownikom. Ukrywając twarze za hełmami, sekcja Javelin 3-2 wyegzekwowała pułapkę. Eskorta transporter została zdmuchnięta minami kierunkowymi oraz ostrzelana z heavy reapetera, szatkując funkcjonariuszy ISB. Sam transporter został trafiony w szoferkę długim blasterowym boltem, kończąc jego byt krótkim granatem. Oszołomiona eskorta więźnia została wybita, a sama Durhash rozstrzelany na środku ulicy, po wcześniejszym wyciągnięciu go z środka zniszczonego transportera. Nie brakowało świadków, którzy później zeznali o wyjątkowej sprawności, brutalności w działaniu i ogromnej bezczelności, gdyż egzekucje - jak podkreślali - wykonano na imperialnej planecie, w środku dnia, na ruchliwej ulicy. Niektórzy z widzów zeznali, że więzień rasy Torguta błagał o litość i najwyraźniej miał pojęcie kim są zamaskowani oprawcy. Inkwiztor Durhash zdjęty paraliżem gdy jego błagania oraz prośby spełzły na niczym, uklęknął przed sekcją. Egzekucje wykonano przepisowo, zgodnie z procedurami plutonu egzekucyjnego, strzelając jednym boltem.
Napastnicy zniknęli tak szybko, jak szybko się pojawili, a cała akcja trwała zaledwie pięć minut. Służby porządkowe przybyły na miejsce zdarzenia tylko po to, aby zliczyć ciała oraz ugasić wraki.

***
Losy pułkownika Fegsona oraz innych fukcjonariuszy ISB zamieszanych w "operacje na Taris" były jeszcze bardziej enigmatyczne. Funkcjonariusze ginęli w dziwnych okolicznościach, często dalekich od jednoznacznego wskazania militarnych korzeni owych sytuacji. Wypadki komunikacyjne, śmierć w wyniku splotu niefortunnych wydarzeń czy otrucia, obiegły szeregi tej instytucje niepokojącym dreszczem.
Jedynie pułkownik Fegson zginął w dość drastycznych okolicznościach. Jego osobisty statek został zestrzelony przez zabłąkaną torpedę jonową, która nie miała prawa znaleźć się w tamtym miejscu i czasie, a jednak trafiła z niezwykłą precyzją. Myśliwiec TIE z którego wystrzelono torpedę został zdiagnozowany, a pilot przesłuchany, jednak w wyniku śledztwa nie stwierdzono ingerencji. Wypadek zrzucono na malfunkcje oprogramowania. Prawda była taka, że statek pułkownika został oznaczony przez sekcje Javelin 3-2, co pozwoliło torpedzie trafić z niezwykłą precyzją. Wrak statku spadł wprost na zabudowania militarne na planecie Ossus, która stała się grobem dla pułkownika ISB. Pogrzeb był krótki, ale z zachowaniem protokołu państwowego, pomimo ciążących na oficerze zarzutach. Śledztwo w sprawie poczynań pułkownika Fegsona na Taris, trwające już blisko rok, zostało zakończone jego nagłą śmiercią.

****

List kondolencyjny i zawiadamiający o śmierci Codexa nigdy nie został wysłany do jego rodziny na Kalandix IV, w sektorze Pallis.
Gveir dostarczył go osobiście, razem z resztą oddziału, ubrani w wyjściowe mundury Korpusu. Wzbudziło to nie małą sensacje, gdyż mundurowi pojawiali się tam dość rzadko, a na pewno nie w wyjściowych mundurach. Spodziewano się wszystkich: od siepaczy ISB, po oficerów Armii czy rekruterów, ale nie żołnierzy Korpusu. Ich charakterystyczne, czarne mundury, odcinały się na tle wszystkiego. Gveir nie mógł zdradzić szczegółów misji oraz służby Codexa. Zginął w walce, tylko to się liczyło. Środki zgromadzone przez lata, zostały przekazane rodzinie, choć matka - jako jedyny żyjący rodzic - wolałaby zobaczyć żywego syna, zwłaszcza, że minęło ponad dwadzieścia lat.
Symboliczny pogrzeb przebiegł w milczeniu, po czym komandosi wrócili do swoich obowiązków. To właśnie wtedy poznał jego prawdziwe imię: Kell Tyson. Takie personalia pojawiły się na symbolicznym nagrobku.
Gveir zaskoczył swoich przełożonych, składając pierwszy od ponad dwudziestu lat, wniosek o urlop zarówno dla siebie, jak i swoich ludzi. Zaskoczony faktem dowódca Gveira "że dopiero teraz", podpisał wniosek zezwalając na miesięczny wypoczynek. Komandosi udali się w swoje miejsca wypoczynku, pozostając w strefie Imperium.

