Content

R.I.P.

Kirk Rinet

Postaci martwe.

Kirk Rinet

Postprzez Kirk Rinet » 22 Maj 2013, o 22:44

1. Nazwa postaci: Kirk Rinet

2. Rasa: Człowiek

3. Profesja: Pilot, wolny strzelec

4. Data i miejsce urodzenia: Agamar, 42 ABY

5. Usposobienie:
Kirk jest wesołkiem. Tak można powiedzieć w skrócie i zawrzeć w tej informacji niemal wszystko, co warto o nim powiedzieć. Zdecydowanie brakuje mu wyobraźni jeśli chodzi o takie pojęcia jak "śmierć", "kalectwo" czy "zestrzelenie". Oczywiście zdaje sobie sprawę, że takie zjawiska istnieją w znanej galaktyce, ale przydarzają się tylko innym, a on sam nie czuje się tym zagrożony. Zdecydowanie jest osobą towarzyską, lubi gadać na absolutnie dowolny temat i opowiadać wymyślone historie o dawnych dziejach. Historie te charakteryzują się zresztą tym, że są absolutnie nierealistyczne i słuchacze raczej się nie nabierają. Nie jest typem mózgowca, z czego zdaje sobie sprawę i zakłada, że w załodze są ludzie, którzy potrafią używać trudnych słów bez jąkania się i samym gadaniem osiąganą więcej niż on myśliwcem.
Niezbyt cierpliwy, w sytuacjach stresowych zdarza mu się najpierw strzelać, a dopiero później pytać, co może się nie za dobrze skończyć. Lubi gry losowe i chociaż rzadko gra na wysokie stawki, to wrodzony upór sprawia, że zawsze usiłuje się odegrać co nie kończy się dobrze. Zdecydowanie nie trawi wszelkich dowcipów o mieszkańcach Agamara i nieraz wdawał się w bójkę próbując bronić dobrego imienia ojczystej planety. Z drugiej strony potrafi wykorzystać stereotypowe postrzeganie Agamarian na swoją korzyść i udawać wiejskiego durnia z całkiem sporym talentem.

6. Wygląd:
Przeciętny obserwator stwierdzi, że jest to niezbyt wysoki, niebieskooki blondyn o dość o wysportowanej sylwetce. Z jego ruchów przebija energia, a mężczyzna zawsze wygląda jakby mu się gdzieś spieszyło. Kirk rzadko jest w stanie długo siedzieć w bezruchu i dlatego nieustannie wierci się lub drapie. Co bardziej spostrzegawczy obserwatorzy są w stanie zauważyć, że dwa z jego zębów nie są prawdziwe, a nawet ci mniej bystrzy zauważą noszący ślady złamania nos, którego z powodów pryncypialnych nie chce wyprostować. W sumie najbardziej wyróżniająca go cechą są długie jak na człowieka palce, skąd się wzięły wie jedna tylko cholera, bo w jego rodzinie nie była to cecha charakterystyczna.
Jeśli nie ma na sobie swojego szarego kombinezonu pilota to przeważnie nosi praktyczny kombinezon o kolorze, na którym podobno nie widać plam, na to zakłada kamizelę lub stary płaszcz. Nie jest jednak specjalnie wybredny i jeśli potrzebuje rzeczy na zmianę to "pożycza" brakujące z cudzych szafek. Oczywiście odkłada wszystko na miejsce, ale nadal budzi tym "kontrowersje".

7. Umiejętności:
Umiejętnością, którą Kirk zarabia na życie jest sprawianie, że jednostki kosmiczne lecą. To, że robią to w sposób skoordynowany i planowy, jest dodatkową zaletą. Nie aspiruje do miana wybitnego pilota i do tej pory latał głównie myśliwcami, ale jeśli zajdzie potrzeba, upora się też ze sterowaniem co mniejszym frachtowcem. Jest w stanie w ograniczonym zakresie zająć się uszkodzeniami swojego myśliwca, chociaż najczęściej są one albo poza jego zasięgiem lub zwyczajnie mu się nie chce. Kirk jest bardzo szybki. Bez względu na to czy trzeba gdzieś sprintować, czy właśnie przeciwnik zaczął sięgać po broń i trzeba wyciągnąć własną jest spora szansa, że Kirk będzie pierwszy. Strzelcem jako takim jest całkiem niezłym, ale na samym "Smoku" nie brakuje lepszych od niego. Całkiem przydatna i często wypróbowywana jest sztuka walki wręcz lub za pomocą pierwszego narzędzia jakie wpadnie w ręce. Bójki barowe potrafią sporo nauczyć. Umiejętnością innego rodzaju, zupełnie nie bojową, ale nie mniej przydatną jest gotowanie. Kirk gotować potrafi i to naprawdę dobrze, chociaż nie lubi tego robić i wymaga specjalnych starań (lub łapówki), zanim zgodzi się coś przygotować. Mówi basiciem i Bocce, potrafi zamruczeć po Hutesse i skląć Rodianina w jego ojczystym języku.

