21 lat po Bitwie o Yavin
Peter Covell, młody Rycerz Jedi, spoglądał to na orbitalne stocznie Corellian Engineering Corporation, to na otaczające planetę wianuszki lądujących i startujących statków. W tej jednej chwili tysiące istot budowało dziesiątki frachtowców i okrętów wojennych, tysiące opuszczało lub wlatywało w przestrzeń Korelii, zaś miliardy innych żyło na kosmicznej skale poniżej. Pracowali, odpoczywali, uczyli się, kochali, spotykali, bawili, chorowali, bogacili i umierali.
A on w tym mrowiu miał znaleźć dwóch Rycerzy, którzy kilkukrotnie nie zameldowali się w czasie okienka kontaktowego. Rada Jedi, biorąc pod uwagę charakter ich misji, uznała ten fakt za wielce niepokojący i postanowiła wysłać kogoś na poszukiwania w celu wyjaśnienia sprawy.
Covell, dobrze znając zarówno charakter zaginionych, jak i przybytków, w których mieli prowadzić śledztwo, uznawał że tych dwóch zabalowało w klubach nocnych i kiedy tylko wyleczą kaca skontaktują się ze Świątynią.
Na zardzewiałe droidy! Sam chętnie zabrałby Aeshi do jakiegoś klubu na Korelii.
Albo nie. Lepiej na Coruscant. Na Korelii mogliby spotkać zbyt wiele kobiet, które były obecne w jego poprzednim życiu. Mogłoby się to skończyć skopaniem czterech liter Covella w sposób uwłaczający jego męskiej godności.
-Będziemy wchodzić w atmosferę, zapnij pasy - głos Mistrza Jedi, Gyar-Than Hadyyka oderwał Petera od przyglądania się na wpół skończonej koreliańskiej korwecie.
-Mhm. Te kobiety pewnie też poszły w tango - zauważył, że Gyar-Than podnosi lewą brew, więc uzupełnił wypowiedź. - Korelia taka jest. Pełna zawadiackich przemytników przyciągających płeć przeciwną niczym droidy Jawów. Mogę się założyć, że młode, atrakcyjne turystyki bardzo chętnie pozwoliły sobie "zaginąć". Pojawią się w domu, gdy tylko Kapitan Czaruś odleci w kierunku Nar Shaddaa czy Tatooine. Albo okaże się, że jego "luksusowy jacht" to jakaś stara krypa, a on duże pieniądze to ma w zastawie, a nie kieszeni.
Covell usiadł w fotelu i zapiął pasy, kiedy zorientował się, że jest ostatnim z pasażerów, który jeszcze tego nie zrobił. Siadając, całkowicie nieświadomie, otaksował spojrzeniem przechodzącą obok stewardessę. Nie wiedzieć czemu, przed oczami wyobraźni stanęła mu, wywijająca mieczem świetlnym, Aeshi Airhart.
-Jeśli zaś chodzi o Quasara Winddivera i tego drugiego... ciągle zapominam... Nieważne. Jeśli o nich chodzi to cały Zakon wie, że potrafią balować jak nikt inny w Świątyni i nie jest to pierwszy raz, gdy zniknęli na kilka dni. Biorąc pod uwagę fakt, że śledztwo mieli rozpocząć w klubach w najbardziej rozrywkowej części Coronet to nie spodziewałbym się niczego innego niż tego, że sami stoją za przedwczorajszym "zaginięciem" czterech dziewczyn...