****

A sierżant?
Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat, postawił swoją stopę na Ruan. Ubrany w cywilne ubrania, wyruszył w podróż na pokładzie transportowca wylatującego z jednego z ISD, na którym stacjonował, a który nieoficjalnie był bazą dla Storm Commando jako formacji. Skrzynie z sprzętem spoczęły w magazynie, czekając na powrót żołnierzy z urlopu, a mundury spoczęły w szafkach, na kolejne lata niebytu.

Ogarnęły go dawno nieznane mu uczucia, gdy tylko wylądował na rodzimej planecie. Bezkresne pola i niemal morza płaskiej przestrzeni, uruchomiły dawno schowane wspomnienia. Kolejny, tym razem cywilny, transporter wylądował w jedynym kosmoporcie w mieście, będący stolicą całej planety, choć nazwanie tego miastem było dalekim uproszczeniem. Gveir widział większe i bardziej rozbudowane miasteczka na niektórych planetach, choć musiał przyznać, że przez lata nieobecności miasto zmieniło się, nabierając bardziej urbanistyczny charakter. Wypożyczając cywilną wersję 74-Z speeder bike, ruszył w kierunku domu. Pamiętał drogę, zupełnie jakby zniknął dopiero wczoraj. Ścinając pola uprawne, drogi, farmy oraz nieliczne doliny, po swojej prawej stronie za towarzysza miał wschodzącą nad horyzontem gwiazdę, witającą Ruan nowym dniem.
Ubrany w swoje cywilne ubrania, odstawał od standardów planety, jednak było mu to obojętne. Syn marnotrawny powrócił do domu, chociaż na chwilę. W kieszeni jego koszulo-bluzy leżało zdjęcie rudowłosej kobiety, młodzieńczej miłości. Z dali dostrzegł budynek, który był jego domem. Wraz z zbliżaniem się, kształty stawały się wyraźniejsze, a rodzinna farma rosła w oczach. Z każdą sekundą, podczas zbliżania się do zabudowań, przypominał sobie dawne klisze. Wspomnienia żyły w nim przez tyle lat, ukryte głęboko w pamięci, czekając na odpowiedni moment. Mijał budynki gospodarcze, spichlerz będący znakiem charakterystycznym i wyznacznikiem tego, gdzie zaczynają się tereny jego rodziny.
Z chwilą wylądowania na polu, zalała go fala nieznanych mu emocji. Każdy kolejny krok stawiany po trawie przybliżał go do tego, co było nieuniknione, ale wyczekiwane.

Jego rodzice poznali go w sekundę. Mimo wielu lat rozłąki, wyczuli w nadchodzącym mężczyźnie pierwiastek znajomych genów. Oto szedł ku nim dawno stracony syn, który zniknął bez słowa i pożegnania. Zmienił się, zarówno fizycznie jak i psychicznie, czego odzwierciedleniem był sposób bycia oraz aura jaką emanował. Oboje czuli, że dorosły mężczyzna w sile wieku, był ich synem. Bez słów i zbędnych gestów, rodzice niemal padli w silne ramiona syna.
Przyjął ich, ważąc ciężar ich ciał oraz dusz a spracowane ciało żołnierza dźwignęło wagę tej chwili. Wtulił się w znajome twarze, zaznając po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat ludzkich uczuć.
- Po wszystkim zaprowadźcie mnie do Niej. - to jedyne słowa, jakie zdołał wydusić z siebie, trwając w uścisku bliskich.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10


Wróć do Zewnętrzne Rubieże

cron