8. Ekwipunek:
- Pistolet blasterowy IR-5
- Q4 "Quickfire" hold-out blaster
- cyfronotes, komunikator i cały tym podobny sprzęt
- szary, wyściełany kombinezon pilota

9. Posiadany dobytek/majątek:
- 1000 kredytów
- droid astromechaniczny R6-D2 "Błyszczyk"
Astromech pamiętający lepsze czasy, kiedy wszystko było nowe i piękne. Model zdecydowanie nie należy do nowoczesnych i kilkakrotnie był już naprawiany, ale nadal jest w pełni sprawny. Przeszedł kilka modyfikacji, które w znaczący sposób nie wpłynęły na jego możliwości, a jedynie poprawiły trwałość. Kiedy pierwszy raz zetknął się ze swoim aktualnym właścicielem, był pomalowany na przeraźliwie jaskrawo żółty kolor, który potrafił wywołać odruchy wymiotne. Co gorsza żółty lakier okazał się wyjątkowo odporny na znane Kirkowi sposoby rozpuszczania i w niektórych miejscach nadal przebija przez warstwy nowego, ale najwyraźniej nie tak odpornego. Aktualnie bezrobotny.

10. Historia:
Urodzony na pięknej, chociaż niecieszącej się specjalnie dobrą opinią planecie Agamar. Jego rodzice mieli farmę, hodowali zwierzęta, uprawiali ziemię i jakoś wiązali koniec z końcem. Kirk był jednym z członków licznej, hałaśliwej i bezustannie się kłócącej rodziny, składającej się z rozmaitych wujków, stryjków i kuzynów mieszkających czasami nawet od cztery dni drogi od siebie, a mimo to spotykających się wyjątkowo regularnie. Ale mieszkanie na peryferiach planety, mimo że może brzmieć romantycznie jest dość uciążliwe. Po pierwsze Kirk nie miał zbyt wielu znajomych, którzy nie byliby członkami jego rodziny, a po drugie pojęcie szkoły rozumiał jako kursów, które wykonywał w domu i wysyłał w odpowiednie miejsce, gdzie był sprawdzany jego poziom wiedzy. Poza tym spoczywała na nim masa obowiązków związanych z serwisem maszyn używanych na farmie, zbiorami, wypasem i szukaniem wody kiedy źródła wysychały. Zdecydowanie nie było to interesujące życie.
To właśnie pragnienie odmiany sprawiło, że Kirk opuścił rodzinną farmę. Nie odszedł sam. Można uznać, że wziął udział w wielkiej ucieczce smarkaczy z Agamara. Poza nim wzięli w niej udział dwoje jego kuzynów i ośmioro innych dzieciaków, które pragnęły przeżyć przygodę życia. Pierwszym przystankiem na ich trasie była Calna Muun. Miasto niewyróżniające się niczym specjalnym, ale co istotne będące najważniejszym kosmoportem planety. Tam mieli czekać, aż wuj jednego z nich latający dużym frachtowcem na linii Agamar-Borosk pojawi się na orbicie. Nie trwało długo, aż frachtowiec "Gwiazda Ferrena" pojawił się na orbicie. A jej kapitan był w ciężkim szoku, kiedy jego bratanek pojawił się dziesięcioosobową obstawą. Pierwsze co zrobił to się wściekł, drugie to pognał precz wszystkich niepełnoletnich, a pełnoletnich jasno poinformował, że nie będzie ciągał ze sobą bandy darmozjadów. Każdy musiał jak najszybciej wymyślić jakąś cenną umiejętność, która pozwoliłaby mu zostać na pokładzie. Kirk został kucharzem. Gotował dobrze, a przynajmniej znacznie lepiej niż droid kuchenny i dzięki temu zdołał zagrzać sobie miejsce. Zarabiał grosze, ale przynajmniej miał co jeść i wyrwał się ze swojej planety.
Krok pierwszy miał za sobą, ale gotowanie na postarzałej "Gwieździe" nie było ciekawszym zajęciem od zajmowaniem się farmą na Agamarze, można nawet powiedzieć, że było nudniejsze. Miało jednak dobre strony, Kirk uczył się od pilotów, głównie od krewnego kapitana, który był oczkiem w głowie wuja szykowanym do przejęcia schedy trudnej sztuki pilotażu. Nie poświęcał temu tyle czasu co oni, ale szybko okazało się, że nie brakuje mu pewnego talentu do sterowania jednostką. Minął rok nudnej i niewdzięcznej roboty, kiedy Kirka odwiedził stary znajomy. Jedyną osobą, która poza nim i młodym Ferrenem nie wróciła na Agamara była przebojowa Leslie Quine. Dziewczyna spędziła miniony rok dalece produktywniej niż on i była już członkinią niewielkiej, ale sprawnie operującej grupy najemników specjalizującej się w roli konwojentów i szukała dla niej nowych członków. Dla Kirka była to okazja życia, a fakt że mimo jego miernych umiejętności bojowych został przyjęty był znakiem, że albo byli bardzo zdesperowani, albo Leslie była wyjątkowo przekonywująca. W każdym razie przed Kirkiem było kilka miesięcy ciężkiej pracy, żeby osiągnąć akceptowalny dla reszty poziom. Trenował na symulatorach, ćwiczył na strzelnicy i musiał łączyć to z normalną służbą jako członek zespołu na frachtowcu klasy Xiytiar, który był głównym transportowcem grupy. Jednostka była wyjątkowo brzydka i nie imponowała osiągami, ale jako baza dla myśliwców spisywała się całkiem dobrze. Kirkowi zdarzało się czasem siadać za sterami, jeśli nie spodziewano się kłopotów, a sternik pilnie potrzebował pójść do łazienki i już nie wracał. Pierwszym myśliwcem za sterami którego zasiadł był stareńki Z-95, pilotowanie którego było dużo większym wyzwaniem niż niż sama misja, która minęła gładko. Kirk powoli zyskiwał uznanie jako pilot i stopniowo poprawiała się jego pozycja w grupie. Pierwsze bojowe zestrzelenie zaliczył podczas eskortowania konwoju zdążającego na Parmic. Brzydal zmierzył się z brzydalem, ale to Kirk okazał się lepszym pilotem. Misje, konwoje, przesiadywanie na pokładzie transportowca, z rzadka alarm bojowy, wtedy na ogół krótkie, ale zażarte starcia i życie toczyło się dalej. Aż do pewnego momentu, w którym wiele się zmieniło. Zadaniem Kirka i grupy było eskortowanie wielkiego tankowca o dumnej nazwie "Bastion" na Nar Shaddaa. Trasa była dokładnie zaplanowana i wszystko szło zgodnie z planem do czasu, kiedy z nadprzestrzeni wyskoczyło półtuzina myśliwców i błyskawicznie otworzyło ogień. Musieli mieć doskonałe informacje, bo momentalnie przeciążyli tarcze transportowca, a wyskakujące w ślad za nimi bombowce dobiły jednostkę zanim jakikolwiek myśliwiec zdołał wystartować. W przestrzeni zostali napastnicy, dwa myśliwce konwoju z kompletnie zaskoczonymi pilotami i tankowiec. Kirk nie miał przygotowanych koordynatów skoku, dwa myśliwce już leciały w jego stronę i nie widząc dla siebie żadnej nadziei skoczył na ślepo w nadprzestrzeń.
To było zdecydowanie najdłuższe dwadzieścia sekund jego życia. Był zielony ze strachu, astromech dostał czkawki ze zgrozy, a sama maszyna zachowywała się jak pijana. Ale co najważniejsze przeżył. Kirk wylądował na pierwszej planecie jaką udało mu się znaleźć po odzyskaniu kontroli nad komputerem nawigacyjnym. Wysłał wiadomość i czekał na odzew jakiegokolwiek ocalałego członka grupy. Nie doczekał się. Mógł wrócić na swoją ojczystą planetę i poważnie rozważał tę opcję. Pewnie byłby przywitany jak syn marnotrawny wracający z podróży, ale nie chciał żeby się nad nim litowano i podjął decyzję jak pewnie setki wagabundów przed nim. "Nie wrócę do domu, żeby mi współczuto. Zostanę tutaj i umrę na wygnaniu". Sprzedał myśliwiec, imał się przeróżnych zajęć, żeby związać koniec z końcem, aż pewnego razu trafiła się okazja i zaciągnął się na piracki statek "Smok Krayt". Jego kapitan potrzebował pilota myśliwca, a Kirk potrzebował pracy nawet jeśli A-wingi różniły się od X-TIE i X-ceptorów, z których głównie korzystała jego dawna kompania, a sam "zawód" był niezbyt etyczny. Sumienie trochę dokuczało, ale dało się z tym żyć. Kirk uczył przyszywaną córunię dowódcy pilotażu, chociaż dręczyło go przeczucie, że smarkula może być w przyszłości lepsza od niego. Wziął udział w paru napadach, raz prawie dał się zastrzelić i radośnie doceniał każdą przerwę na planecie z barem.
Ta bitwa jest już przegrana, ale jest dopiero druga, zdążymy wygrać następną.
Kirk Rinet
New One
 
Posty: 24
Rejestracja: 27 Wrz 2012, o 14:00

Re: Kirk Rinet

Postprzez Mistrz Gry » 26 Paź 2013, o 21:40

Zginął w 70 ABY w czasie publicznej egzekucji na Arenie Gladiatorów na stacji Zordo's Haven. By przynieść mu wieczną hańbę, wykastrowanego przez mynocki, nabito go na pal.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Wróć do R.I.P.